Opinie

Petrochemia PKN Orlen w Płocku / autor: fot. materiały prasowe
Petrochemia PKN Orlen w Płocku / autor: fot. materiały prasowe

GAZETA BANKOWA: Mitteleuropa czy Trójmorze?

Stanisław Koczot

Stanisław Koczot

zastępca Redaktora Naczelnego "Gazety Bankowej", Dziennikarz Ekonomiczny 2023 - laureat nagrody głównej XXI edycji konkursu im. Władysława Grabskiego, organizowanego przez Narodowy Bank Polski

  • Opublikowano: 14 czerwca 2018, 21:44

    Aktualizacja: 14 czerwca 2018, 21:44

  • Powiększ tekst

Czy rosyjski Gazprom to na rynku energetycznym mistrz krótkiego dystansu? To się dopiero okaże. Na razie, do 2022 r., między Rosją a Polską obowiązuje tzw. kontrakt jamalski, podpisany w 1996 r. Jeszcze przez najbliższe cztery lata to Gazprom będzie rozdawał karty na naszym rynku. Potem wszystko może się zmienić.

Gaz z Norwegii

To „potem” jest jednak kluczowe już teraz. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planami polskiego rządu, to w 2022 r., czyli dokładnie w czasie, gdy wygaśnie kontrakt jamalski, ma ruszyć tzw. Brama Północna. To ambitny projekt, składający się z dwóch elementów: rozbudowanego terminalu gazu płynnego LNG w Świnoujściu i gazociągu Baltic Pipe, biegnącego z Norwegii, przez Danię, do Polski. Gazociąg ma mieć przepustowość 10 mld m sześc. rocznie, a ostateczna decyzja inwestycyjna zapadnie do końca tego roku.

Na razie wszystko idzie zgodnie z planem: projekt gazociągu uzyskał pozwolenia na badania geofizyczne i geotechniczne w Szwecji, Danii i w Niemczech. Po ich wykonaniu będzie można wyznaczyć trasę, co prawdopodobnie nastąpi w czerwcu. Brane pod uwagę są dwie opcje: poprowadzenie gazociągu przez szwedzką strefę ekonomiczną, która rozciąga się również na duńskie wody na Bornholmie albo przez strefę niemiecką. Według informacji pełnomocnika polskiego rządu ds. Strategicznej Infrastruktury Energetycznej, Piotra Naimskiego, udało się już rozwiązać pewien istotny problem dyplomatyczny, który mógł blokować budowę trasy: chodziło o granicę morską na południe od Bornholmu, gdzie znajduje się tzw. szara strefa, wynikająca z nakładających się na siebie roszczeń Polski i Danii, zgłoszonych jeszcze w latach 70. zeszłego wieku. Według Piotra Naimskiego, problem „szarej strefy” już nie istnieje.

Według wyliczeń polskiej i duńskiej strony kontraktu, Baltic Pipe jest ekonomicznie opłacalny, a co więcej – trzy państwa, które będą w nim partycypowały, czyli Polska, Dania i Szwecja – mogą na nim zarabiać. Najwięcej zyska Polska. Oczywiście, stwarza to pewien problem, bo skoro projekt finansowo się spina, a do tego będzie przynosił zyski, to czy Unia Europejska dołoży coś ze swojego budżetu? Na razie Bruksela przeznaczyła 400 tys. euro na studium wykonalności oraz 33 mln euro na realizacje prac projektowych. Co będzie dalej, zobaczymy. Według wstępnych wyliczeń, wykonawca polskiej części inwestycji, czyli Gaz-System, ma wydać na Baltic Pipe ponad 3 mld zł.

Inwestycje w terminalu

Druga część Bramy Północnej, czyli terminal LNG w Świnoujściu, planuje zwiększenie mocy regazyfikacyjnej z 5 do 7,5 mld m sześc. (jest to technologicznie wykonalne poprzez rozbudowę istniejącego układu regazyfikatorów SCV o kolejne jednostki), budowę nowego nabrzeża do obsługi mniejszych statków, postawienie bocznicy, dzięki której można by transportować LNG koleją, oraz wybudowanie trzeciego zbiornika na gaz płynny. Na początku przyszłego roku spółka chce podpisać kontrakty wykonawcze, a inwestycje mają być gotowe w 2022 r.

Plany spółki Polskie LNG, która zarządza terminalem w Świnoujściu, wynikają zarówno z potrzeb zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego Polski, jak i z ekonomicznej kalkulacji: popularność LNG po prostu rośnie. Jak mówi Paweł Jakubowski, prezes Polskiego LNG SA, około 40 proc. powierzchni kraju jest niezgazyfikowana, a gaz płynny LNG może zapełnić białe plamy na mapie dystrybucyjnej Polski. LNG bardzo dobrze nadaje się na napęd do silników, np. okrętowych, które muszą stosować czyste ekologiczne paliwo (zobowiązuje ich do tego dyrektywa unijna, dotycząca żeglugi po Morzu Północnym i Bałtyku). Do tego w regionie Morza Bałtyckiego powstają małe stacje regazyfikacyjne, do których nie wpłyną wielkie gazowce Q-Flex, cumujące w naszym gazoporcie. LNG, który nimi przypłynie, będzie można w Świnoujściu przeładować na mniejsze jednostki i wysłać je do innych portów.

