Polska i kraje bałtyckie nie odpuszczają
Limit cenowy na rosyjskie paliwo ma wejść w życie już w niedzielę, ale nie ma porozumienia w tej kwestii w ramach Unii Europejskiej. Polska, Litwa, Łotwa i Estonia domagają się, by był jak najniższy, bo tylko wówczas będzie naprawdę dotkliwy dla Kremla.
Dziś kolejne konsultacje w Brukseli w sprawie pułapu cen, po jakich Rosja będzie mogła eksportować swoje produkty paliwowe. Zostanie wprowadzony – we współpracy z USA i krajami G7 - od 5 lutego b.r. i ma na celu ograniczenie przychodów Rosji, a tym samym i możliwości finansowania agresji w Ukrainie. Poprzednie konsultacje ambasadorów państw członkowskich UE w tej sprawie, jakie odbyły się tydzień temu i w ostatnią środę, nie przyniosły efektów, ponieważ Polska i państwa nadbałtyckie nie zaakceptowały propozycji Komisji Europejskiej. Według medialnych doniesień Bruksela zaproponowała, by limit wynosił 100 dolarów za baryłkę w przypadku produktów takich jak olej napędowy oraz 45 dolarów na te, które są sprzedawane z dyskontem w stosunku do ropy naftowej.
Rządy w Warszawie, Rydze, Talinie i Wilnie opowiadają się za obniżeniem tego poziomu, jak również wcześniej ustalonego i obowiązującego od 5 grudnia ub.r. limitu ceny ropy rosyjskiej. Wówczas państwa unijne – także wspólnie ze Stanami Zjednoczonymi oraz krajami grupy G-7 – ustaliły pułap na 60 dolarów za baryłkę rosyjskiego surowca. (Ale dopiero po sprzeciwie Polski i Litwy, bo pierwsza propozycja przewidywała limit w wysokości 65-70 dolarów.) Tymczasem dane rynkowe wskazują, że Rosjanie sprzedają swoją ropę w cenie 46-52 dolary za baryłkę. Tyle płacą odbiorcy, którzy od początku wojny w Ukrainie nie popierają sankcji Zachodu. Wśród nich są Chiny i Indie, które znacząco zwiększyły import ropy rosyjskiej.
Polska i kraje nadbałtyckie chcą, by tak pułap cenowy na rosyjską ropę jak i na paliwa był na tyle dotkliwy, aby rzeczywiście przychody z eksportu znacząco spadły. Dlatego także domagają się obniżenia naftowego limitu do około 50 dolarów. Ale nie podzielają takiego punktu widzenia niektórzy dyplomaci reprezentujący inne kraje członkowskie. Portal Politico powołując się na wypowiedź jednego z nich napisał, że większe kraje UE „mają już dość moralnego szantażu” koalicji Polski, Litwy, Łotwy i Estonii.
Agnieszka Łakoma
(na podst. Politico)