
Piece gazowe i węglowe na złom. Rząd nie zablokował unijnej dyrektywy
Unijna zielona rewolucja będzie słono kosztować - miliony Polaków muszą przygotować się na wyrzucenie pieców gazowych i węglowych. W przepisach, które wejdą w życie w połowie przyszłego roku, znalazł się definitywny zakaz ogrzewania domów paliwami kopalnymi już w 2040 roku.
Szykuje się gigantyczna eko-operacja w całym budownictwie, szczególnie w jednorodzinnym. I to pomimo tego, że w ostatnich latach wiele rodzin wyrzuciło węglowe „kopciuchy”, zastępując je mniej emisyjnymi kotłami na gaz.
Do wielu miejsc w Polsce dopiero teraz dociera sieć gazociągowa i właściciele domów decydują się przejść na ogrzewanie gazowe, wydając na ten cel 30 tysięcy złotych, a nawet więcej. Nie będzie to jednak inwestycja na dekady, bo najpóźniej za 14 lat nowe (teraz) piece, trzeba będzie zdemontować.
Najpierw budynki publiczne
Żadnych wątpliwości w tej kwestii nie pozostawił wiceminister energii Konrad Wojnarowski, który kilka dni temu odpowiadał na pytania posłów PiS w Sejmie. Przyznał, że „zakaz używania paliw kopalnych jako indywidualnego źródła grzewczego ma wejść w życie w roku 2040”.
To efekt unijnej dyrektywy o charakterystyce energetycznej budynków, mającej ambitny cel: ograniczenie emisji gazów cieplarnianych.
Faktycznie rozwiązania (dyrektywy) wprowadzają ograniczenie w zakresie wykorzystywania paliw kopalnych do ogrzewania budynków. Ograniczenie dotyczyć będzie w pierwszej kolejności budynków nowych będących własnością instytucji publicznych - od 1 stycznia 2028 r. Zaś od 1 stycznia roku 2030 - wszystkich nowych budynków – stwierdził wiceminister Konrad Wojnarowski.
Prawo będzie egzekwowane
Choć z przepisów wynika, że jeszcze do 2030 roku można montować piece na przykład na gaz lub olej opałowy w nowych budynkach mieszkalnych, to ich właściciele także na koniec kolejnej dekady będą musieli wymienić źródło ogrzewania na ekologiczne, czyli bez paliw kopalnych. 2030 rok to bowiem krańcowa data - później każdy nowy dom oddawany do użytku będzie musiał mieć ekologiczne ogrzewanie, na przykład pompę ciepła czy panele słoneczne.
Dyrektywa budynkowa nakłada też konkretne obowiązki na kraje członkowskie, a to znaczy, że rządy będą musiały egzekwować wykonanie przepisów przez obywateli. Na stronie KE czytamy, że „powinny dopilnować, być „co najmniej 55 proc. oszczędności energii” w budynkach wynikał „z renowacji 43 proc. tych najbardziej energożernych”, czyli starszego typu.
Władze unijne zadbały również o to, by dodatkowo skutecznie „zachęcić” właścicieli domów do montażu eko-ogrzewania. Oprócz dyrektywy budynkowej przeforsowały nowy system handlu emisjami (EU ETS2), który zacznie obowiązywać już od stycznia 2027 roku. W praktyce jest to podatek od emisji CO2, który spowoduje drastyczną podwyżkę cen nie tylko paliw grzewczych czyli węgla, gazu, oleju opałowego ale także tego do samochodów, czyli benzyny i diesla.
Gigantyczne koszty
Biorąc pod uwagę olbrzymie koszty, jakie będą musieli ponosić właściciele starszych typów domów na remonty, docieplenia, wymianę okien, drzwi oraz nowe ogrzewanie, zaskakująco brzmi uzasadnienie dla dyrektywy budynkowej, jakie można przeczytać na stronie Komisji Europejskiej. Otóż, te wszystkie przepisy, mają na celu „ograniczenie ubóstwa energetycznego w Unii Europejskiej”.
Choć dla Polaków - ze względu na długi sezon grzewczy i miliony istniejących pieców na gaz i węgiel oraz wiek wielu budynków - wymagania dyrektywy unijnej będą szczególnie dotkliwe, to rząd Donalda Tuska nie zablokował jej wdrożenia. Wiceminister Konrad Wojnarowski przyznał w Sejmie, że w czasie przyjmowania dyrektywy, co nastąpiło równo pół roku temu na posiedzeniu Rady UE do Spraw Gospodarczych i Finansowych, „Polska, Czechy, Słowacja, Szwecja oraz Chorwacja wstrzymały się od głosu w tej sprawie”. Głosu sprzeciwu nie było.
Agnieszka Łakoma
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.