Informacje

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Im więcej przepisów, tym większe bezprawie - debata Rady Programowej „Gazety Bankowej”

xxx xxx

  • Opublikowano: 8 stycznia 2013, 12:32

  • Powiększ tekst

W styczniowym wydaniu „Gazety Bankowej” opublikowana został relacja z debaty Rady Programowej miesięcznika. Jej uczestnicy rozmawiali głównie o niedoskonałości prawa gospodarczego w Polsce. Oto fragmenty debaty.

Maciej Goniszewski: Skoro poruszyliśmy kwestię nieegzekwowania niektórych przepisów, podam przykład. W grudniowym numerze piszemy o upadłości konsumenckiej, która jest tak skonstruowana, że trzeba mieć majątek, żeby z niej skorzystać, po drugie trzeba opłacić prawnika, który przeprowadzi przez całą procedurę, a ludzie decydujący się na upadłość raczej nie dysponują wolnymi środkami na prawnika.
Henryk Cioch: Sporo na ten temat pisałem. Zasadniczy błąd dotyczący upadłości konsumenckiej to brak w tym zakresie osobnej ustawy. Jest to uregulowane w prawie upadłościowym i naprawczym adresowanym tak naprawdę do przedsiębiorcy, a nie konsumenta. Stąd takie absurdy, że wymaga się od osoby fizycznej, że chcąc złożyć wniosek o upadłość, musi zabezpieczyć kwotę w wysokości do 12 tys. zł na pokrycie kosztów procesowych. Przecież jak ktoś zgłasza wniosek o upadłość, to grosza przy sobie nie ma. Po drugie, musi sprzedać własne mieszkanie – i co ma ze sobą zrobić? Pójść do noclegowni, pod most?
Elżbieta Mączyńska: Minister sprawiedliwości powołał zespół, który pracuje nad zmianą prawa upadłościowego i naprawczego. Toczy się m.in. dyskusja, czy upadłość konsumencka ma być potraktowana oddzielnie. Zostałam do tego zespołu zaproszona, ponieważ od 2004 roku prowadzimy w SGH badania upadłości. I właśnie te badania wykazały ogromne niesprawności prawa upadłościowego i naprawczego oraz jego egzekwowania. Upadłości to nieodłączna cecha gospodarki rynkowej. Mają one na celu oczyszczanie rynku z jednostek niewypłacalnych, po to, aby zjawisko niewypłacalności nie nabrało cech reakcji łańcuchowej i nie wywołało efektu domina, tj. sytuacji, gdy upadłość jednego przedsiębiorstwa wywołuje upadłości kolejnych. Mimo tej przynależnej upadłościom funkcji katharsis dochodzi niekiedy do niepotrzebnych śmierci przedsiębiorstw. Z badań prowadzonych przez zespół SGH wynika na przykład, że występuje zjawisko upadłości, które określamy jako reżyserowane. W ich następstwie likwiduje się, uśmierca przedsiębiorstwa, które mogłyby efektywnie funkcjonować. W wyniku takiej upadłości ginie przedsiębiorstwo, a na jego majątku uwłaszcza się wąska grupa interesariuszy. Często osoby, które tracą w wyniku upadłości przedsiębiorstw pracę, przechodzą na garnuszek budżetu, czyli konsekwencje ponoszą wszyscy podatnicy. Niekiedy okazuje się, że przedsiębiorstwo upadło, żeby ktoś mógł przejąć atrakcyjną działkę wchodzącą w skład masy upadłościowej. Zdarza się też nierzadko, że przez wiele miesięcy, a nawet lat pozostały po upadłym przedsiębiorstwie majątek nie jest efektywnie wykorzystywany. Jest to efekt niedoskonałości nie tylko prawa upadłościowego, ale też systemu stanowienia i egzekwowania prawa w ogóle, a także niesprawności polityki gospodarczej. Wciąż w zbyt małym stopniu dba się o to, żeby istniała spójność pomiędzy poszczególnymi regulacjami prawnymi. (…)
Inna kwestia to nasilające się przejawy  ignorowania zasady, że prawo ma służyć ludziom, a nie autonomizować się. Prawo powstało po to, aby silniejszy nie wykorzystywał swej przewagi wobec słabszych. Narastająca złożoność i nieprzejrzystość  prawa sprawia, że to przede wszystkim słabsi  padają ofiarą takiej sytuacji. Silniejszych bowiem stać na specjalistyczną i kosztowną obsługę prawną. Na to nie stać słabszych. Rzeczywistość coraz bardziej się komplikuje, prawnicy próbują za tym nadążyć i prawo staje się coraz bardziej uszczegółowione, powstaje gąszcz przepisów, mimo, że już starożytni przestrzegali, że przy największym państwa nierządzie najliczniejsze były prawa. Niekiedy np. dostaję pismo urzędowe, które muszę kilka razy czytać, bo jest tak niezrozumiałe, a i tak mam wątpliwości. Jak mają sobie z tego typu  pismami radzić ludzie z niższym wykształceniem?
Henryk Cioch: Kwestia języka prawnego i języka ekonomii jest niezwykle ciekawa. Stosunki majątkowe regulowane są w prawie cywilnym – w Kodeksie cywilnym, w Kodeksie spółek handlowych. Te dwa kodeksy nie posługują się terminologią potoczną – tak jak Kodeks karny. Każdy zwrot, każde pojęcie ma dokładnie przypisane, konkretne znaczenie. Dla przeciętnego Kowalskiego jest to język całkowicie niedostępny.
Małgorzata Zaleska: Postawiliśmy więc diagnozę, że z naszym prawem nie jest najlepiej. Powinniśmy więc pójść dalej i określić, jakie są główne tego przyczyny. W pewnym stopniu znaleźliśmy je w naszej historii, ale w mojej ocenie nie poruszyliśmy innej ważnej sprawy. Bardzo często się zdarza, że pierwotny projekt przepisów jest całkiem przyzwoity. Niestety później w drodze różnych dyskusji, konsultacji, wpływów interesu zmienia swój kształt. Bardzo często, dążąc do przyjęcia jakiegoś rozwiązania, przyjmuje się kompromis, który nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem. Ponadto jeszcze jedna kwestia jest istotna, mianowicie – tworząc prawo, patrzy się często z perspektywy krótkoterminowych interesów, zapominając równocześnie o długoterminowym wpływie na gospodarkę i społeczeństwo.

Cały tekst w styczniowym wydaniu „Gazety Bankowej”

W debacie udział wzięli:
prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego
prof. Małgorzata Zaleska, członek Zarządu Narodowego Banku Polskiego
prof. Henryk Cioch, senator VIII kadencji
prof. Tomasz Gruszecki, Katolicki Uniwersytet Lubelski
ks. Janusz Majda, ekonom Episkopatu Polski
prof. Alojzy Nowak, prorektor Uniwersytetu Warszawskiego
Maciej Goniszewski, redaktor naczelny Gazety Bankowej

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych