Kamień milowy dla Polski, a tonący brzydko się chwyta, czyli o PO w kosmosie
To historyczny kamień milowy, historyczny moment, który będzie notowany w podręcznikach historii. Warto przy okazji podkreślić, że to także historyczny moment dla Platformy/Koalicji Obywatelskiej, bo zostanie także zapisane, że w wyniku swojego własnego lenistwa i próżniactwa odleciała w kosmos tak bardzo, że jako ekipa z Polski prześcignie Amerykanów, Rosjan i Chińczyków w misji na Marsa. Można tylko żałować, iż premier Morawiecki nie wręczył jej na drogę choćby kilku sadzonek ziemniaków, bo jeśli „po owocach ich poznacie”, to wiemy, że nic dobrego ze sobą nie zabierają, a na Marsie nadal braknie atmosfery i inteligentnego życia
Przyznam, ze trochę ciężko obserwować te spazmy opozycji i części radykalnych konserwatystów. Ci drudzy są przynajmniej konsekwentni, ale można powiedzieć już, że Koalicja Obywatelska kompletnie odleciała. Dlaczego? Jest to agonia Platformy Obywatelskiej, która dobrze wie, że scenariusz wygrania następnych wyborów oddala się jak uciekający pociąg i już nie wróci, bo właśnie przegłosowano kamień milowy dla dalszego, dobrego dla Polaków, rozwoju Polski. A spora część opozycji pokazuje, że spaliłaby Polskę i skazała ludzi na skansen, byle dorwać się z powrotem do władzy. Do zebranie wszystkiego razem sprawia wrażenie, że opozycja tak długo kręciła opinią publiczną, że od tego wszystkiego najwidoczniej sama popadła w obłęd. Zwłaszcza, gdy nawet Lewica zrozumiała, że dobrobyt wart jest mszy. I kiedy człowiek mógł pomyśleć, że bardziej żenująco i szkodliwie ze strony PO już po prostu się nie da, ta rzuca nową propozycję, którą odlatuje ku stratosferze!
Dlaczego? Jeśli wszystko pójdzie dobrze, poskromione zostaną wewnętrzne siły rozrywające Zjednoczoną Prawicę i zachowana zostanie chłodna głowa, która prowadzi Polaków przez obecny kryzys, nie tylko okaże się, że Polska wygrywa z pandemią COVID-19, ale w dodatku rząd Mateusza Morawieckiego zapewnił Polakom gigantyczną szansę rozwojową dzięki unijnym środkom na post pandemiczną odbudowę gospodarki. To, co najmniej, podwójne, historyczne zwycięstwo. Te sukcesy pójdą na konto PiS i jego koalicjantów. KO próbuje ostatkiem sił wmówić Polakom, że na to konto pójdą również i te pieniądze. Cóż, tonący brzytwy, czy jak niektórzy mówią – brzydko się chwyta. Nic dziwnego. Rachunku sumienia KO i jej szefostwo mogłoby nie przeżyć. A jeśli takiego rachunku sumienia nie zrobi teraz sama Platforma, to w następnych wyborach na pewno zrobią to wyborcy. To będzie czas, gdy każdy pokaże, co dobrego zrobił dla Polski. I gdyby nie to, że ludzie w swoich wyborach, także demokratycznych, kierują się emocjami, nie rozsądkiem, już dziś możnaby postawić tezę, że wszystko zostało właśnie przesądzone. Ale po kolei.
Wczorajsze i dzisiejsze wydarzenia trzeba rozpisać i spojrzeć na nie przynajmniej na dwóch najważniejszych płaszczyznach. Jedna to płaszczyzna działań samej Koalicji Obywatelskiej oraz jej sympatyków. Druga, to już czysto pragmatyczny pryzmat naszych dotychczasowych doświadczeń.
Skoro zakończył się festiwal kręcenia kota ogonem, to drodzy sympatycy opozycji, zwłaszcza PO - to chyba najwyższa pora na rachunek sumienia. Miotanie się w spazmach i kładzenie się Rejtanem w sprawie funduszy dla Polski było tyle samo szkodliwe i nieprzyjemne, co niedorzeczne. Po pierwsze: żadne z was „Rejtany”. Po drugie: nie macie racji. Praworządność, którą tak próbujecie wbić od dawna do dyskursu, w rozumieniu tego, co zostało w Brukseli wynegocjowane przez ekipę Mateusza Morawieckiego, nigdy nie była tym, co próbowaliście wy i nie tylko wy wszystkim wmówić. Nigdy nie chodziło w niej o sądy, LGBT i wszystko, co próbowaliście pod to podczepić. Zawsze chodziło li tylko właśnie o legalne dysponowanie środkami unijnymi, wdrożenie i przestrzeganie mechanizmów antykorupcyjnych, czyli dokładnie to, co próbujecie teraz dobudować do tego, co jest i działa. Wszystko inne (sądownictwo, sprawy LGBT) jest nadinterpretacją ustaleń, którą będzie można podważyć. A zatem można spokojnie powiedzieć, że wydawanie tych pieniędzy na „kampanię PiS” byłoby co najmniej trudne, jeśli nie niemożliwe. PiS wygrał z PO obietnicą zmiany jakościowej i skończenia z tzw. złodziejstwem. Gdyby się okazało, że jednak PiS od PO się nie różni, to zapewne już byśmy się o tym przekonali, bo… najprawdopodobniej już nie raz wpadłby za to i środki trzeba byłoby oddać z racji złej jakości mechanizmów kontrolnych. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Jakość w dysponowaniu środkami unijnymi jest bardzo wysoka.
