Analizy

fot. Pixabay / autor: fot. Pixabay
fot. Pixabay / autor: fot. Pixabay

Nadzieja na przełom w Europie

Kamil Cisowski Dyrektor Analiz i Doradztwa Inwestycyjnego Dom Inwestycyjny Xelion

  • Opublikowano: 6 kwietnia 2020, 09:45

  • Powiększ tekst

Piątkowa sesja w Europie kończyła się na minusach, ale zważywszy na napływające dane z USA nie wydaje się nadużyciem stwierdzenie, że ubiegły tydzień wymierzył światowym giełdom najmniejszy możliwy wymiar kary.

DAX spadł w piątek o 0,5%, a najsłabsze z głównych indeksów FTSE MiB 2,5%. Hiszpański IBEX zamknął się nawet minimalnie nad kreską. S&P500 i NASDAQ traciły po 1,5%, WIG20 wzrósł o 1,0% dzięki ponad trzyprocentowym wzrostom na CD Projekt i Dino oraz ponad ośmioprocentowej zwyżce Lotosu. Rynek potraktował piątkowe dane z amerykańskiego rynku pracy (spadek zatrudnienia o 701 tys., siedmiokrotnie większy od konsensusu) jako całkowicie bezwartościowe, co nie może dziwić w sytuacji, w której tygodniowe statystyki jasno mówią o ponad 10 mln nowych bezrobotnych w USA. Nawet najprostszy model oparty o nowe wnioski o zasiłek dla bezrobotnych sugeruje, że 9-10% bezrobocia w Stanach Zjednoczonych to kwestia kolejnego odczytu, z tej perspektywy wzrost stopy do 4,4% w piątek jest niemożliwy do interpretacji. Dalsze zachowanie amerykańskiej giełdy jest w dużej mierze uzależnione od tego, czy finalne liczby zamkną się poniżej 15% (scenariusz optymistyczny, ale realny, gdyby okazało się, że obecne środki zabezpieczające przed rozwojem epidemii zaczną być uchylane w maju), w okolicach 20% (nieformalny konsensus), czy też dojdą nawet do 30%, przed czym przestrzega m.in. członek FOMC, J. Bullard. Gdyby sprawdziły się najgorsze prognozy, mielibyśmy obecnie do czynienia z dużym niedoszacowaniem skali obecnego kryzysu w aktualnych wycenach spółek giełdowych i właściwie nieuniknioną kolejną falą spadkową, która zakończyłaby się wyraźnie poniżej marcowych minimów.

Tymczasem jednak giełdy azjatyckie bardzo silnie rosną. W momencie pisania komentarza Hang Seng zyskuje 2,3%, co i tak jest zaledwie połową zwyżki na Nikkei. Dane o koronawirusie w drugiej połowie ubiegłego tygodnia nie napawały optymizmem, ale jeżeli statystyki z weekendu zostaną potwierdzone (liczby podawane w soboty i niedziele w większości krajów wykazują dość wyraźną sezonowość i w przeszłości mogły rodzić błędne przekonanie o tempie rozprzestrzeniania się epidemii) będzie można mówić o przełomie, który dokonał się w Europie, a którego najbardziej wymierną manifestacją są spadki dziennych liczb o ofiarach śmiertelnych we Włoszech, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i Francji. Czteroprocentowe wzrosty na kontraktach futures na główne europejskie i amerykańskie indeksy i tak nie byłyby możliwe, gdyby nie zaskakująca poprawa w liczbach dotyczących Nowego Jorku, będącego epicentrum epidemii w USA. Liczba potwierdzonych przypadków koronawirusa w Stanach Zjednoczonych sięgnęła 337 tys., ale jeżeli dane z NY miały zostać wykorzystane jako narzędzie prognostyczne (co może okazać się pułapką, zważywszy na brak zakazu przemieszczania się na poziomie federalnym), do świąt wielkanocnych największa światowa gospodarka powinna dojść do punktu, w którym obecnie wydaje się być Europa.

Kamil Cisowski

Dyrektor Analiz i Doradztwa Inwestycyjnego

Dom Inwestycyjny Xelion

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych