Nie tylko westminsterski dach przecieka. Dyplomacja też
Dziennik „Daily Telegraph” poinformował w piątek, że brytyjska dyplomacja spodziewa się dalszego wycieku depesz dyplomatycznych po publikacji tekstów napisanych przez ambasadora w USA Kima Darrocha. Doprowadziło to do jego rezygnacji ze stanowiska.
Według gazety osoba odpowiedzialna za przekazanie tajnych informacji mediom „ma dostęp do praktycznie wszystkiego” i rozważa działania wymierzone w kolejnych ambasadorów, którzy w przeszłości publicznie opowiadali się przeciwko wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.
Ten wyciek to ostrzeżenie dla wszystkich innych ambasadorów, którzy mogą być marudzącymi zwolennikami pozostania w UE, żeby - niezależnie od swych poglądów na temat brexitu - nie próbowali wkładać kij w szprychy, bo spotka ich to samo - powiedziało źródło „Telegrapha”.
Od poniedziałku prowadzone jest wewnętrzne śledztwo w sprawie źródła wycieków, a w środę szef brytyjskiej służby dyplomatycznej Simon McDonald potwierdził, że w prace zaangażowana jest także policja, która bada, czy nie doszło do złamania prawa dotyczącego tajemnic państwowych.
Szef działu politycznego „The Times” Francis Elliott napisał w oparciu o swoje źródła, że „śledztwo jest znacznie bardziej zaawansowane niż wiele osób zdaje sobie z tego sprawę”, dodając, że „wygląda na to, iż kogoś poniosło” z ujawnianiem poufnych informacji.
Piątkowe wydania mediów zaznaczyły także, że mimo początkowych spekulacji ustępująca premier Theresa May nie zdecyduje się prawdopodobnie na szybkie mianowanie następcy Darrocha na stanowisku ambasadora w Waszyngtonie i pozostawi tę decyzję swojemu następcy.
Nowy szef rządu powinien zacząć urzędowanie najpóźniej 24 lipca i jest właśnie wybierany przez ok. 160 tys. członków Partii Konserwatywnej; mają oni wybór między byłym szefem MSZ i byłym burmistrzem Londynu Borisem Johnsonem oraz obecnym szefem dyplomacji Jeremym Huntem.
Darroch podał się w środę do dymisji po skandalu związanym z wyciekiem jego korespondencji dyplomatycznej, w której krytycznie odnosił się do administracji prezydenta Donalda Trumpa.
Depesze opublikowane w niedzielę przez gazetę „Mail on Sunday” zawierały nieprzychylne opinie Darrocha na temat władz USA. Ambasador określił otoczenie amerykańskiego prezydenta jako „dysfunkcyjne” i ostrzegał, że „naprawdę nie wydaje nam się, by ta administracja miała się stać dużo normalniejsza: (tj.) bardziej przewidywalna, mniej podzielona, mniej niezdarna i nieporadna pod względem dyplomatycznym”.
Pierwszą reakcją Trumpa była opinia, że Darroch „nie przysłużył się Wielkiej Brytanii”, a później zadeklarował, że „nie będzie z nim dalej pracował”. W efekcie Biały Dom wycofał m.in. zaproszenie dla Darrocha na kolację z emirem Kataru.
We wtorek przywódca USA napisał: „Ten zwariowany ambasador, którego Wielka Brytania narzuciła Stanom Zjednoczonym, nie jest kimś, kto nas zachwyca, bardzo głupi facet. Powinien mówić (…) premier May o jej nieudanych negocjacjach w sprawie brexitu i nie denerwować się moją krytyką na temat tego, jak źle zostało to poprowadzone”. W kolejnym wpisie określił Darrocha jako „nadętego głupca”.
Eskalacja konfliktu z Trumpem doprowadziła do rezygnacji ambasadora ze stanowiska. Jego otoczenie mówiło dziennikarzom, że na taką decyzję wpłynął także fakt, że podczas wtorkowej debaty telewizyjnej pomiędzy kandydatami do zastąpienia May będący faworytem Johnson odmówił mu poparcia i gwarancji utrzymania go na placówce.
PAP SzSz