Europejski Trybunał Obrachunkowy, jako kontroler zewnętrzny Unii Europejskiej, współpracuje z wszystkimi instytucjami i organami UE, aby pomóc im w należytym i gospodarnym zarządzaniu finansami Unii. Trybunał zgłasza przypadki podejrzenia nadużycia finansowego stwierdzone podczas swoich kontroli unijnemu Urzędowi ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF). W 2018 r. Trybunał przekazał do OLAF dziewięć (!) przypadków podejrzeń nadużycia finansowego. Wszystkich. Trybunał stwierdził, że w dochodach nie wystąpił istotny poziom błędu. Jeśli chodzi o całość wydatków, Trybunał szacuje, że poziom błędu mieści się w przedziale od 1,8 proc. do 3,4 proc. Środkowy punkt w tym przedziale, tzw. najbardziej prawdopodobny poziom błędu, wynosi 2,6 proc. (zob. rys. 2). Dla porównania w 2017 r. wyniósł on 2,4 proc., a w 2016 r. – 3,1 proc. Do tego trzeba dodać, że do „nieprawidłowości” najczęściej dochodzi w kategorii najważniejszej, czyli „Spójność gospodarcza, społeczna” (5 proc. przypadków za 2016-18) oraz w kategorii „Konkurencyjność na rzecz wzrostu gospodarczego” (2 proc.) i w kategorii „Zasoby naturalne” (2,4 proc.). Słowem: tam, gdzie opozycja twierdzi, że może dojść do nieprawidłowości, owszem zdarzają się one ale w sposób jednostkowy, a Unia i tak pilnie patrzy w tych obszarach wszystkim na ręce. Innymi słowy: w tej zbiurokratyzowanej maszynce jest tyle biurokracji, że łatwiej przepchnąć nielegalnego imigranta do Berlina niż wielbłąda przez ucho igielne unijnej kontroli wydawanych środków.
Krajowy Plan Odbudowy został już przesłany do Komisji Europejskiej. Nad sprawiedliwym rozdziałem tych środków będzie czuwał Komitet Monitorujący. Zdecydowanie, wobec konieczności sprawnego i dynamicznego reagowania, jeszcze więcej biurokracji i komitetów w komitetach samorządowych jest tu po prostu świetnym, jakże potrzebnym pomysłem. Ale nie, jest jeszcze nowość! Propozycja PO, by PiS w ogóle się nie dotykał do funduszy i by tylko decydowały o nich samorządy. Dlaczego?
Opozycja obawia się, że to, co zostało przyjęte, może posłużyć jako fundusz wyborczy PiS-u, zamiast żeby służyło wszystkim Polkom i Polakom. O to samo obawia się prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Zarzuca on, że PiS będzie chciał wydawać większość tych pieniędzy na spółki skarbu państwa, na fundację Rydzyka, na „zaprzyjaźnione” projekty, jak Ostrołęka, która okazała się wpadką. Ocenia, że źle się stało, to wczorajsze głosowanie bardzo jego oraz Koalicję Obywatelską zasmuciło, ale ma nadzieję, że Lewica wyciągnie z tego wnioski. Opozycja robi obecnie co może, byle wmówić ludziom, że o pieniądzach decydować powinny samorządy, nie PiS. To co robiła i nadal robi opozycja w sprawie tych środków i KPO jest tak złe, że wymaga pewnego brutalnego postawienia sprawy.
To starcie dwóch wizji ze skrajnie różnych biegunów – wizja Polski stricte samorządowej z nikłą lub żadną rolą centralnie zarządzanego państwa ściera się z tym, co zwłaszcza w czasie kryzysu okazało się tak potrzebne i w praktyce skuteczne. Do tego dowiodło, że w chwili największej próby działa, czyli sławetne i tak wcześniej „złe” centralne sterowanie. To jednocześnie starcie wizji miejsca spółek Skarbu Państwa w systemie gospodarczym – Na przykładzie Orlenu, ale nie tylko, można powiedzieć, że PO skutecznie udowodniła, że w zarządzaniu nimi nie radziła sobie najlepiej. Może dlatego, że nie umiała, może dlatego, że nie chciała. Euro 2012 i ówczesny boom na infrastrukturę był wielką szansą na zbudowanie państwowego czempiona w budownictwie. Taką szansę wykorzystał każdy kraj, który ją miał. Na zamówieniach publicznych wyrosły państwowe firmy niemieckie i francuskie, które przejęły strategiczne firmy polskie. Hiszpania przy takiej okazji zbudowała aż 6 wielkich firm budowlanych. Wynik Polski? Zero. A być może, gdyby było inaczej, dziś nie było by tak wielkiego problemu z niedoborem mieszkań na rynku, przez co młodych Polaków stać by było na własne mieszkanie, ponieważ byłyby tańsze, bo po prostu byłoby ich więcej. Tak się niestety nie stało. Ko-ko PO-KO, jednak Euro nie tak spoko.
