Strefa euro w słabym nastroju
Wyniki realnej gospodarki zależą przede wszystkim od realnej produkcji i od realnych zysków, jednak nastroje w biznesie też mają znaczenie, choć niekoniecznie muszą przekładać się na wynik. Pesymizm, optymizm, stadne zachowania odgrywają większą rolę na rynkach finansowych, jednak także w sferze realnej nikt ich nie lekceważy – zwłaszcza teraz, w dobie wszechobecnego internetu i maksymalnie uproszczonego przekazu.
Chociażby z tego powodu inwestorzy przywiązują większą wagę niż jeszcze kilka lat temu do danych o nastrojach w gospodarce. Słusznie? Pewno tak, skoro można nałożyć na nie twarde dane makroekonomiczne i potwierdzić, że odczucia nie są tak zupełnie odległe od rzeczywistości.
Tak jest z najnowszym indeksem nastrojów w gospodarce strefy euro, który wyniósł w styczniu 106,2 pkt. wobec 107,4 pkt. w poprzednim miesiącu. Wynik jest słaby, do tego potwierdzający fatalną tendencję.
Nastroje w strefie euro spadły do najniższego poziomu od ponad dwóch. Jakby tego było mało, Niemcy obniżają prognozę swojego wzrostu gospodarczego w tym roku, co oczywiście źle wróży na przyszłość.
Bloomberg pisze wręcz, że strefa euro zamieniła się w słaby punkt światowej gospodarki. Włochy i Hiszpania uzupełniają obraz przeżywającego poważne problemy molocha. O ile Niemcy – mimo trudności – ciągle są na plusie, to południe Europy już może witać się z recesją. Zachodni Europejczycy zaczynają odczuwać kłopoty na własnej skórze, o czym mogą świadczyć ostatnie dane o wydatkach gospodarstw domowych we Francji, które weszły w „etap stagnacji”.
Do tego w strefę euro uderza osłabienie światowego wzrostu gospodarczego, konflikty i niepewność polityczna. Jak twierdzi cytowany przez Bloomberga minister gospodarki Niemiec, Peter Altmaier, mając na myśli przede wszystkim globalny handel, wiatr zaczyna wiać nam w twarz.