Rynki próbują dojść do siebie
Choć zmienność na rynkach pozostaje wysoka to można mówić o próbach odzyskania stabilności. Giełdy światowe pozwoliły sobie wczoraj na odreagowanie przekraczające w niektórych przypadkach 2,5%. Szczyt UE dał upust panującemu rozgoryczeniu.
Obserwowane wzrosty na giełdach Europy, USA i Azji trzeciego dnia roboczego od wyników brytyjskiego referendum, po tym jak poprzednie sesje przyniosły dotkliwe spadki, oparte jest głównie na otrząsaniu się z szoku i nadmiernych emocji. Wczorajszy dzień przyniósł bowiem raczej negatywne doniesienia odnośnie samej Wielkiej Brytanii: nie dość, że druga agencja ratingowa obniżyła rating tego kraju, to lider opozycji przegrał z kretesem wotum zaufania w swojej partii co potęguje wrażenie politycznej niestabilności - w tej scenerii wspięcie się indeksu FTSE100 najwyżej od ogłoszenia wyników referendum wygląda jak zbyt duży łyk optymizmu. Do tego pojawił się wczoraj harmonogram działań w kierunku wyznaczeni następcy premiera, co pomaga zrozumieć, że to się dzieje naprawdę, nawet jeśli podtrzymana linia obecnego rządu jest taka, że wszystkim zajmą się dopiero wyłonieni na jesieni następcy. Głos nawołujący do realizmu popłynął też z unijnego szczytu, który rozciągnął się na godziny nocne.
Trudno dziwić się ogromnym emocjom na rynkach skoro to samo udziela się politykom. David Cameron po wystąpieniu w parlamencie trafił na szczyt UE - czyli z deszczu pod rynnę. Komunikacja po tym wydarzeniu obfitowała w wyrazy rozgoryczenia i rozżalenia. W zasadzie powtórzono na nim znane już stanowisko europejskie: co się stało to się nie odstanie, Wielka Brytania musi ponieść konsekwencje swojego wyboru, nie będzie negocjacji z UE przed formalnym uruchomieniem procedury wyjścia. Dzisiejsze rozmowy szefów unijnych państw odbędą się już bez brytyjskiego premiera.
Konkretniejsze słowa mogliśmy za to usłyszeć z banków centralnych: Mario Draghi ukazał wizję uszkodzenia i tak niezbyt imponującego wzrostu strefy euro przez trzy kolejne lata i nasilonego ryzyka odnowienia wojen walutowych. Mieliśmy też pierwszą wypowiedź członka Fed odkąd znamy wynik referendum a w niej sygnały dalszego przechylania się w gołębią stronę (które rozpoczęło się po danych o dramatycznie niskim wzroście zatrudnienia w USA w maju), ale też sugestię, że zachowanie walut nie daje podstaw do podejmowania skoordynowanej interwencji banków centralnych.
Lepszy sentyment widać też na złotym, który zamykał wczorajszy dzień zejściem poniżej 4,42 a dziś z rana ponownie próbuje się przebić niżej. Ok. 10:00 za EUR trzeba było dziś zapłacić 4,4172 złotego, za USD 3,9876, za funta brytyjskiego 5,3485 a za CHF 4,0646.