Jednocześnie powiedzieć, że w tym wszystkim, co mówi opozycja, jest ona niekonsekwentna, to nie powiedzieć tak naprawdę nic. Bo z jednej strony jest straszenie zagarnięciem przez PiS tych pieniędzy na swoją „kampanię”. Z drugiej co jako przykład prezydent Trzaskowski może podać jako efektywne wykorzystanie środków? Ogromnie przeszacowane „strefy relaksu”? Czajkę? A jednocześnie pękające zimą co chwilę rury? Słowem: wydawanie pieniędzy na picowanie miasta, gdy strategicznie ważne rzeczy po prostu się rozpadają?
Poza tym przecież nie dość, że od roku mamy czas zrywu i wojny z koronawirusem, to jeszcze stoimy w obliczu „wojny” o skuteczną transformację polskiej energetyki, która z jednej strony jest, dzięki unijnym środkom, jest największą szansą na skok rozwojowy, z drugiej – tu wcale nie przesadzam - jest największym wyzwaniem gospodarczym od czasu transformacji po 1989 roku. Mówiąc krótko i obrazowo, jeśli coś tu źle zrobimy i sknocimy, to z całego nowego zielonego ładu tylko kopnie nas nowy, „zielony” prąd. Jeśli w sprawie odbudowy i modernizacji gospodarczej, w tym zwłaszcza transformacji polskiej energetyki, wybór jest między oddaniem sprawy w ręce centralne - które nadzorują spółki skarbu państwa, które z kolei za tych rządów radzą sobie nawet na giełdzie wyśmienicie - albo oddaniem spraw w ręce opiekunów mających tylko lokalny pogląd i nadzorców dowożących „czajkową” jakość, to chyba wybór jest oczywisty. Post pandemiczna odbudowa i transformacja energetyczna są wyzwaniami tak ogromnymi, że można nimi zarządzać siedząc w okopach, podobnie jak nie można decydować o ruchach całego wojska na froncie, mając tylko obraz z jednego okopu.
Platforma brzydko i głupio się chwyta. Najpierw chciała zniszczyć i zaprzepaścić tę wielką szansę dla Polaków. Potem próbowała obstrukcji tego procesu, a kiedy i ta - bardziej medialna niż praktyczna tama – puściła zaatakowała Lewicę, a kiedy i to się nie udało, w zasadzie nie wiadomo co teraz próbuje zrobić, poza desperacką próbą zaistnienia już tylko w przestrzeni medialnej kolejnymi absurdalnymi hasłami. Został po prostu czysty obłęd.
Propozycja, by pieniędzmi zarządzały wyłącznie samorządy, byle PiS się do nich nie dotykał, to już kompletny odlot ku stratosferze! Tak naprawdę chodzi tu o odsunięcie jak największej części tego sukcesu od PiS, w ogóle nie chodzi tu o dobre wykorzystanie środków, o pomysł na gospodarkę i dobro polskich obywateli. Cóż, tak kończy się brak wizji, programu i przywództwa. Tak kończy się marazm i „pasywna praca” bycia tylko na anty, zamiast pracy u podstaw. Te desperackie akty są już po prostu szalone. Czasem zastanawiam się, czy Donaldowi Tuskowi nie jest przykro patrzeć jak bardzo nieporadne i szkodliwe stały się „sieroty po Tusku”. Pozostaje cieszyć się, że po stronie Lewicy znaleźli się jednak ludzie, u których zachował się rozsądek i obudził pewien patriotyzm. Jeśli dziś Lewica zrozumiała, że to, co dobre dla Polaków, „warte jest mszy”, to na pewno w najbliższych wyborach rokuje jej lepiej niż Platformie. Jeszcze nic nie jest przesądzone, ale ludzie będą także to pamiętać, kto w kluczowym momencie kierował się ich dobrem, kto dla ich dobra pracował, a kto – ze szkodą nawet dla własnych wyborców – tylko brzydko się chwytał. Jest pewna granica uczciwości wobec swoich wyborców i wobec siebie samego, której nie powinno się przekraczać.
No cóż, po tym wszystkim PO pozostaje albo kompletna zmiana wszystkiego, tzw. rebranding, albo… powodzenia tam na Marsie.
Maksymilian Wysocki
CZYTAJ TEŻ: Sasin: Jesteśmy po 30 latach bardzo niedobrych działań w gospodarce
CZYTAJ TEŻ: Śpiewak: Celebrytka Kinga Rusin poucza nas jak żyć z „wygnania” na Malediwach