Opinie

Fot.sxc.hu
Fot.sxc.hu

USA niwelują skutki kryzysu

Adam Gwiazda

Adam Gwiazda

Ekonomista i politolog, pracownik naukowy Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Autor publikował w polskiej prasie oraz w polskich i zagranicznych periodykach naukowych.

  • Opublikowano: 7 sierpnia 2013, 09:50

  • Powiększ tekst

Obecnie największym problemem zglobalizowanej gospodarki jest niskie tempo wzrostu gospodarczego i trudności wielu krajów z przezwyciężeniem skutków kryzysu gospodarczego z lat 2008-09.

W globalnej gospodarce można więc zaobserwować m.innymi  takie  negatywne zjawiska jak ograniczanie wolnego handlu towarów i usług, zakłócenia w swobodnym przepływie kapitałów czy też nasilanie się nacjonalizmu gospodarczego. Bardzo niewiele jednak krajów na świecie może sobie pozwolić na izolację od gospodarki globalnej. Raczej przeważająca większość stara się adaptować do nowych warunków i jakoś przetrwać „trudne czasy”.

Stany Zjednoczone Ameryki mogłyby wybrać, jak się wydaje, tę pierwszą drogę. Mogą bowiem spokojnie, przynajmniej przez pewien czas, funkcjonować jako gospodarka zamknięta lub stopniowo dezintegrująca się z gospodarką globalną. Mocarstwo to nadal jest największą gospodarką świata wytwarzającą jedną trzecią światowego PKB. Wartość amerykańskiego PKB jest prawie dwukrotnie wyższa od PKB Chin.

Ponadto USA posiadają bardzo duży i chłonny rynek wewnętrzny, czego jeszcze jest brak w Chinach i nie są tak jak Państwo Środka czy też poszczególne kraje europejskie uzależnione od handlu zagranicznego. Udział handlu zagranicznego (eksportu i importu) w amerykańskim PKB wynosi tylko 15 proc. podczas gdy w Chinach ponad 64 proc. (już w 2006 roku udział samego tylko eksportu w chińskim PKB wyniósł ponad 35 proc, a importu 29 proc). Chiny przekonały się na własnej skórze o tym, jak niebezpieczna może być tak duża  zależność od handlu zagranicznego, kiedy na przełomie 2008-09 roku prawie 50 milionów pracowników zatrudnionych w sektorach eksportowych w ciągu zaledwie dwóch kwartałów straciło pracę .

W Stanach Zjednoczonych ubytek miejsc pracy wiązał się w ostatnich latach raczej z przenoszeniem produkcji wielu pracochłonnych wyrobów do krajów, gdzie pałace są niskie, w tym także do Chin. Zależność gospodarki amerykańskiej od handlu zagranicznego jest relatywnie nieduża, jeśli od w-w wskaźnika 15 proc, udziału eksportu i importu w PKB, odliczymy obroty z krajami NAFTA czyli z Kanadą i Meksykiem. Wysoki poziom PKB per capita (w przeliczeniu na 1 mieszkańca) w USA, ok. 50 tysięcy dolarów w porównaniu do tylko 5 lub w południowych prowincjach Chin 6 tysięcy dolarów oznacza także, że 310 milionów Amerykanów dysponuje znacznie większą siłą nabywczą niż 1,35 miliarda Chińczyków.

Ponadto USA są największym na świecie eksporterem żywności. Prawie połowa   światowego  eksportu zbóż pochodzi ze Stanów Zjednoczonych.  Jeżeli chodzi o posiadane zasoby surowców naturalnych to USA dorównują Chinom, Rosji i Kanadzie, a jest duża  szansa, że dzięki podjęciu eksploatacji ropy naftowej i gazu ziemnego ze skał łupkowych staną się wkrótce eksporterem netto tych strategicznych surowców energetycznych. W 2012 roku USA zajmowały już trzecie miejsce w gronie  największych, światowych producentów ropy naftowej, po Arabii Saudyjskiej i Rosji . Do tej pory wydatki na  import ropy naftowej przyczyniały się w dużym stopniu do powiększania się amerykańskiego deficytu handlowego w wysokości ok. 600 mld dolarów.

Największym jednak atutem USA jest oczywiście ich waluta narodowa czyli amerykański dolar, w którym gromadzona jest nadal ogromna większość rezerw dewizowych poszczególnych państw (ponad 60 proc.), a także rozliczana większość transakcji w handlu  światowym i globalnych inwestycji. W odróżnieniu od innych krajów Stany Zjednoczone zaciągają pożyczki zarówno od  międzynarodowych  jak i krajowych instytucji finansowych w swojej własnej walucie pod zastaw także swoich papierów wartościowych . Szacuje się ,że same Chiny zakupiły tych papierów za dolary zarobione w eksporcie na kwotę ponad 3,5 biliona dol.

