Banki centralne wywracają do góry nogami świat, który znamy
Ujemne stopy procentowe są karą dla ludzi, którzy oszczędzają – taki argument wielokrotnie przewija się głównie w niemieckich mediach, ale wraz ze wzrostem popularności tego narzędzia polityki monetarnej, problem staje się globalny. Bardzo ciekawą analizę przeprowadziła agencja Fitch i warto przyjrzeć się jej wynikom.
Do 25 kwietnia globalna wartość ujemnie oprocentowanych obligacji wynosiła 9,9 biliona dolarów, z czego 6,8 biliona przypadało na obligacje długoterminowe, zaś 3,1 biliona na papiery krótkoterminowe.
Zdaniem Fitch, 14 krajów na świecie posiada negatywne oprocentowanie obligacji, średnio 24 punkty bazowe. Przekłada się to na 24 miliardy strat dla posiadających takowe papiery. Fundusze pieniężne, emerytalne, banki komercyjne i firmy ubezpieczeniowe ponoszą miliardy niepotrzebnych strat rocznie w związku z niekonwencjonalną polityką banków centralnych.
Również banki centralne są dużym graczem na rynku obligacji. Bank Japonii posiada obecnie już 32% japońskiego długu, zaś FED ponad 17% zadłużenia Stanów Zjednoczonych. Oczywiście w całej zabawie prym wiodą Japończycy, którzy posiadają 66% negatywnie oprocentowanych obligacji. W ich przypadku dopiero niedawno bank centralny wprowadził ujemne stopy procentowe, ale już wcześniej inwestorzy zgłaszali tak duży popyt na bezpieczne, japońskie obligacje, że byli gotowi dopłacać aby tylko trzymać na swoich księgach to cenne aktywo.
Jak pokazuje przykład Danii, która najdłużej utrzymuje ujemne stopy procentowe, narzędzie to wcale nie jest specjalnie skuteczne jeśli chodzi o pobudzenie inflacji czy wzrostu gospodarczego. Jest natomiast skuteczne w osłabianiu waluty, ale również na krótką metę, co pokazuje przykład Szwecji, której korona od pewnego czasu umacnia się mimo polityki Banku Szwecji.
Dyskusja wokół ujemnych stóp procentowych jest coraz głośniejsza i na razie trudno znaleźć dowody empiryczne na jej skuteczność, a mimo tego kolejne banki zmierzają w tym kierunku. Niestety takie działanie może okazać się krótkowzroczne. Po pierwsze oszczędzanie staje się coraz mniej opłacalne, a banki centralne za wszelką cenę chcą pchać społeczeństwo w kierunku krótkowzrocznej konsumpcji i karać tych, którzy wolą zachować środki „na czarną godzinę”. Po drugie inwestorzy czy fundusze emerytalne są zmuszone do poszukiwania lepszej stopy zwrotu w ryzykowniejszych aktywach, co wywindowało ceny wielu aktywów na nieuzasadnione fundamentalnie poziomy i może skończyć się bolesnym kryzysem. Być może jeszcze większym niż ten, który wszyscy mamy w pamięci. Na koniec warto wspomnieć o tym, że banki centralne mogą nie mieć pola do manewru w przypadku wystąpienia prawdziwego kryzysu gospodarczego.