Jak działał największy biznes dopalaczowy w Europie
Jan S., zatrzymany przez stołecznych policjantów w piątek pod Warszawą m.in. za zlecenie zabójstwa śledczych oraz ministra sprawiedliwości, stworzył największy na rynku dopalaczy w Polsce i Europie gang, który sprzedawał te środki klientom z całego świata – w tym z USA, Meksyku i Australii. Planował ucieczkę na Dominikanę - pisze dziennik „Rzeczpospolita”.
Autorki arytykułu: Izabela Kacprzak oraz Grażyna Zawadka opisały kulisy działania największej dopalaczowej grupy przestępczej na podstawie aktów oskarżenia, jakie w końcu 2019 roku trafiły do sądów – w Warszawie, Katowicach i Tarnobrzegu. Skierowała je warszawska prokuratura, a objęły 72 osoby (9 chce poddać się karze).
Dopalacze były sprowadzane przez legalnych pośredników z Chin do Holandii, a stamtąd w zbiorczych przesyłkach wysyłane do Polski.
W Warszawie działały tzw. bazy, czyli centra magazynowania i paczkowania, gdzie porcjowano i pakowano towar do wysyłki (klientom dostarczały je firmy kurierskie).
Rachunki bankowe obsługujące zamówienia sklepu internetowego, na które klienci przelewali należność za towar, były zakładane na podstawione osoby – w tym na przebywających w Polsce młodych Ukraińców (werbował ich też Ukrainiec, z zawodu rolnik).
Pieniądze ze sprzedaży dopalaczy były inwestowane m.in. w luksusowe auta i kryptowaluty. Np. jedna ze spółek Jana S. kupiła bentleya continental wartego 260 tys. euro i lamborghini huracan za 319 tys. euro (jedno zajęli śledczy).
oprac.gr