Rząd chce refundacji in vitro, ale skąd weźmie na to pieniądze - nie wiadomo
Wdrożenie programu dot. refundacji in vitro może utrudnić brak wskazania źródeł finansowania - mówi Bolesław Piecha (PiS). Ginekolog-położnik Tomasz Rokicki zwraca uwagę na brak przepisów regulujących tę kwestię. Jarosław Katulski (PO) uspokaja: w budżecie są rezerwy.
Przewodniczący sejmowej komisji zdrowia Bolesław Piecha (PiS) powiedział, że w żadnym punkcie projektu budżetu państwa na 2013 r. nie ma przewidzianych pieniędzy na refundację in vitro. Dodał, że w projekcie budżetu są wyszczególnione kwoty na wszystkie programy zdrowotne, ale wśród nich nie ma in vitro. "Teoretycznie in vitro mogłoby być finansowane z budżetu NFZ, ale w planie finansowym Funduszu na 2013 r. nie przewidziano na to żadnych środków. Na razie mamy więc do czynienia z rzuconym hasłem bez wskazania, skąd wziąć pieniądze na finansowanie" - ocenił Piecha.
Z kolei Jarosław Katulski (PO), który jest członkiem klubowego zespołu Platformy ds. in vitro, powiedział, że nie obawia się o brak środków na refundację in vitro. "W budżecie są rezerwy, z których można dokonywać przesunięć." Katulski poinformował także, że ustawa ws. in vitro, nad którą pracuje zespół klubowy PO będzie miała charakter ramowy. "W obecnej sytuacji nie ma potrzeby umieszczania w niej szczegółów dotyczących in vitro. Takie szczegóły zostaną określone przez ekspertów w przygotowywanym programie zdrowotnym. Każdy program zawiera pewne wymogi i warunki wykonywania świadczeń" - podkreślił poseł PO.
Do tej pory nie wiadomo jednak skąd mają pochodzić środki na refundację in vitro.
Ginekolog-położnik, dyrektor medyczny w klinice InviMed dr Tomasz Rokicki podkreślił, że na razie brakuje szczegółowych informacji o tym, jak miałby wyglądać program refundacji in vitro. "Istnieją obawy, czy bez wcześniejszego uregulowania kwestii in vitro w ustawie rzeczywiście będzie możliwość przeprowadzenia trwałej refundacji. Tego typu rozwiązania z reguły są wtórne do ustawy, np. bioetycznej czy dotyczącej wyłącznie in vitro. Ta procedura nie jest obecnie opisana ustawowo, brakuje regulacji prawnych. To jest niepokojące" - powiedział.
"Prawdopodobnie powstanie komisja, która przeprowadzi akredytację klinik mających uczestniczyć w programie. Takie placówki będą musiały spełniać określone standardy dotyczące sprzętu, personelu, doświadczenia. Następnie pewnie będzie ogłoszony konkurs. W Polsce 80 proc. rynku in vitro to kliniki prywatne, a 20 proc. to kliniki przy akademiach medycznych" - dodał dr Rokicki.
Jego zdaniem wykazanie bezpieczeństwa zarodków (minister Bartosz Arłukowicz wskazał to jako warunek dla klinik chcących uczestniczyć w programie) nie będzie istotnym problemem. "Zdecydowana większość klinik zapewnia możliwość zamrażania, przechowywania, wymrażania, przewożenia, identyfikacji, oznaczenia zarodków.
W Polsce finanse stanowią główne ograniczenie do ponawiania cykli in vitro. Przeciętną polską parę statystycznie stać jest na 1,5 próby in vitro. Przeważnie pary przeprowadzają tylko jeden cykl, czasami dwa, rzadko zdarza, że ktoś robi trzy cztery cykle" - podkreślił dr Rokicki.
Dodał, że odsetek poronień po zapłodnieniu in vitro wynosi 5-10 proc. w zależności od wieku kobiety. "Średni koszt procedury to około 12 tys. zł, w tym badania wstępne, przygotowanie pacjentki - 2 do 3 tys. zł., koszt leków - około 3 tys. i koszt samej procedury 6-7 tys. Nie wiemy, jakie kryteria będą przyjęte w sprawie udokumentowania leczenia niepłodności (jeden z warunków, które będą musiały spełnić pracy ubiegające się o refundację in vitro - PAP), czy to będzie zgłoszenie się w przeszłości do jakiejś kliniki, czy wykonanie jakiegoś zabiegu, badań, przyjmowanie leków. Termin udokumentowane roczne leczenie musi zostać szczegółowo doprecyzowany" - powiedział dr Rokicki. (PAP)
pro/ abr/ dym/