Zbiórki internetowe czeka rewolucja
Crowdfunding inwestycyjny czekają spore zmiany. Już nie milion euro, a docelowo aż pięć będzie można zebrać na rozwój swojego startupu z wykorzystaniem internetowych platform. Jednak pomysłodawcy będą musieli jeszcze rzetelniej podchodzić do swoich ofert
Platformy crowdfundingowe będą bowiem musiały dokładniej przyglądać się projektom inwestycyjnym i będą podlegać pod KNF. Dlatego spoglądają w kierunku Estonii, bo tam państwowy regulator nie będzie kontrolował platform.
Crowdfunding cieszy się w Polsce niesłabnącą popularnością. Internetowa społeczność skrzykuje się i zbiera środki na wiele celów. Począwszy od tych najbardziej popularnych, czyli zbiórek charytatywnych, po kwestie dotyczące spraw społecznych, po wsparcie biznesowe - dla startupów czy innych przedsięwzięć inwestorskich. Co ciekawe pandemia nie zmieniła trendu, ale sprawiła, że zbiórki internetowe jeszcze bardziej przyspieszyły. Powód jest bardzo prozaiczny - w 2020 roku niemal całe nasze życie przeniosło się do internetu i częściej natrafiliśmy na okolicznościowe zbiórki. Crowdfunding pozwalał nam wesprzeć finansowo m.in. ratowników medycznych, szpitale (szczególnie przy pierwszej fali epidemii) lub też ulubioną restaurację czy trenerów personalnych, którzy właśnie stracili swoje źródło zarobkowania.
Według raportu portalu zrzutka.pl (jednej z bardziej popularnych w Polsce platformy organizującej zbiórki) rynek crowdfundingu w 2021 roku będzie wart dwa miliardy złotych i urośnie o miliard w porównaniu z rokiem poprzednim. Najwięcej, bo aż 1,5 miliarda Polacy przekażą na cele charytatywne, a ok 150 mln przeznaczą na tzw. zbiórki udziałowe. Jest to forma finansowania firm w fazie rozwoju, które poszukują kapitału, a inwestorzy w zamian za przekazane środki otrzymują akcje spółek. Przykłady? Najbardziej poruszają wyobraźnie zbiórki na rodzącym się w Polsce rynku konopnym. Kombinat Konopny potrafił zebrać milion euro w mniej niż 40 minut, a trwało to tak “długo”, bo padły serwery. CanPoland wyciągnął wnioski i taką samą kwotę zebrał w 11 minut. Dlaczego firmy “licytowały się” na czas zbiórki, a nie na kwotę? Milion euro to tyle ile pozwala zebrać polskie prawo.
Większy limit – większa kontrola
Jednak to się zmieni, a pod koniec roku mają wejść nowe regulacje dotyczące finansowania społecznościowego dla przedsięwzięć gospodarczych. W projekcie ustawy limit został podniesiony z miliona euro do aż pięciu. Jednak zanim dojdziemy do maksymalnej kwoty będzie obowiązywała stawka przejściowa w wysokości 2,5 mln euro. Podwyższony limit będzie obowiązywał od listopada 2023 roku – mówi Maciej Oniszczuk z kancelarii Oniszczuk & Associates, która zajmuje się m.in. obsługą spółek handlowych czy doradztwem podatkowym i dodaje: - To spora szansa dla startupów z ciekawym pomysłem, które będą potrzebowały szybkiego finansowania i przeskoczenia tej największej bariery rozwojowej dla każdej małej firmy.
Jednak “coś” za “coś”. Zwiększony limit zbiórek na cele gospodarcze poniesie za sobą znacznie więcej obowiązków. Zbierać funduszy nie będzie już tak łatwo i co najważniejsze crowdfunding będzie znacznie bardziej kontrolowany.
Portale i platformy, które będą zajmowały się internetowymi zbiórkami na cele biznesowe będa musiay działać zgodnie z licencją i podlegać pod Komisję Nadzoru Finansowego, czyli tak jak inne instytucje finansowe jak np. banki – podkreśla Maciej Oniszczuk. Zezwolenie ma działać na terenie całej Unii Europejskiej, a sama polska ustawa jest implementacją rozwiązań europejskich.
To ogromna zmiana, bo dziś nie ma w Polsce regulacji prawnych, które wprost odnoszą się do inwestycyjnych platform crowdfundingowych, a swoją działalność opierają m.in. na ustawie o ofercie publicznej. Problem dostrzegła też Komisja Europejska i to ona zwróciła uwagę, że brak regulacji jest jedną z największych przeszkód dla rozwoju startupów w obszarze poszukiwania środków na rozwój działalności.
Finansowanie crowdfundingowe może przybrać różne formy np. pożyczek lub nabycia papierów wartościowych i oba te sposoby będą przyjęte w ustawie – mówi ekspert kancelarii Oniszczuk & Associates.
Inwestor ma czuć się bezpiecznie, ale platforma będzie w Estonii?
Nowe regulacje mają zwiększyć też bezpieczeństwo tych, którzy wykładają swoje środki. Dziś platformy są tylko pośrednikiem pomiędzy pomysłodawcami, a inwestorem. Kojarzą ich ze sobą, dają instrumenty, które pozwalają na zbieranie środków, ale nie biorą na siebie ryzyka. Po wejściu w życie nowych rozwiązań sytuacja się jednak zmieni. To na platformie będzie ciążył obowiązek sprawdzenia czy pomysłodawca rzeczywiście jest godny zaufania. Platforma będzie musiała przeprowadzić wstępny test wiedzy, zbadać tzw. adekwatność oferty czy zweryfikować kluczowe informacje inwestycyjne.
Nie można dopuszczać do sytuacji, w której jakiś podmiot okłamuje potencjalnych inwestorów. To, że sam może wpaść na nieuczciwym zachowaniu to jedno, ale raz oszukani inwestorzy mogą na stałe odwrócić się od danej platformy, a prędzej czy później od społecznościowych zbiórek. To może oznaczać śmierć dla wielu świetnych pomysłów, którym po prostu brakuje funduszy na rozkręcenie działalności – komentuje Maciej Oniszczuk. Obowiązki wobec Komisji Nadzoru Finansowego w polskiej ustawie opisane są w szesnastu dość obszernych artykułach, a żeby uniknąć polskiej biurokratycznej machiny właściciele platform spoglądają coraz śmielej w kierunku Estonii, która znana jest z przyjaznego prawa wobec firm z sektora Fintech. Tam również dyrektywa unijna zostanie zaimplementowana do listopada tego roku. Podobnie jak w Polsce platformy będą musiały zadbać bardziej o bezpieczeństwo inwestorów, ale nie będą podlegać rygorom kontroli KNF. Przypomnijmy, że uzyskanie licencji w Estonii pozwala prowadzić zbiórki na terenie całej Unii Europejskiej.
Mat.Pras./KG