Szef MON odwołał ze stanowisk przełożonych dezertera
Mamy do czynienia z aktem dezercji – powiedział w piątek dowódca operacyjny gen. broni. Tomasz Piotrowski o żołnierzu, który, służąc na granicy, przeszedł na Białoruś. Zapowiedział sprawdzenie zasad rekrutacji oraz wysiłki, aby „sprawiedliwość została wymierzona”
W piątek media poinformowały, że polski żołnierz porzucił służbę i uciekł na Białoruś. Wcześniej Białoruski Państwowy Komitet Graniczny (GPK), odpowiednik polskiej Straży Granicznej, podał informację, że polski żołnierz poprosił o azyl na Białorusi. Według mediów żołnierz miał problemy z prawem. Szef MON Mariusz Błaszczak zdymisjonował przełożonych żołnierza.
Mamy do czynienia z aktem dezercji ze strony obywatela polskiego, który jeszcze do niedawna był żołnierzem polskich sił zbrojnych; człowiekiem, który zachował się w sposób bardzo nikczemny – powiedział w wygłoszonym w piątek oświadczeniu dowódca operacyjny rodzajów sił zbrojnych. Dowództwu Operacyjnemu podlegają wojska wysłane na polsko-białoruską granicę dla wsparcia Straży Granicznej i policji.
Piotrowski dodał, że w sytuacji, gdy „od kilku miesięcy, przy narastającym wysiłku” wojsko buduje zapory i wspiera Straż Graniczną, okazało się, że jest człowiek, który w swojej nikczemności toczy podwójną grę.
Młody człowiek, który od 2018 roku był żołnierzem, miał trudną sytuację rodzinną i to nas nie zaskakiwało, dlatego, że bardzo sprytnie tą swoją sytuacją rodzinną grał, pokazując, że chce służyć ojczyźnie, że chce sobie w jakiś sposób przy pomocy innych poradzić z tą sytuacją – opisywał żołnierza. „Przełożeni wykazywali naprawdę duże zrozumienie, wyciągali rękę do tego żołnierza, stwarzając mu warunki, aby się rozwijał, budował wiedzę, budował właściwą pozycję w społeczeństwie - mówił.
W pewnym momencie, nie wiemy jeszcze kiedy, na pewno będziemy to bardzo dokładnie badać, bo służby bardzo intensywnie zajmują się tym przypadkiem. Nie wiadomo, co dokładnie się stało; żołnierz postanowił zrobić coś takiego, czego dokonał wczorajszego popołudnia, tając swoje prawdziwe zamiary, pod pretekstem oddalenia się z posterunku, przekroczył granicę z Białorusią – relacjonował Piotrowski.
Poinformował, że trwa sprawdzanie, czy żołnierz miał wcześniej kontakty z białoruskimi służbami. To, co wiedzieliśmy do tej pory, absolutnie na to nie wskazywało, więc zakładam, że błąkał się przez kilkanaście godzin po terenach Białorusi, dotarł do mediów i zaczynają do nas docierać fragmentaryczne obrazy – powiedział generał.
Zaczyna się kreować obraz, jakoby polskie służby, funkcjonariusze Straży Granicznej, polscy żołnierze, policjanci dopuszczali się czynów haniebnych, niezgodnych z prawem, co jest całkowitą bzdurą – oświadczył.
Za prawdopodobne generał uznał, że będziemy mieli do czynienia z próbą atakowania nas – nie w sposób militarny, ale tym, na co jesteśmy najbardziej podatki - manipulowaniem przekazem informacji, otumanianiem nas nieprawdą. Według Piotrowskiego „widać, że do chodzi do ewidentnej manipulacji tym młodym człowiekiem”, który „będzie wykorzystywany jako narzędzie w propagandzie przeciwko nam”.
Piotrowski wyraził przypuszczenie, że „skoro reżim Łukaszenki generuje proces kryminogenny, szykanując migrantów, zmuszając niejednokrotnie Bogu ducha winnych ludzi do przekraczania granicy”, żołnierz mógł dojść do przekonania, że na Białorusi „skoro tam są takie obniżone standardy przestrzegania prawa, będzie mu łatwiej”. „Może doszedł do wniosku, że jego podwójna gra się kończy, bo przełożeni zaczęli przeglądać te jego niecne zamiary i tutaj w Polsce nie uniknie kary, więc postanowił wybrać niższe standardy” - dodał Piotrowski.
Zapewnił, że „jeżeli tylko będą się pojawiały kolejne wątki, informacje będą dostarczane”. „Chciałbym też zaapelować, abyśmy nie dali się manipulować wyłącznie fragmentarycznymi obrazami i nie popadali w demagogię reżimu Łukaszenkowskiego, który ewidentnie jest wymierzony w destabilizację sytuacji” - powiedział.
Zaapelował, „aby ten pojedynczy wypadek” Emila Cz. nie stał się fałszywym obrazem żołnierzy, funkcjonariuszy, odpowiedzialnych za ochronę granicy ani żołnierzy 16. Dywizji Zmechanizowanej, którzy poza wspieraniem służb MSWiA na granicy „budują w tym czasie nowe zdolności sił zbrojnych”, wprowadzając nowe uzbrojenie artyleryjskie.
Jako dowódca operacyjny odpowiedzialny za dowodzenie operacją pomocy Straży Granicznej, obiecuję, że nie ustaniemy w wysiłkach, aby sprawiedliwość została wymierzona - taka jaka powinna być za dezercję, w tych czasach, kiedy wszyscy pospołu, a już zwłaszcza żołnierze, powinni stać na granicy - oświadczył. „Na pewno będziemy bardzo uważnie przyglądać się kwestii naboru i tego, co się dzieje w siłach zbrojnych, tego w jaki sposób pracujemy z żołnierzami” – zadeklarował.
Po odebraniu meldunku od dowódcy 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej minister obrony Mariusz Błaszczak zdecydował odwołać ze stanowisk dowódcę plutonu, w którym służył Emil Cz., baterii, w której skład wchodzi ten pluton, oraz dywizjonu w Węgorzewie, któremu pluton podlega. Wcześniej szef MON napisał na Twitterze, że „żołnierz, który wczoraj zaginął, miał poważne kłopoty z prawem i złożył wypowiedzenie z wojska”. „Nigdy nie powinien zostać skierowany do służby na granicę. Zażądałem wyjaśnień, kto za to odpowiada” – dodał minister.
Według Białoruskiego Państwowego Komitetu Granicznego chodzi o Emila Cz., urodzonego w 1996 r. Białoruska straż graniczna opublikowała również zdjęcia wojskowego z jego kont w mediach społecznościowych. GPK twierdzi, że polski żołnierz został zatrzymany przez patrol białoruskich pograniczników w czwartek po południu w okolicach Tuszemli w obwodzie grodzieńskim. Mężczyzna miał oświadczyć, że nie zgadza się z polityką polskich władz w sytuacji kryzysu migracyjnego.
Czytaj też: Johnson: Użyjemy wszelkich wpływów, by zapobiec napaści Rosji na Ukrainę
PAP/mt