Pozostałe kraje takie jak Japonia, niektóre kraje Azji i Bliskiego Wschodu posiadają obligacje i inne amerykańskie papiery wartościowe na łączną kwotę 1,5 bln dol. Jeżeli do tego dodamy wpompowanie do gospodarki amerykańskiej ponad 2 bln dolarów dodrukowanych w ostatnim czasie przez Fed, to nie może dziwić fakt, że tempo wzrostu gospodarczego w USA przekracza 2 proc., a stopa bezrobocia  oscyluje na poziomie ok. 7,5 proc, podczas gdy w Europie i w innych krajach gospodarczo wysoko rozwiniętych  wzrost gospodarczy jest – jeśli w ogóle- bardzo niewielki, dużo poniżej potencjału gospodarczego tych krajów, a stopa bezrobocia już dawno osiągnęła 12-14 proc., a wśród młodych ludzi nawet 40-50 proc.

Kwestią dyskusyjną jest pytanie czy w USA będzie można utrzymać w dłuższym okresie czasu obecny model rozwoju  gospodarczego oparty  w znacznym stopniu na stymulowaniu  konsumpcji wewnętrznej  poprzez udzielanie pożyczek np. pod zastaw domów, których wartość spadła obecnie do poziomu 35-60 proc, sprzed roku 2008.

Nie wydaje się też możliwe, aby w wyniku pęknięcia bańki na rynku nieruchomości i związanego z tym „przewartościowania” majątku Amerykanów czyli faktycznego ich zubożenia (wartość tego majątku wynosiła na początku  2008 roku  80 bln dol, a obecnie spadła do 70 bln dol) udział wydatków na konsumpcję  będzie napędzał wzrost PKB. Udział tych wydatków kształtuje się na poziomie ok., 60 proc., a w latach sprzed kryzysu z 2008 roku wynosił powyżej 70 proc.

Być może niskie stopy procentowe zachęcą większość Amerykanów do zakupu samochodów, mieszkań i innych dóbr, o ile uznają oni , że w wyniku prowadzenia dotychczasowej  polityki „ pieniężnego luzowania” przez Fed i stymulowania przez państwo popytu oraz tworzenia miejsc pracy (przecież w dobie długotrwałej recesji ktoś w końcu musi wydawać pieniądze, nieważne, że w sporej części dodrukowywane), w dłuższym czasie będzie można względnie bezpiecznie „ pożyczać ile się da i kupować co tylko się da”.

Czy taką strategię można jednak polecać także innym krajom? Z pewnością nie wszystkim. Utrzymywanie  przez USA niskich, a nawet ujemnych stóp procentowych z pewnością obniży ciężar spłat zaciągniętych  długów, jak również spowoduje  ożywienie rynku kredytów czyli doprowadzi do  wzrostu zaciąganych nowych pożyczek , ale raczej w krótszym niż dłuższym okresie czasu. Polityka niskich stóp procentowych i pieniężnego luzowania przyczynia się także do dewaluacji amerykańskiego dolara, co z kolei zmniejsza zadłużenie rządu amerykańskiego, tj, pożyczek zaciągniętych  w walutach innych krajów, a jednocześnie zwiększa konkurencyjność amerykańskiego eksportu i ma pozytywny wpływ na bilans handlowy USA.

Słabszy dolar przyczynia się także do obniżki kosztów wytwarzania wielu eksportowanych przez USA   towarów i usług, a także , co jest bardzo istotne w „walce” z odpływem miejsc pracy z tego kraju, powoduje, że znowu opłaca się w Ameryce wytwarzać wiele towarów, których produkcję przeniesiono, właśnie z powodu wysokich kosztów wytwarzania do Azji i innych regionów świata.

Utrzymanie więc w dłuższym okresie czasu  tempa wzrostu na poziomie powyżej 2,0-2,5 proc, rocznie i zmniejszenie bezrobocia do poziomu ok.6 proc, pozwoli Stanom Zjednoczonym zredukować ogromny deficyt budżetowy o ile dodrukowane dolary zostaną wykorzystane w większości na ożywienie koniunktury gospodarczej w tym kraju, zwiększenie konkurencyjności sektorów eksportowych i stymulowanie popytu wewnętrznego, a nie tylko na „kupienie sobie trochę czasu”, aby jakoś przetrwać trudne czasy.

Adam Gwiazda

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych