Komu wierzyć w temacie dolara?
Trump, Fed, Kaplan i reszta
Eurodolar jest i był dziś całkiem wysoko. W istocie notowano niemal 1,0630. To znaczy, że doszło do mocnego testu linii spadkowej, którą poprowadzić można przez maksima z 2, 17 i 24 lutego. Świeca dzienna jest wzrostowa.
Ostatecznie jednak linii nie przebito w klarowny, zdecydowan sposób. Ma jeszcze szansę się obronić. Dane z USA o zamówieniach za styczeń były niejednoznaczne (np. te liczone na dobra bez środków transportu wypadły ujemnie m/m, tj. gorzej od prognozy). Dość niejasne były wieczorne wypowiedzi R. Kaplana z Rezerwy Federalnej. Z jednej strony stwierdził, że należy podwyższyć stopy w miarę szybko, lepiej szybko niź później. Z drugiej, wciąż jest pole do popisu dla amerykańskiej gospodarki jeśli chodzi o poprawę sytuacji na rynku pracy. Kaplan dopuszcza myśl nawet o kilku podwyżkach stóp, ale i przy takiej polityce nastawienie Fed będzie można uważać za akomodacyjne.
Jutro (w sumie w nocy z wtorku na środę, mierząc naszym czasem) w Kongresie wystąpi Donald Trump. Jak wiadomo, jego wpływ na dolara jest dwojaki, poniekąd są to dwa nurty, które się wzajemnie znoszą. Raz Trump jest pro-dolarowy, bo promuje niskie podatki i deregulację, raz jest kontr-dolarowy, bo mówi o protekcjonizmie i o tym, że inne kraje nieuczciwie obniżają wartość swej waluty, szkodząc w ten sposób Stanom. Innymi słowy, to sugestia, że również USA mogą zabawić się w taką politykę.
Problem w tym, że ta polityka już była prowadzona. Nie można w nieskończoność utrzymywać arcy-niskich stóp czy prowadzić stałego dodruku pieniędzy (z tym akurat, jeśli mówimy o operacji QE, Fed jakiś czas temu skończył). To znaczy: oczywiście można, ale rodzi to określone ryzyka dla gospodarki, w związku np. z możliwymi bańkami spekulacyjnymi, dystansem pomiędzy stopą krótkoterminową i długoterminową etc. Rzecz jasna są tacy, którzy uważają, że Fed i EBC po prostu są nierozsądne i totalnie krótkowzroczne. Jest to pogląd modny np. w ostrych kręgach wolnorynkowych. Można wspomnieć głosy mówiące kilka lat temu, że Grecja i Hiszpania z pewnością wypadną z Eurolandu i nie uda się ich podratować (wszystko miało się skończyć już w 2012 czy 2013), że Fed nie zatrzyma operacji QE – i że nie przystąpi do żadnych podwyżek stóp, bo jego jedyną miłością jest stałe napędzanie rynków finansowych sztucznym pieniądzem.
Cóż, a jednak Fed zatrzymał (zamknął) QE i już dwa razy podwyższył stopy. I być może faktycznie wykona jeśli nie trzy, to choćby dwie podwyżki w tym roku. W dłuższym terminie z pewnością (o ile cokolwiek na forexie dzieje się z pewnością) służyłoby to mocy dolara. Tym niemniej faktem jest, że jeśli np. jutro Trump będzie niejednoznaczny i kompromisowy, a Janet Yellen w piątek nie wykaże się jastrzębią siłą – to dolar może zostać przeceniony. Pytanie tylko, co z tego wyniknie na wykresie.
Od 2 lutego mamy trend spadkowy, ale mamy też i drugą, wyższą linię – przez szczyty z 8 września, przełomu września i października, 3 listopada i 2 lutego. Obecnie linia ta jest w pobliżu 1,0715.
Co w Polsce?
Dolar-złoty nie ma się aż tak źle, skoro nie rezyduje przy 4,10, a przy 4,0675. Ba, był dziś jeszcze o grosz (ponad) niżej. Ostatecznie jednak to nie jest zaskoczenie, po prostu mamy stan konsolidacji.
Co się tyczy euro-złotego, to tutaj sytuacja również zakrawa na marazm, jest obecnie 4,3115. Nadal nie został rozstrzygnięty techniczny wątek długoterminowej linii wzrostowej (od 21 – 22 września 2015), od pewnego czasu ostro testowanej. Mamy zresztą także i linię spadkową – od 8 grudnia. Jeśli Fed przynajmniej tymczasowo osłabi retorykę i zacznie kunktatorską politykę w kwestii podwyżek, to złoty może zyskać – ale nie jest to bynajmniej pewne. Zresztą, od połowy grudnia nasz orzeł i tak sporo zyskał, być może teraz będzie musiał zrzucić balast.