Analizy

Zmienne drogi eurodolara w lutym

źródło: Tomasz Witczak, FMC Management

  • Opublikowano: 24 lutego 2017, 21:40

  • Powiększ tekst

Kwestia głównej pary

Jest to w zasadzie raport tygodniowy, ale przecież także i tydzień wypada oceniać na tle dłuższej historii. Zacznijmy tym razem od 2 lutego. Ale żeby to zrobić, musimy cofnąć się jeszcze dalej, np. do początku stycznia. Wtedy eurodolar, po ostrym testowaniu linii 1,04, ruszył na północ.

Otóż właśnie 2 lutego zanotowano ok. 1,0830 w roli maksimu. Potem korekta antydolarowa się skończyła, wykres poszedł na południe. Rynek zaczął myśleć o dobrych danych z USA, o w miarę jastrzębim nastawieniu Fed, o problemach Europy (Grecja pod kątem zadłużenia, Francja pod kątem siły Marine Le Pen), a także o wolnorynkowych obietnicach Trumpa. 22 lutego dotknęliśmy ok. 1,0495. Potem przyszła poprawka na rzecz euro, dziś notowano nawet ostre wybicie ponad 1,06 – ale tylko knotem świecy dziennej (o ile świece dzienne mają sens na forexie, skoro handel jest całodobowy, mamy różne strefy czasowe i podział świec jest nieco arbitralny). W każdym razie tydzień finalizuje się przy ok. 1,0560. A zatem dolar jednak wygrywa, tendencja trwająca od 2 lutego na razie się broni.

Była w tym tygodniu nieco gołębia wypowiedź Neela Kashkari o tym, że rynek pracy ma jeszcze możliwości poprawy swego stanu (czyli że marzec to zbyt wczesny termin na podwyżkę stóp). Poza tym rynek trochę rozczarował się postawą Trumpa, a to poprzez jego sekretarza skarbu, Mnuchina, który oddalił w czasie termin powiedzenia czegoś konkretnego na temat reform podatkowych. Ale np. dziś wieczorem media informują, że Trump podpisał dekret, który upraszcza pewne federalne regulacje gospodarcze. Poza tym nawet jeśli odrzucimy termin marcowy jako czas podwyżki (a faktycznie jest to termin niepewny), to jednak Fed powinien, o ile chce utrzymać kontakt z rzeczywistością, wziąć się za podwyżki – nawet jeśli Trump na równi z hasłami rynkowymi epatuje protekcjonistycznymi. Nawet i Janet Yellen, choć przecież pojętna uczennica Bernanke, zdaje sobie sprawę z tego, że ultra-niskie stopy mają liczne wady: mogą generować bańki spekulacyjne, szkodzą oszczędzającym i w dodatku jeżeli podwyżki nastąpią późno – to może być to zbyt późno.

W poniedziałek poznamy m.in. dane ze Strefy Euro o koniunkturze gospodarczej i podaży pieniądza M3, a także amerykańskie informacje o dynamice zamówień.

We wtorek 28 lutego zaprezentowana zostanie rewizja polskiego odczytu PKB za IV kwartał, a także rewizja analogicznego odczytu z USA. W środę 1 marca ujrzymy indeksy PMI dla przemysłu wielu krajów, zaś w piąte 3 marca - PMI dla usług. Po drodze, w czwartek, poznamy PKB Szwajcarii, Hiszpanii i Kanady.

Los orła

Euro-złoty jest teraz przy 4,3135-40. Świeca dzienna jest biała , wzrostowa. Po raz kolejny może się wydawać, że swój bój wygrywa długoterminowa linia wzrostowa, wszczęta 21 – 22 września 2015 i prowadzona przez dołki z początku kwietnia 2016. Naturalnie to my ją tak sobie wyznaczyliśmy, jest to w jakiejś mierze arbitralne, ale jak dotąd się sprawdzała.

Linia wzrostowa – czyli podbijająca wykres, generująca coraz wyższe minima. A zatem – osłabiająca PLN. Faktem jest jednak, że owa linia była ostatnio mocno nadwyrężona. Następnego ataku może nie wytrzymać – chyba że Fed podwyższy w marcu stopy albo przynajmniej da mocny sygnał, że trzy podwyżki w tym roku to pewna sprawa.

Dolar-złoty naturalnie odbija dość wyraźnie sytuację głównej pary. Mniej więcej od początku lutego mamy wzrost kursu, aczkolwiek trzeba przyznać, że 4,10 robi za raczej silny opór. Dziś złoty stracił, mamy 4,0850. Na sytuację ma chyba główny wpływ sytuacja globalna – bo jakoś gracze nie są skorzy podbijać wartości naszego orła na fali dobrych danych makro (PKB, produkcja przemysłowa, sprzedaż detaliczna, bezrobocie, produkcja budowlano-przemysłowa).

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych