Nowe, trudne realia dla polskiej energetyki [wywiad]
Rozmowa z dr Stanisławem Tokarskim z Centrum Energetyki Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie
Agnieszka Łakoma: Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział w tym tygodniu, że jeszcze przed końcem roku zostanie zaktualizowana „Polityka Energetyczna Polski do 2040 roku”. Radykalnie bowiem zmieniła się sytuacja i rynkowa i gospodarcza w Europie. Co może być największym wyzwaniem przy opracowywaniu zmian w tym dokumencie?
Stanisław Tokarski: Biorąc pod uwagę aktualną sytuację i zawirowania na rynku energetycznym, spowodowane przez agresję Rosji na Ukrainę, „Polityka Energetyczna Polski” będzie musiała uwzględniać nowe realia, jak choćby wysokie ceny surowców i ograniczoną podaż gazu ziemnego. Zatem najprawdopodobniej nie będzie to paliwo przejściowe w transformacji polskiej energetyki w kierunku wyznaczonym przez nowe cele polityki klimatycznej UE. Nie wiem, czy największym ale na pewno wyjątkowo w trudnym zadaniem przy aktualizacji „Polityki Energetycznej Polski” będzie trafne określenie miksu energetycznego w naszym kraju na najbliższe lata i dwa dziesięciolecia. Trzeba będzie bowiem uwzględnić nie tylko różne scenariusze rozwoju sytuacji na rynku, ale także trafnie przewidzieć harmonogramy realizacji kluczowych inwestycji w wytwarzanie energii.
Miks powinien określić, jak dużo energii z poszczególnych źródeł będzie wytwarzane w Polsce w kolejnych latach. Założenia przyjęte w obecnie obowiązującej „Polityce”, na przykład w zakresie produkcji z odnawialnych źródeł nie przystają do nowych, ambitnych celów unijnych. Zaś w przypadku inwestycji w elektrownie gazowe, obecna prognoza wydaje się z kolei zbyt optymistyczna. Jak te wszystkie elementy pogodzić?
Wydaje się, że Polska nie będzie w stanie osiągnąć unijnego celu zawartego w programie REPower EU przedstawionym przez Komisję Europejską w maju, by w 2030 roku 45 proc. energii dostarczały źródła odnawialne. Tym bardziej, że dotychczas zakładano, iż w naszym kraju w 2030 roku OZE będą stanowić 23 proc. Nie ma szans, by w ciągu 7 lat zrealizować tyle inwestycji, ile oczekuje unia. Wiązało by się to bowiem z koniecznością budowy np. 20 gigawatów (GW) mocy w energetyce solarnej, gdy obecnie mamy 11 GW, oraz 30 GW w energetyce wiatrowej – gdy mamy 8 GW. I nawet ambitne plany budowy morskich farm wiatrowych na Bałtyku radykalnie nie zmienią sytuacji, bo to będzie na początek 5,9 GW. Natomiast gdy mówimy o energetyce gazowej, to – ze względu na wysokie ceny tego paliwa, przekładające się na opłacalność działania elektrowni – raczej trzeba będzie ograniczyć plany inwestycji w nowe bloki i powstaną te, których przygotowanie jest najbardziej zaawansowane.
Obecnie w Polsce ponad 70 proc. energii dostarczają elektrownie opalane węglem kamiennym i brunatnym. Program dla górnictwa zakłada transformację poprzez zamykanie kopalń, oczywiście stopniowe. Czy w związku z tzw. renesansem węgla w Europie i sytuacją kryzysową, co może potrwać nawet 3 lata, węgiel w polskiej energetyce ma szansę odegrać większą rolę, niż to przewiduje obecna „Polityka Energetyczna Polski”?
Odchodzenie polskiej energetyki od węgla w tej dekadzie będzie wolniejsze, niż to zakładano jeszcze 2-3 lata temu. Zatem i ograniczenie wydobycia będzie mniejsze. Ale nie znaczy to, że powstanie jakaś nowa kopalnia. Komisja Europejska stawia na dekarbonizację, a Polska się na to zgodziła. Na pewno jeszcze po 2040 roku węgiel będzie wykorzystywany jako paliwo w polskiej energetyce.
Mamy w kraju harmonogram zamykania kolejnych bloków węglowych w elektrowniach w najbliższych czterech latach. Jak to wpłynie na bezpieczeństwo dostaw energii? Skoro w tym czasie lawinowo nie wzrosną moce w OZE i nie będzie wielu bloków gazowych.
Zapewnienie odpowiednich mocy wytwórczych w energetyce zawsze jest poważnym wyzwaniem. Bloki energetyczne klasy 200 MW, pomimo swojego wieku, w dalszym ciągu mogą funkcjonować w systemie elektroenergetycznym jako tzw rezerwa mocy. Mogą być uruchamiane w okresach, kiedy brakuje produkcji ze źródeł odnawialnych. Część z tych jednostek może być zmodernizowana zgodnie z osiągnięciami programu Narodowego Centrum Badań i Rozwoju pod nazwą „Bloki 200+”, zwiększając swoją elastyczność i żywotność. Nie wolno odstawić na trwale żadnej wymaganej przez operatora systemu elektrowni, jeżeli wcześniej nie będzie zastąpiona inną sterowalną mocą.
Mówiąc w Polsce o transformacji energetycznej, nie da się pominąć planu budowy elektrowni atomowych. Powstaje wrażenie, że nie wszyscy zdają sobie sprawę z faktu, jak bardzo są to skomplikowane inwestycje zwłaszcza w kraju – takim jak nasz, gdzie wcześniej ich nie realizowano. Jak Pan ocenia zapowiedź uruchomienia pierwszej elektrowni atomowej za 11 lat?
- Sądzę, że termin 2033 roku jest mało realny, bo ciągle mamy wiele niewiadomych, jak choćby zasady finansowania czy udział w nim zagranicznego partnera. Przygotowania będą na pewno trwały wiele lat, szczególnie że robić to będziemy to po raz pierwszy. Dlatego przy formułowaniu „Polityki Energetycznej” należałoby uwzględnić także taki scenariusz, w którym elektrownia atomowa będzie gotowa dopiero na przykład w 2038 roku. Z własnego doświadczenia wiem - a brałem udział w budowie kilku bloków w elektrowniach konwencjonalnych w Polsce – że cykl inwestycyjny trwa 10 lat. I to były projekty dobrze nam znane. Gdy byłem na budowie elektrowni atomowej w fińskim Olkiluoto w 2009 roku słyszałem, że będzie gotowa za dwa lata, a tymczasem ciągle nie jest gotowa. Data uruchomienia elektrowni w Polsce będzie jedną z najważniejszych kwestii wpływających na kształt polskiego miksu energetycznego w kolejnej dekadzie, a przez to także jednym z najważniejszych elementów wpływających na bezpieczeństwo energetyczne.
Rozmawiała Agnieszka Łakoma