Catalyst: „Kupię obligacje GetBack za 50 proc.”
Sprawa GetBacku powinna uczestników rynku obligacji nauczyć, że w razie podejrzenia nieuczciwych praktyk, należy działać we wspólnym interesie, a nie stać biernie. Zaproponowane przez ZBP rozwiązania, których celem byłoby wyeliminowanie nieprawidłowości w oferowaniu obligacji korporacyjnych wydają się lepsze, niż te wdrażane przez KNF. Nie rozwiązują jednak wszystkich problemów
Nie jest to całkiem nowa sprawa, już wcześniej mechanizm ten był w mediach opisywany. Inwestorom posiadającym obligacje GetBack podsuwane są propozycje ich „odkupienia za 50 proc. nominału”. W zamian jednak mieliby obejmować obligacje innych firm (jakich – nie wiemy), za kwotę wielokrotnie wyższą. Ktoś, kto posiadałby obligacje GetBacku warte 50 tys. zł, musiałby zainwestować kolejne 100 tys. zł lub nawet więcej w obligacje innych firm. Z kilku niezależnych źródeł uzyskaliśmy informacje, co do końcowego beneficjenta tej operacji (nie jest nim inwestor aprobujący warunki transakcji), ale zabrakło twardego potwierdzenia. Dlatego jedyne co możemy zrobić, to prosić o przesyłanie propozycji nabycia (a nie relacji z rozmów telefonicznych) do redakcji lub najlepiej od razu do Komisji Nadzoru Finansowego lub prokuratury. Jeśli sprawa GetBacku ma nas – czyli uczestników rynku obligacji - czegoś nauczyć, to tego, że w razie podejrzenia nieuczciwych praktyk, należy działać we wspólnym interesie przejrzystości rynku, a nie biernie się przyglądać. W tym przypadku jest prawdopodobne, że istnieje na rynku inna obligacyjna piramida i nie można przyglądać się, jak rośnie.
W tym kontekście dyskusje na temat oczyszczenia rynku i ograniczenia nieuczciwych praktyk wydają się jeszcze bardziej potrzebne. Dobrze, że tym razem wnioski wyciągane są nie tylko przez urzędników, ale także przez praktyków rynku. Za takie można uznać propozycje Związku Banków Polskich skierowane do Komisji Nadzoru Finansowego. Kilka z nich wydaje się relatywnie prostymi do przeprowadzenia zabiegami. Zakaz emitowania obligacji w formie materialnej (GetBack wydawał obligacje na papierze), skazywałby emitentów na współpracę z podmiotami prowadzącymi ewidencję papierów wartościowych. Z kolei zakaz oferowania obligacji bezpośrednio przez emitentów niewątpliwie również oznaczałby więcej pracy dla podmiotów licencjonowanych, ale też podnosiłby koszty emisji, a przecież równolegle funkcjonuje już na rynku prawo pozwalające przeprowadzać tzw. małe emisje publiczne (do 1 mln euro) bez pośrednictwa firmy inwestycyjnej. Nie można jednocześnie forować rozwoju rynku kapitałowego przez dopuszczenie do niego małych i średnich podmiotów po możliwie najniższych kosztach i ograniczać go, wciskając na siłę pośredników. Trochę tak, jakby zabroniono udzielać pożyczek poza bankami, bo a nuż krewny nie odda długu. Każdy z nas ma swój rozsądek i jest on najlepszą bronią. Drugą jest skuteczna egzekucja prawa i na to wpływu ZBP nie ma.
Być może nieco zaufania do rynku ze strony drobnych inwestorów przywróci – nieco nieoczekiwanie – Murapol, któremu przedterminowy skup własnych obligacji na żądania inwestorów, zdaje się odpowiadać. Od kiedy skorzystanie z opcji przedterminowego wykupu jest możliwe, notowania obligacji Murapolu wyraźnie wzrosły (mechanizm jest prosty – zakup poniżej nominału i żądanie odkupienia po cenie nominalnej). W ten sposób rękami inwestorów udaje się podbić notowania. Być może skup obligacji z rynku jest także drogą dla innych emitentów. Jeśli kilka miesięcy temu udało się sprzedać obligacje po 100 proc., a teraz można je odkupić po 90 proc., to wygląda to na bardzo dobry interes, pozbawiony zwykłego ryzyka działalności gospodarczej i przy okazji przyspieszający odbudowę zaufania, tak do emitenta, jak i do całego rynku. A to jego brak jest teraz głównym problemem.
Emil Szweda, Obligacje.pl