Analizy

Catalyst: Rynek obligacji potrzebuje nowych emitentów

Michał Sadrak, Obligacje.pl

  • Opublikowano: 19 stycznia 2018, 19:21

  • Powiększ tekst

Portfele obligacyjnych inwestorów, którzy bazują głównie na ofertach publicznych, pełne są długu banków, deweloperów i windykatorów. Bez zwiększenia możliwości branżowej dywersyfikacji część inwestorów może przesiąść się na detaliczne papiery skarbowe

Do refleksji tej skłaniać może zeszłoroczna sprzedaż obligacji skarbowych, która po wzroście o 48,1 proc. r/r sięgnęła 6,9 mld zł, najwyższego poziomu od 2008 r., który uważany był dotychczas za rekordowy (6,2 mld zł). Skądinąd, to dość umowny rekord, pojawiający się także w komunikacji MF, mimo że w 2001 i 2004 r. resort finansów sprzedał odpowiednio 7,5 oraz 6,8 mld zł papierów detalicznych.

Korporacyjny dług, na który w prospektowych ofertach publicznych inwestorzy zgłosili 3 mld zł popytu w 2017 r., w porównaniu do obligacji skarbowych na pierwszy rzut oka wciąż wypada nieźle. Chwila głębszego zastanowienia przychodzi dopiero po uwzględnieniu zerowego przyrostu wartości złożonych zapisów oraz spadku liczby inwestorów biorących udział w ofertach publicznych. Jednym z głównych tego powodów mogą być ograniczone możliwości dywersyfikacji. Wszak większość nabywców obligacji firm pochodzących z emisji publicznych ma już w swoich portfelach wystarczająco dużo papierów banków, deweloperów i windykatorów, na skutek czego branżowa koncentracja rzędu 20-25 proc. trapi niejednego inwestora. Wyjściem jest oczywiście rynek wtórny, na który decyduje się jednak tylko część inwestorów. Swoją drogą, będąc przy Catalyst nie sposób pominąć kwestii niedawnej słabości obligacji windykatorów, bo to bodaj dopiero trzecia taka sytuacja w historii warszawskiej giełdy papierów dłużnych, gdy przecena dotknęła praktycznie całą branżę (dwa wcześniejsze przypadki dotyczyły firm pożyczkowych i banków spółdzielczych).

Z jednej strony większość publicznych ofert, które pozwalają poprawić zróżnicowanie obligacji w portfelu, rynek przyjmuje ciepło lub bardzo ciepło, z drugiej zaś strony nie każdy z inwestorów uznaje za zasadne nabywanie papierów Orlenu czy GPW z marżami w okolicach 1 pkt proc. ponad WIBOR, gdy na zbliżonych warunkach nabyć można znajdujące się w regularnej ofercie obligacje skarbowe. By wspomnieć tylko cieszące się rosnącą popularnością czterolatki indeksowane do inflacji (2,4 proc. w pierwszym roku i CPI plus 1,25 pkt proc. marży w kolejnych latach).

W zdywersyfikowanym portfelu może się więc znaleźć miejsce na obie klasy aktywów, zarówno obligacje korporacyjne, jak i skarbowe. Nie ma potrzeby dokonywania zero-jedynkowego wyboru. Chyba, że przyświeca nam – nie tak wcale przejaskrawiony – pogląd, iż zakup papierów skarbowych prowadzi do wzrostu zadłużenia kraju oraz wypłacania sobie odsetek z własnych podatków.

Jeszcze w tym roku zwiększenie różnorodności wśród publicznych emisji obligacji przyjść może natomiast z najmniej spodziewanej strony. Tych najmniejszych ofert, prowadzonych bez prospektu i memorandum, a także – co budzi największe kontrowersje – udziału domu maklerskiego. Przy okazji wprowadzania do porządku prawnego dyrektywy MiFID2 ustawodawca postanowił bowiem zwiększyć roczny limit tego rodzaju ofert ze 100 tys. euro do 1 mln euro. I to akurat, znając efekty najmniejszych emisji obligacji z lat 2011-2013, na razie trudno uznać za zmianę w słusznym kierunku. Dla uzupełnienia dodać można tylko, że planowane na ten rok zmiany i tak by weszły w życie, tyle że około rok później, ponieważ wynikają z unijnych regulacji, które mają obowiązywać od połowy 2019 r.

Michał Sadrak, Obligacje.pl

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych