Rosja: Na gazociągach zyskują znajomi Putina
Decyzje Gazpromu są zrozumiałe, jeśliby przyjąć, iż zasadniczym celem działania firmy nie są motywy komercyjne a interesy jej podwykonawców – tak Sbierbank ocenia decyzje inwestycyjne rosyjskiej firmy
Rosyjski Sbierbank, kierowany przez Germana Grefa jest największym w Rosji i w naszej części Europy bankiem komercyjnym. Przy czym jest bankiem kontrolowanym przez państwo rosyjskie, a w związku z aneksją Krymu zarówno sam bank, jak i jego kierownictwo objęte zostało międzynarodowymi sankcjami. Nawet powierzchowna analiza zespołu zarządzającego tą instytucja finansową pozwala na sformułowanie tezy, iż w jego kierownictwie zdecydowaną większość zajmują ludzie określani przez analityków mianem rosyjskich „liberałów”. Sam prezes Gref, ale również minister Orieszkin (odpowiadający w rządzie Miedwiediewa za rozwój gospodarczy) oraz Aleksy Kudrin uchodzą za zwolenników rozwiązań rynkowych i głównych przeciwników tzw. siłowników, czyli ludzi wywodzący się z rosyjskich służb mundurowych (głównie FSB), którzy kontrolują główne rosyjskie firmy wydobywcze. Nie wdając się w głębsze analizy, na ile te etykiety są trafne, warto zwrócić uwagę na publikowane, co jakiś czas raporty analityków banku. Przede wszystkim z tego powodu, że traktując zasadniczo wyłącznie o kwestiach gospodarczych, przy okazji okazują się one bardzo polityczne.
Jesienią ubiegłego roku analitycy banku niezwykle krytycznie ocenili politykę inwestycyjną największej rosyjskiej firmy wydobywającej ropę naftową, czyli Rosnieftu. Zarzucili jej kompletne nieliczenie się z interesami akcjonariuszy, szastanie pieniędzmi na prawo i lewo, wręcz topienie ich w polityczne a z ekonomicznego punktu widzenia ryzykowne projekty, jak choćby zaangażowanie 5 mld dolarów w rozpadający się na naszych oczach sektor wydobywczy Wenezueli. Po opublikowaniu analizy (dowcipnie zatytułowanej „Porozmawiajmy o Igorze”, a prezes Rosnieftu nazywa się Igor Sieczin) wybuchł skandal, materiał wycofano z obiegu, a prezes Gref nawet publicznie złożył wyrazy ubolewania w związku z „niefortunną publikacją”. Ale minęło kilka miesięcy i ku zaskoczeniu analityków rynku na początku maja firma (Rosnieft) w dość zasadniczy sposób zrewidowała swoją politykę inwestycyjną.
Teraz na rynek wypłynęła kolejna poufna analiza specjalistów Sbierbanku, tym razem dotycząca Gazpromu. A precyzyjnie rzecz ujmując polityki inwestycyjnej rosyjskiego giganta gazowego polegającej na budowie gazociągów. I jest ona, najdelikatniej rzecz ujmując druzgocąca. „Uważamy – napisali autorzy raportu -, że decyzje Gazpromu są zrozumiałe, jeśliby przyjąć, iż zasadniczym celem działania firmy nie są motywy komercyjne a interesy jej podwykonawców.” Do tej konkluzji skłoniła rosyjskich ekspertów analiza ekonomicznej efektywności budowanych przez Gazprom gazociągów.
I tak Siła Syberii, dzięki której ma być sprzedawane do Chin 38 mld m³ gazu kosztował będzie, według ostatnich szacunków 55,4 mld dolarów. Tylko, że ich zdaniem można było wykorzystać część już istniejącej infrastruktury i zbudować tzw. gazociąg ałtajski. Przy czym mógłby być on znacznie krótszy i wcześniej, za jego pośrednictwem, można byłoby transportować gaz. Ale miał on jedną, dość dyskwalifikującą wadę – kosztowałby maksymalnie 10 mld dolarów. Trochę podobnie jest z obydwoma rosyjskimi „potokami”, tj., Tureckim i Północnym (North Stream 2). Dokładna analiza kosztów, jaką przeprowadzili specjaliści Sbierbanku dowodzi, że będą one kosztowały ok. 40 mld dolarów, czyli sporo drożej niźli informował Gazprom. Przede wszystkim z tego powodu, że wbrew rozpowszechnionemu mniemaniu są to gazociągi w niemałej części naziemne, a nie podwodne i trzeba odpowiednio rozbudować i zmodernizować infrastrukturę.
A ekonomiczna rentowność obydwu przedsięwzięć? Wątpliwa. Bo zdaniem analityków Rosja nie pozyskuje nowych rynków i jedyną szansą na ekonomiczny sukces jest znaczący wzrost zapotrzebowania na gaz w Europie. Ale nawet, jeśli ten optymistyczny scenariusz okaże się prawdziwy, to rentowność kapitałów zamrożonych w rurociągach będzie mniejsza niźli tych, którymi obraca Gazprom. Czyli innymi słowy firma lokuje pieniądze swych akcjonariuszy w przedsięwzięcia o niższej stopie zwrotu. Po co to robi? Pewnym tropem, na który kierują naszą uwagę analitycy rosyjskiego banku jest to, kto układa dla Gazpromu rurociągi. Robią to głównie firmy kontrolowane przez dwóch rosyjskich oligarchów Timczenkę i Rotenberga. Tylko przypadkowo, uchodzących za najbliższych przyjaciół Władimira Putina.