Konsumenci w euforii, ale z kredytami nie szaleją
Z najnowszych danych GUS wynika, że polscy konsumenci są w najlepszych nastrojach, od czasu gdy prowadzone są tego typu badania, czyli od 2000 r. Ich optymizm wynikający z dobrej sytuacji na rynku pracy i rosnących wynagrodzeń zachęca do zakupów, ale raczej nie na kredyt, mimo rekordowo niskich stóp procentowych.
W maju wyliczany przez GUS wskaźnik ufności konsumentów osiągnął poziom najwyższy w historii i po raz pierwszy przyjął wartość większą od zera, co oznacza, że optymistów było więcej niż niezadowolonych. W tak dobrych nastrojach Polacy nie byli nawet w 2007 r., czyli w szczytowym okresie boomu gospodarczego, zakończonego globalnym kryzysem finansowym. Powodów do optymizmu dostarcza przede wszystkim sytuacja na rynku pracy, czyli najniższa w historii stopa bezrobocia, rosnące płace, poczucie pewności zatrudnienia, a także wsparcie w postaci transferów socjalnych, jak choćby programu 500+. Nic też dziwnego, że to wszystko przekłada się na wzrost konsumpcji, widoczny w danych o sprzedaży detalicznej, czy obrotach w handlu.
W przypadku obu tych wielkości, znacznie wyższą dynamikę notowano jednak w latach 2006-2008, a także później, w okresie ożywienia z lat 2010-2012. Zdecydowanie wyższe też było wówczas tempo wzrostu gospodarczego i średniej płacy (w latach 2006-2008 przeciętne wynagrodzenie w firmach rosło realnie o 6-9 proc., podczas gdy obecnie zwiększa się o 2-3 proc.). Wszystko wskazuje więc na to, że staliśmy się społeczeństwem bardziej optymistycznym, przynajmniej w wymiarze statystycznym, ujawnianym w badaniach GUS, a większe zadowolenie wynika nie tylko z bieżącej sytuacji, ale także z faktu, że konsumpcyjne zaległości nadrobiliśmy już w poprzednich latach i teraz możemy swój „dobrostan” poprawiać dokonując zakupów mniej intensywnie, za to bardziej rozważnie.
Widać to szczególnie w przypadku kredytów konsumpcyjnych. W kwietniu nasze zadłużenie z tego tytułu wynosiło nieco ponad 160 mld zł i było wyższe niż przed rokiem o 10,5 mld zł, czyli o 7 proc. Takie tempo utrzymuje się już od kilkunastu miesięcy i choć jest wyższe niż w latach 2014-2015, daleko mu do kredytowego szaleństwa z lat 2007-2009, gdy zadłużenie zwiększało się o ponad 30 proc. rocznie. Skutkowało to w kolejnych latach „zaciskaniem pasa”, trwającym aż do 2013 r. Od jesieni 2010 r. do lata 2013 r. saldo kredytów konsumpcyjnych obniżyło się o ponad 10 mld zł. Prawdopodobnie spora część Polaków wyciągnęła z tamtych doświadczeń naukę i obecnie wykazuje znacznie większą wstrzemięźliwość w sięganiu po kredyt, mimo że mamy najniższe w historii stopy procentowe, a więc i stosunkowo niskie odsetki. Taka rozwaga dobrze wróży stabilności wzrostu konsumpcji i pozwoli ze spokojem przetrwać zbliżający się czas, w którym stopy pójdą w górę.