WYWIAD
Groźba kryzysu gazowego nadal wisi nad Europą
Wieści z Australii, która dostarcza 10-12 proc. potrzebnego światu LNG i zapowiedź strajku mają bardzo duże znaczenie dla Unii – mówi prezes zarządu Instytutu Studiów Energetycznych w Warszawie dr inż. Andrzej Sikora.
Agnieszka Łakoma: W ostatnich dwóch tygodniach ceny gazu w holenderskim Hubie, który jest wyznacznikiem dla całego europejskiego rynku, wzrosły o jedną trzecią do blisko 43 euro za megawatogodzinę. I to pomimo tego, że magazyny europejskie zostały wypełnione paliwem gazowym przed terminem. Powstaje pytanie, że skoro jest tak dobrze, że mamy zapasy, to dlaczego jest tak drogo. Czy naprawdę wystarczy zapowiedź strajku w odległej Australii, by wywindować ceny gazu ziemnego w Europie?
Andrzej Sikora: Choć światowy rynek gazu skroplonego, czyli LNG według najnowszych danych IGU to ponad 480 mln ton rocznie, a więc jest stosunkowo duży, to i tak jest niezwykle płytki. A zatem nawet gdybyśmy wszystkie magazyny gazu w Unii całkowicie zapełnili gazem, to będzie spełniony tylko jeden z warunków koniecznych dla zapewnienia bezpieczeństwa na nadchodzącą zimę. Efektywność magazynów jest ograniczona, bo mają charakter sezonowy – czyli można z nich korzystać tylko jesienią i zimą, a nie w dowolnym momencie. Import jest konieczny, a po zerwaniu większości kontraktów na dostawy gazu rurociągowego z Rosją (Węgry zwiększyły niestety import tego surowca rurociągami, a Unia nie sankcjonuje w dalszym ciągu dostaw rosyjskiego LNG i LPG!) Unia Europejska stawia w dużej mierze na dostawy gazu skroplonego. Dlatego wieści z Australii i zapowiedź strajku mają bardzo duże znaczenie dla cen gazu w Europie. I to pomimo tego, że głównymi klientami Australii ciągle są kraje azjatyckie.
Unia Europejska - po wybuchu wojny na Ukrainie w zeszłym roku i odcięciu gazowych dostaw z Rosji - postawiła na import LNG ze Stanów Zjednoczonych (IGU podaje, że ¾ przyrostu mocy skraplania gazu ziemnego do LNG w 2022r. to zdolności amerykańskie). Zatem wydawać by się mogło, że to wystarczy. A w związku z informacjami o kolejnych umowach z amerykańskimi firmami, powinniśmy mieć w Europie tej zimy mniej problemów. USA. Czy mimo to sytuacja na rynku jest niepewna?
Choć w zeszłym roku USA były głównym kierunkiem europejskiego importu LNG, to warto pamiętać, że Europa - będąc w sytuacji kryzysowej - musiała konkurować o dostawy z rynkiem azjatyckim i po raz pierwszy w historii ceny w Unii były wyższe niż w Azji. Pamiętamy wszyscy istne pielgrzymki delegacji szefów rządów, m.in. Niemiec do państw Zatoki Perskiej w celu zawarcia kontraktów, które nie do końca przyniosły spodziewane efekty. Okazało się, że Niemcy zakontraktowały LNG w ilości zbliżonej do tej, jaką ma Polska, choć są o wiele większym konsumentem gazu. To też jest sygnał, że nie jest dobrze. Szczególnie, że tak kraje Zatoki Perskiej, Oman, Arabia Saudyjska, szczególne Katar nie rozwijały tak bardzo jak Amerykanie czy nawet Australia zdolności skraplających w ostatnich latach, bo nie przewidziały załamania dostaw z Rosji do Europy. Katar – dopiero zwiększy znacząco dostawy w 2026 roku. Ale i tak bliżej im i wygodniej z dostawami w lepszych cenach do Azji niż do nas. W krótkim terminie nie widać dla UE znaczącego innego dostawcy LNG. Natomiast z wielkiego złoża gazowego Laviathan na Morzu Środziemnym w rejonie Izraela, Cypru i Egiptu, w którym Chevron i Noble Energy są największymi operatorami, możliwe są pierwsze znaczące dostawy LNG nie wcześniej niż za około półtora roku.
Cytowany przez agencję Bloomberg szef koncernu Woodside, którego pracownicy grożą strajkiem w terminalu skraplającym w Australii, nazywa europejski wzrost cen gazu „irracjonalnym”. Czy tym samym chce uspokoić sytuację u siebie czy w Europie?
Oczywiście trudno interpretować tego typu wypowiedzi, ale najpewniej z punktu widzenia Australii sama wojna ukraińsko-rosyjska w Europie też jest irracjonalna i na pewno trudno im zrozumieć, że to było do przewidzenia już kilka lat temu. Irracjonalność cenowa polega na przykład na tym, że znaczna część dostaw z USA była zawierana w formule FOB – indeksowanej do ceny na giełdzie amerykańskiej – a nie europejskiej, i tu beneficjentem jest na przykład Orlen; zaś kryzys surowcowy i dalej wojna spowodowały horrendalne zyski firm naftowych i paliwowych. Bardziej traktowałbym tę wypowiedź szefa Woodside jako skierowaną do związkowców, by uświadomić im, że ustępstwa nie mogą być za wszelką cenę.
Czego możemy spodziewać się jesienią i zimą? Czy znów nad Europą wisi groźba kryzysu i ceny gazu poszybują?
Kryzys energetyczny mamy za drzwiami. On niestety jest obecny. Obawiam się, że gdyby okazało się, że śnieg w Europie spadnie już w listopadzie, a tak przecież bywało wielokrotnie, i mroźna zima nadejdzie gwałtownie i szybko, to niestety ceny pójdą szybko w górę. I znów będziemy mieć kryzysową sytuację. Choć w tym roku mieliśmy znacznie więcej szans, aby się do tego lepiej przygotować.
Rozmawiała Agnieszka Łakoma