Francuskie wybory już w niedzielę - Francois Hollande odchodzi ze stanowiska jako najgorzej oceniany prezydent w historii
W niedzielę we Francji odbędzie się druga tura wyborów prezydenckich, w której zmierzą się centrysta Emmanuel Macron i skrajnie prawicowa Marine Le Pen. O wyniku pojedynku może przesądzić frekwencja i mobilizacja przeciwników Le Pen.
Głosowanie rozpocznie się o godzinie 7 i potrwa do godz. 19, choć w dużych miastach lokale wyborcze będą otwarte do godz. 20. Sondaże exit poll zostaną udostępnione natychmiast po zakończeniu głosowania; oczekuje się, że wynik wyborów zostanie podany zaledwie kilka godzin później. Inauguracja nowego prezydenta, niezależnie od tego kto zwycięży, nastąpi w ciągu mniej więcej 10 dni.
Po raz pierwszy w historii V Republiki o najwyższy urząd w państwie walczyć będą kandydaci spoza głównego nurtu francuskiej polityki, którzy w pierwszej turze wyeliminowali przedstawicieli socjalistów i centroprawicowych Republikanów.
Francuskie wybory obserwowane są z dużą uwagą na całym świecie; od ich wyniku zależeć będzie, czy Francja zawalczy o reformy i silną pozycję w Unii Europejskiej, czy np. rozważać będzie wyjście ze strefy euro oraz przebudowanie międzynarodowych sojuszy.
Faworytem sondaży - z przewagą rzędu 20 proc. - jest prounijny centrysta, 39-letni Macron, zwolennik budowania silnej pozycji Francji w UE oraz umiarkowanych reform, które mają uelastycznić rynek pracy i przywrócić konkurencyjność francuskiej gospodarce. W pierwszej turze niezależny polityk, wspierany przez ruch En Marche!, który on sam utworzył zaledwie rok temu, zdobył 24,01 proc. głosów.
W polityce zagranicznej Macron stawia na - jak powiedział w środowej debacie telewizyjnej - zacieśnienie relacji z Berlinem oraz współpracę z USA w takich kwestiach jak dzielenie się danymi wywiadowczymi, zajmowane stanowiska w ONZ, czy zmiany klimatyczne. Jest też przeciwnikiem wycofania sankcji nałożonych na Rosję po aneksji Krymu i podkreśla, że Francja "nie ma takich samych wartości ani priorytetów (jak Rosja)".
Program Macrona przyciągnął wielu centrystów i socjaldemokratów z prawego skrzydła Partii Socjalistycznej, a po pierwszej turze wyborów do głosowania na niego wezwała większość pierwszoplanowych polityków Republikanów oraz kandydat socjalistów Benoit Hamon.
Le Pen, która w pierwszej turze zdobyła 21,30 proc. głosów do niedawna była szefową skrajnie prawicowego Frontu Narodowego (FN). Jej partia głosi hasła protekcjonistyczne, anytyuniijne i antyimigracyjne. Populistyczny program gospodarczy Le Pen oraz obietnice poddania pod głosowanie w referendum planu wyjścia ze strefy euro, a nawet z UE, niepokoi zagranicznych ekspertów i inwestorów. Wysokie notowania Le Pen w sondażach przedwyborczych powodowały zawirowania na giełdach i rynkach walutowych.
W polityce zagranicznej Le Pen za konieczne uważa zachowanie przez Francję "równego dystansu" politycznego zarówno wobec Moskwy jak i Waszyngtonu. Jest zwolenniczką Europy "od Atlantyku po Ural", a nie od "Waszyngtonu do Brukseli". Chce też stworzenia osi Paryż - Berlin - Moskwa, która uwolniłaby Europę od amerykańskiej dominacji - czytamy na stronach wyborczych jej sztabu.
Mimo komfortowej przewagi w sondażach, Macron nie może być pewien zwycięstwa - pisze amerykański ośrodek Stratfor. Duże znaczenie będzie miała frekwencja; jeśli zdyscyplinowani wyborcy Le Pen tłumnie zagłosują, a jej przeciwnicy nie pójdą na wybory to "będzie miała ona większe szanse na wygraną" - wyjaśnia Stratfor.