Coraz więcej gazu potrzebuje też rynek krajowy (to dobra wiadomość dla całej Bramy Północnej), chociażby elektrownie na gaz, których kilka już powstaje w Polsce. Na przykład największa, Dolna Odra, będzie zużywała rocznie aż około 1 mld m sześc. gazu. Według prognoz PGNiG, zapotrzebowanie na gaz w Polsce zwiększy się z 16,8 mld m sześc. w 2016 r. do 22,8 mld m sześc. w 2040 r. Znakomite perspektywy ma nie tylko rynek krajowy, ale również środkowoeuropejski. Kraje naszego regionu rozbudowują infrastrukturę gazową, powstają kolejne interkonektory.

Niemiecka Europa

Rynek rośnie, a rosyjski Gazprom, który był najmocniejszym graczem w tym regionie, będzie miał problem, by nadal utrzymać swoją mocną pozycję. Samemu byłoby mu trudno, co innego przy wsparciu Berlina, który bezdyskusyjnie wspiera gazociąg Nord Stream 2, mający transportować (poprzez kolejna nitkę) rosyjski gaz do Niemiec.

Nord Stream 2 ma zakonserwować podział Europy, zamykając kraje naszego regionu w kleszczach rosyjsko-niemieckiej zależności energetycznej. Brukseli plan się nie podoba, podobnie jak wielu krajom europejskim, Ukrainie, Stanom Zjednoczonym i oczywiście Polsce. Determinacja osi niemiecko-rosyjskiej jest jednak tak duża, że zmienić ich projekt nie będzie łatwo.

Zwłaszcza, że w tle projektu prawdopodobnie stoi odgrzewana koncepcja geopolityczna, o której wspomniał Paweł Turowski z Biura Bezpieczeństwa Narodowego podczas tegorocznej (7–9 maja) konferencji Gazterm w Międzyzdrojach. Chodzi o Mitteleuropę, czyli pomysł budowania niemieckiej Europy Środkowej. Idea kształtowała się na przełomie XIXXX w., a najbardziej usystematyzowaną formę przybrała w bardzo popularnej w Niemczech książce Friedricha Naumanna „Mitteleuropa”, wydanej w 1915 r. Według jego idei, Niemcy miały się stać mocarstwem przez umocnienie się na kontynencie europejskim: „Oczy nasze kierują się ku przestrzeniom Europy Środkowej od Morza Północnego i Bałtyckiego do Adriatyku i południowych krańców równiny naddunajskiej. Weźmy mapę do ręki i zobaczymy kraje leżące pomiędzy Wisłą a Wogezami, pomiędzy Galicją a Jeziorem Bodeńskim. Przestrzeń tę wyobraźmy sobie jako jedność, jako kraj bratni, jako związek obronny, jako teren gospodarczy”, pisał Naumann. Według niego, w Europie Środkowej powinien dominować „niemiecki typ gospodarczy”.

Po II wojnie światowej istniały mechanizmy hamujące dominację Niemiec, natomiast po 1989 r. sytuacja mocno się zmieniła, co widać po rosnących wskaźnikach handlu zagranicznego Berlina z krajami naszego regionu. Według Pawła Turowskiego, Nord Stream 1 i Nord Stream 2 to kolejny element wymiany gospodarczej Niemiec z Europą Środkową. Nie może to pozostać bez wpływu na politykę państw regionu.

Trójmorze z Ameryką

Alternatywą dla Mitteleuropy jest Trójmorze, czyli międzynarodowa koncepcja gospodarczo-polityczna, skupiająca 12 państw Europy, ograniczonych trzema morzami: Bałtyckim, Czarnym i Adriatykiem. W skład grupy wchodzą: Austria, Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa, Polska, Rumunia, Słowacja, Słowenia i Węgry. Podczas szczytu Trójmorza, który odbył się w zeszłym roku lipcu w Warszawie (jego uczestnikiem był Donald Trump, prezydent USA), wśród priorytetów inicjatywy wymieniono poprawę połączeń transportowych w regionie i dalsze integrowania ich z Transeuropejską Siecią Transportową, realizację postulatów unijnej polityki energetycznej, promowanie biznesowego charakteru wspólnych projektów gospodarczych oraz osiągnięcie pełnej synergii z politykami UE. Grupa Trójmorza powstała w 2015 r. z inicjatywy prezydentów Polski i Chorwacji, Andrzeja Dudy i Kolindy Grabar-Kitarović. Pierwszy szczyt odbył się w Dubrowniku 25 i 26 sierpnia 2016 r. Przyjęto tam deklarację, w której wyznaczono cele współpracy w dziedzinie energetyki gazowej, transportu, komunikacji cyfrowej i gospodarki.

