NASZ WYWIAD: Maciej Ptaszyński, dyrektor PIH: Handel do 13.00 to niezły pomysł
Propozycja, aby ograniczyć handel w niedzielę np. do godziny 13.00, przenosi dyskusję na inny poziom. Nie rozmawiamy już o zakazie handlu, ale o ograniczeniu – mówi Maciej Ptaszyński, dyrektor w Polskiej Izbie Handlu
Od miesięcy w Sejmie i w mediach toczy się dyskusja o tym, jak powinien wyglądać handel w niedzielę. Wymyśla się kto może handlować, czym, gdzie. A ostatnio pojawił się pomysł Parlamentarnego Zespołu na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości, żeby większość sklepów w niedziele pracowała tylko do godz. 13. Podoba się Panu ten pomysł?
Maciej Ptaszyński, dyrektor w Polskiej Izbie Handlu: Powiem tak: to co zaproponował zespół nie jest oficjalną propozycją zmian w projekcie. Pewnie można się zastanawiać czy większy sens ma otwieranie sklepów rano czy po południu. Ale propozycja przedstawiona przez Adama Abramowicza przenosi dyskusję na inny poziom, bo nie rozmawiamy już o zakazie handlu ale o ograniczeniu handlu. To bardzo ważne, ponieważ projekt obywatelski zgłoszony we wrześniu przez NSZZ Solidarność sprowadza się właśnie do zakazu. Na dodatek jest bardzo niespójny, ma liczne wady prawne. Istnieje też obawa, że jest niekonstytucyjny, bo dyskryminuje pewne grupy, negatywnie też oddziałuje na np. logistykę, dystrybucję, hurtownie. Nie rozumiem np. dlaczego, według projektodawcy, niedziela kończy się w poniedziałek o godz. 6 rano? pokrzywdzeni są również franczyzobiorcy, bo przedsiębiorca, który prowadzi sklep zawsze sam może stanąć za ladą A franczyzobiorca nie.
Przeprowadziliście badania, z których wynika, że zakaz handlu w niedzielę spowoduje spadek obrotów znacznej części małych i średnich sklepów. Wiadomo o ile mogą one spaść?
To bardzo trudno wyliczyć, bo nasza organizacja jest mocno rozproszona. Sklepy działają w bardzo różnych warunkach, mają różną powierzchnię, asortyment. Ale generalnie aż 60 proc. obawia się skutków wprowadzenia zakazu handlu w niedzielę. Boją, np. że klienci w sobotę zrobią większe zakupy w dyskontach, a jak im czegoś zabraknie, to pójdą np. na stację benzynową.
Ale też aż 37 proc. uważa, klienci , zamiast jeździć i spalać benzynę zrobi po prostu większe zakupy w jego sklepie w inne dni tygodnia.
Dziś w życie wchodzi kolejne pokolenie, dla których niedziela jest takim samym dniem handlu jak poniedziałek czy piątek. I nie chcą ograniczeń. Z tego co pamiętam, to 80 proc. Polaków deklaruje że robi zakupy w niedzielę a 75 proc, nie chce ograniczeń. Tak naprawdę to bardziej konsumenci niż handlowcy są przeciwnikami zakazu i regulacji ustalających zasady działania handlu w niedzielę.
Chce tego jednak większość pracowników. W handlu pracuje dziś ok. 2 milionów Polaków. Jak rozwiązać ten problem?
Ciekawym rozwiązaniem jest propozycja Konfederacji Lewiatan, która chce zapisać w kodeksie pracy, że pracownik może mieć pracująca tylko jedną niedzielę w miesiącu. Wtedy nie było by problemu.
A co z zarobkami? Przedstawiciele NSZZ „Solidarność” optują za tym, żeby pracownik, który pracował w niedzielę dostawał 100 proc. stawki godzinowej.
To rozwiązanie dla dużych zagranicznych sieci, zwłaszcza dla dyskontów. Wiele naszych sklepów ma rentowność poniżej 1 proc. Trudno im porównywać się z największymi dyskontami, gdzie wynosi ona około 5 proc.
Jeżeli już dziś zakładacie, że wynagrodzeń w handlu nie będziecie podnosić, to jak chcecie utrzymać pracowników przy spadającym bezrobociu? Ludzie pójdą po prostu do Biedronki lub lub zmienią branżę.
Jest to problem, na który branża handlowa nie ma gotowej recepty. W tej chwili wszystkie sklepy borykają się z barkiem pracowników. To na pewno wpłynie na handel w przyszłości.
Dziękuję za rozmowę