Oczekuje się jednak, że w tegorocznych wyborach powtórzy się scenariusz z 2002 roku, kiedy to ojciec Marine, Jean-Marie Le Pen - szef i jeden z założycieli FN -przeszedł do drugiej tury wyborów. Francuzi zmobilizowali się wówczas we "front republikański " i zagłosowali przeciw Le Penowi, fundując mu - jak napisał "New York Times" - największą porażkę wyborczą w historii V Republiki. Prezydentem został Jacques Chirac niecieszący się wcześniej dużym poparciem.
Eksperci podkreślają, że w pewnym sensie głosowanie w drugiej turze nie zakończy francuskich wyborów, bowiem pozycja prezydenta i jego zdolność do przeforsowania swojego programu zależeć będzie od wyniku wyborów parlamentarnych, które odbędą się 11 i 18 czerwca.
W systemie politycznym Francji, zwanym "semiprezydenckim", posiadanie większości w Zgromadzeniu Narodowym "stanowi klucz do rządzenia Francją" - pisze Stratfor.
Gdyby wybory prezydenckie wygrała Le Pen, która raczej nie uzyska większości w parlamencie, miałaby trudności z przeforsowaniem w Zgromadzeniu Narodowym wielu projektów, a zwłaszcza planu referendum w sprawie wyjścia z unii walutowej czy UE - wyjaśnia amerykański ośrodek.
Macron chce zreformować Francję, ale zdaniem francuskiego portalu Atlantico, nie mając silnego zaplecza politycznego - En Marche! nie jest nawet formalnie partią polityczną - bez parlamentarnej większości oraz szerokiej legitymacji społecznej nie będzie w stanie efektywnie rządzić.
Po środowej debacie telewizyjnej 63 proc. widzów uznało, że Macron był bardziej przekonujący niż jego rywalka; 34 proc. ankietowanych powiedziało, że bardziej przekonująca była Le Pen - wynika z sondażu Instytutu Elabe.
Badanie OpinionWay-SLPV Analytics wskazuje, że En Marche! może uzyskać nawet 249-286 miejsc w liczącym ogółem 577 mandatów Zgromadzeniu Narodowym.
Według wcześniejszych sondaży w drugiej turze Macron pokona kandydatkę skrajnej prawicy Marine, uzyskując ponad 60 proc. głosów.
Jeśli polityk ten w istocie wygra, to zostanie najmłodszym szefem państwa francuskiego od czasów wybranego w 1848 roku na prezydenta 40-letniego wówczas Karola Ludwika Napoleona Bonaparte, późniejszego cesarza Napoleona III - pisze "Economist".
Franois Hollande kończy mandat jako najbardziej nielubiany prezydent V Republiki Francuskiej. Jest też krytykowany za błędy w polityce gospodarczej, społecznej i zbyt łagodną politykę wobec organizacji islamistycznych.
Jean Birnbaum autor głośnej we Francji książki o postawie lewicy wobec dżihadyzmu uważa, że "prezydentura Hollande'a nie była katastrofą, ale jej bilans jest globalnie negatywny". Zdaniem autora prezydent przed i po wyborach sypał obietnicami. Wielu nie dotrzymał, a gdy je realizował, to jakby ukradkiem. Nie rozumiał też sprzeciwu i oporu, jakie wywołują jego reformy - przypomina Birnbaum.
"To niefrasobliwość, brak powagi w podejściu do spraw państwa" - ocenia autor, prezentujący stanowisko bliskie francuskiej lewicy.
Podstawowy zarzut ekonomisty Daniela Cohena to "niespójność polityki gospodarczej i podatkowej Hollande'a".
"Jako kandydat i na początku kadencji Hollande dawał +całą w lewo+, po czym bezskutecznie próbował zająć centrum. Aby zmniejszyć podatki i składki przedsiębiorstw, powiększył ciężar podatkowy obywateli. Liberalna ustawa o prawie pracy spowodowała odwrócenie się od prezydenta tej części lewicy, która była mu jeszcze wierna" - wylicza ekonomista.