Trójmorze wspierają Amerykanie, we wrześniu, podczas szczytu w Bukareszcie, powstanie być może fundusz finansujący ważne z jego perspektywy przedsięwzięcia. Instrumentem integrującym ten rynek, może być gaz, przede wszystkim LNG transportowany do terminalu w Świnoujściu i z Norwegii przez Baltic Pipe. Na razie do Świnoujścia dociera przede wszystkim gaz z Kataru, ale pojawiają się również transporty z innych kierunków, w tym przede wszystkim z USA.

Do konkurowania z Rosjanami Amerykanie przygotowują się już teraz. Według Andrew Walkera, wiceprezesa ds. strategii i komunikacji w amerykańskim gigancie Cheniere Energy Inc., rosyjski Gazprom jest w stanie zejść z ceną w krótkiej perspektywie. – Natomiast my koncentrujemy się na konkurencyjności w długim okresie – mówił Andrew Walker podczas konferencji Gazterm. Spółka należy do czołowych eksporterów amerykańskiego skroplonego gazu LNG. Od Cheniere pochodził pierwszy w historii LNG ze Stanów Zjednoczonych, który w czerwcu zeszłego roku dostarczył do polskiego terminalu w Świnoujściu gazowiec Clean Ocean.

Andrew Walker nie ma wątpliwości, że Rosjanie będą starali się utrudnić dostawy LNGUSA do Polski. Amerykańska spółka spodziewa się ostrej walki konkurencyjnej, lecz jest gotowa, by do niej stanąć. Walker przypomniał, że w 2017 r. Stany Zjednoczone po raz pierwszy odnotowały w handlu gazem dodatnią pozycję eksportową netto. – Trend został odwrócony – mówił Walker. Według niego, popyt na LNG będzie rósł na całym świecie, a USA są w stanie konkurować w Europie i w Azji, ponieważ mają niskie koszty produkcji i tanią infrastrukturę. Walker zapewniał, że Ameryka w handlu gazem staje się coraz bardziej elastyczna, a jej działania zmieniają sektor gazowy na całym świecie.

Rzeczywiście, firmy wydobywające gaz w USA ścięły koszty i teraz potrafią wydobywać gaz łupkowy o wiele taniej niż jeszcze kilka lat temu. Peter Thompson, starszy menedżer w Baringa Partners, uważa, że wynika to z drugiej fazy inwestycji na tym rynku, tańszych niż poprzednie.

Polacy w USA

Na amerykańskich dostawach LNG zależy Polsce. Całkiem możliwe, że nasze firmy zainwestują w USA, by dostać gaz z USA szybciej i taniej. Informacje o tym, że nasze spółki zainteresowane są tym rynkiem, pojawiły się tuż przed wizytą prezydenta Andrzeja Dudy w USA.

Polskie firmy – lub firma – mogłyby zainwestować w budowę terminala gazu skroplonego w USA – powiedział Piotr Naimski.

Portal BiznesAlert.pl ustalił, że PGNiG rozważa inwestycję w złoża gazu ziemnego w Stanach Zjednoczonych. – Jeżeli dodatkowo firma polska – na przykład Gaz-System – zyskałaby udziały w terminalu eksportowym, Polacy zyskaliby udziały w całym łańcuchu dostaw LNGUSA. W przyszłości Polacy mogliby się włączyć w globalny handel LNG, niczym holendersko-brytyjski Shell, który w tym celu przejął BG Group z całym biznesem na gaz skroplony. Przy zachowaniu odpowiedniej skali dałoby to szanse na wejście PGNiG na rynek globalny, co będzie firmie potrzebne po 2022 r. do walki o udziały rynkowe w dobie rosnącej konkurencji, której nie będzie już hamował kontrakt jamalski z Gazpromem – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny portalu BiznesAlert.

Niezależnie od tego, jak potoczą się negocjacje naszych firm w USA, Brama Północna otworzy przed Polską niespotykane dotąd możliwości. Będzie też szansą dla Trójmorza, któremu nie jest po drodze z tandemem Berlin–Moskwa.

Stanisław Koczot

Więcej informacji i komentarzy o polskiej gospodarce i sektorze finansowym znajdziesz w bieżącym wydaniu „Gazety Bankowej” do kupienia w kioskach i salonach prasowych

Gazeta Bankowa” dostępna jest także jako e-wydanie, także na iOS i Android – szczegóły na http://www.gb.pl/e-wydanie-gb.html

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych