Krakanie o krachu Grecji i kolejne dementi eurogrupy, że powstaje „plan B” na wypadek wyjścia Aten ze strefy euro
W sobotę, nazajutrz po spotkaniu eurogrupy w Rydze ministrowie finansów wypowiadają się krytycznie o rozmowach ze swym greckim odpowiednikiem Janisem Warufakisem; nie jest jasne, czy w istocie przygotowują się na „plan B”, czyli niewypłacalność Aten.
Grecki minister finansów Janis Warufakis został w sobotę surowo skrytykowany przez ministra ds. gospodarki i konkurencyjności Hiszpanii Luisa de Guindosa za to, że w rozmowach z Atenami "nie ma żadnych postępów", a negocjacje "nie mogą toczyć się dalej w taki sposób, jak do tej pory".
Według Guindosa Grecja nie może dalej prowadzić rozmów ze swymi partnerami i wierzycielami "w sposób, który jest niedopuszczalny zarówno pod względem treści, jak i formy".
Całkowity brak postępów w negocjacjach jest "źródłem bardzo dużej frustracji" eurogrupy - dodał Guindos.
Niemiecki minister finansów Wolfgang Schaeuble, pytany przez dziennikarzy, czy strefa euro przygotowuje się na "Plan B", czyli niewypłacalność Grecji, udzielił wymijającej odpowiedzi.
Potwierdzenie tych spekulacji mogłoby spowodować panikę - powiedział Schaeuble.
Dodał jednak znacząco, że gdy planowano unifikację Niemiec, rządowe projekty otoczone były całkowitą tajemnicą. W piątek po zamknięciu obrad szczytu o tym, że rozważany jest "plan B", wspomniał przedstawiciel Słowenii.
Niepokój, jaki pozostawiła ta uwaga, starał się w sobotę rozwiać minister finansów Francji Michel Sapin.
"Wczoraj rozmawialiśmy o planie A, o jedynym planie, bo nie ma planu B, C, D lub E. Jedyny plan jest taki, że Grecja pozostaje w euro i pozostaje w Europie" – mówił Sapin.
Szef eurogrupy Jeroen Dijsselbloem mówił w piątek, że liczy na to, iż "krytyczne spotkanie 19 ministrów strefy euro" pozwoli Grecji zrozumieć, że zawarcie porozumienia ws. pomocy finansowej dla Aten, uwarunkowanej wdrożeniem reform, "jest bardzo pilne".
Zdaniem Guindosa partnerzy Grecji, w tym przypadku 18 ministrów strefy euro, wygłosili w piątek pod adresem Aten uwagi "wystarczająco krytyczne i negatywne", by skłonić Greków do poczynienia postępów w negocjacjach.
W piątek eurogrupa kategorycznie odmówiła udzielenia pomocy Grekom przed uzgodnieniem pełnej listy reform. Jeszcze większe znaczenie ma zapewne to, że presję na Ateny zwiększył Europejski Bank Centralny. Jego szef Mario Draghi ostrzegł, że może zrewidować warunki, na jakich dostarcza greckim bankom pomocy finansowej, zapewniając im płynność.
Kredyty EBC mają fundamentalne znaczenie dla greckiego systemu bankowego, którego płynność jest zagrożona przez ucieczkę kapitału spowodowaną przez masowe wycofywanie depozytów.
Partnerzy Grecji w strefie euro domagają się od rządu w Atenach przeprowadzenia reform, m.in. redukcji emerytur, liberalizacji rynku pracy, zmian w prawie podatkowym, skuteczniejszego ściągania należności podatkowych oraz postępów w kwestii wstrzymanego w styczniu procesu prywatyzacyjnego.
Rząd Grecji, który zdobył władzę dzięki przedwyborczym obietnicom zerwania z surową polityką oszczędności i bolesnych reform, nadal nie zgadza się na część warunków eurogrupy, jak redukcja płac i emerytur czy uelastycznienie rynku pracy.
Zgodnie z ustaleniami eurogrupy z 20 lutego do końca kwietnia Grecja ma uzgodnić z wierzycielami pełną listę reform i w zamian otrzymać zablokowaną ostatnią transzę pomocy, wartą ok. 7,2 mld euro. Jeśli Grecja nie otrzyma tych środków, grozi jej niewypłacalność. Z końcem czerwca wygasa program ratunkowy dla tego kraju.
Tymczasem w samych Atenach podczas burzliwej debaty parlamentarnej w nocy z piątku na sobotę minister spraw wewnętrznych Grecji Nikos Wucis oświadczył, że jeśli zajdzie taka potrzeba, rozpisane zostaną przedterminowe wybory parlamentarne, by Grecy wypowiedzieli się o polityce rządu.
Wucic powiedział, że ci, którzy myślą, że obecny rząd jest krótkotrwały i pozbawiony legitymacji, mylą się; "naród wypowiedział się niedawno, a jeśli będzie trzeba, wypowie się ponownie".
Szef MSW wystąpił podczas nocnej debaty w parlamencie, dotyczącej niedawnego rozporządzania w sprawie transferu środków z instytucji publicznych do banku centralnego Grecji.
Gabinet premiera Aleksisa Ciprasa znalazł się pod ogromną presją ze strony zagranicznych wierzycieli Grecji, Unii Europejskiej oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego, a także greckiej opozycji i władz lokalnych.
W poniedziałek rząd Grecji wydał rozporządzenie nakazujące instytucjom państwowym przekazanie swych funduszy centralnemu Bankowi Grecji, co ma pomóc w regulowaniu bieżących zobowiązań budżetowych. Ateny postanowiły zabrać nawet rezerwy gotówkowe należące do szpitali i przedszkoli. Krok ten ma umożliwić państwu obsługę długu zagranicznego i wypłacenie pensji i emerytur.
Partie opozycyjne, a przede wszystkim centroprawicowa Nowa Demokracja i socjalistyczny Pasok uznały posunięcie rządu za niekonstytucyjne; oskarżyły też rząd, że przeciąga negocjacje z wierzycielami Aten, co prowadzi do tego, że finanse państwa "znajdą się w impasie".
Przeciw rozporządzeniu rządu zbuntowały się też władze lokalne. Podczas zorganizowanego w trybie pilnym we wtorek spotkania w Atenach greccy burmistrzowie zdecydowali, że zorganizują protest, a także "podejmą wszelkie możliwe działania polityczne i prawne", by zablokować nakaz rządu.
Rzecznik rządzącej lewicowej Syrizy Nikos Filis powiedział, że rząd nie życzy sobie ani przyśpieszonych wyborów, ani referendum i zmierza do zawarcia porozumienia z kredytodawcami, "ale jeśli opozycja domaga się legitymizacji tego porozumienia przez naród, to rząd nie będzie się bał wyborów".
Grecja jest zdana na zagraniczną pomoc finansową od 2010 roku, czyli odkąd utraciła możliwość pozyskiwania środków na rynkach i stanęła na krawędzi bankructwa. Od tego czasu drastyczne cięcia wydatków budżetowych, recesja i wysokie podatki doprowadziły do spadku dochodów Greków o jedną trzecią. Bezrobocie sięgnęło 26 proc.
PAP, sek