Filozof Paul Thibaud uważa, że za "tragiczny stan Francji" nie należy obciążać Hollande'a. "To robota ostatnich trzech prezydentów - "leniwego Jacques'a Chiraca, nadpobudliwego (Nicolasa) Sarkozy'ego i niczego sobą niereprezentującego Hollande'a". Ten ostatni prezydent najbardziej, zdaniem Thibaud, "obniżył godność urzędu prezydenckiego".
Filozof podkreśla, że podczas prezydentury Hollande'a z całą ostrością ukazała się pewna zmiana - "przedtem w życiu państwa francuskiego decydująca była polityka. Obecnie jej miejsce zajęła ekonomia i sprawy społeczne".
Dziennik ekonomiczny "Les Echos" ocenia w swej analizie, że "ocena prezydentury Francois Hollande'a (...) powinna rodzić pytania o jego (...) odpowiedź na problemy strukturalne".
Według "Les Echos" bilans ten wypada średnio, bowiem podniesienie podatków na początku kadencji prezydenta pozwoliło wprawdzie zmniejszyć deficyt strukturalny, jednak reformy rynku pracy, jak i rynku dóbr i usług, "zbyt późne i nieśmiałe", to dopiero "plac budowy". Tylko kontynuacja takich reform przyniosłaby poprawę sytuacji gospodarczej Francji, która byłaby bardziej trwała niż ta, która nastąpiła w 2015 roku, a wynikała w dużej mierze z cyklicznej poprawy koniunktury - konkluduje "Les Echos".
W polityce zagranicznej za sukces prezydenta uznawana bywa francusko-niemiecka mediacja między Moskwą a Kijowem, niezależnie od wyników, jakie przyniosła; niektórzy obserwatorzy zwracają uwagę na "skandal", jaką jest nieobecność w tym zespole Polski, najbardziej zainteresowanego członka UE.
Niektórzy wysoko oceniają interwencję w Mali, gdy dzięki wysłaniu wojsk francuskich, udało się powstrzymać marsz dżihadystów na Bamako. Inni zwracają uwagę, że choć wciąż w Afryce giną francuscy żołnierze, ani Mali, ani Niger nie są bezpieczne.
Gdy doszedł do władzy, Francois Hollande zamierzał renegocjować unijny traktat budżetowy, tak by sprzyjał wzrostowi gospodarczemu, inwestycjom i zatrudnieniu, ale plany te rozbiły się o opór kanclerz Niemiec Angeli Merkel. Nic nie wyszło też z planu powołania "parlamentu eurolandu", jaki zrodził się latem 2015 roku, gdy strefie wspólnej waluty groziła implozja z powodu kryzysu w Grecji.
Prawicowa opozycja pięć lat rządów Hollande'a nazywa katastrofą. "Pięć zmarnowanych lat, pięć lat niepotrzebnych, którym towarzyszyła przemoc terrorystyczna i które cofnęły Francję. Doprawdy, pięć lat do niczego!" - określił jego kadencję Philippe Karsenty, zastępca mera podparyskiej miejscowości Neuilly nad Sekwaną i kandydat partii Republikanie w czerwcowych wyborach parlamentarnych.
Ustawę o "małżeństwie dla wszystkich", wprowadzającą śluby homoseksualne, Hollande przedstawia jako "wielką reformę" swej prezydentury. Spotkała się z bardzo złym przyjęciem tradycyjnej i katolickiej części francuskiego społeczeństwa. Jednocześnie nie zadowoliła lewicowców, którzy chcieli, aby jednopłciowym parom dać prawo do adopcji dzieci, do wspomaganego medycznie zapłodnienia i do korzystania z "matek zastępczych".
Najwięcej krytyk, nie tylko ze strony prawicy i skrajnej prawicy, spotyka Hollande'a za zbyt łagodną, jak twierdzą, politykę wobec licznych organizacji islamistycznych, działających pod przykrywką stowarzyszeń kulturalnych, oświatowych lub sportowych.
Prezydentowi zarzuca się również uprzywilejowanie inwestycji dokonywanych przez monarchie z Zatoki Perskiej, które nie tworzą miejsc pracy, ale sprzyjają rozkwitowi islamizmu. Centrysta Emmanuel Macron, uważany za faworyta niedzielnej II tury wyborów prezydenckich, zapowiedział, że jeśli zostanie wybrany, zlikwiduje ulgi podatkowe dla Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
PAP/ as/