TYLKO U NAS
Państwo silne swoją gospodarką
Świat zawsze był areną nieustannej rywalizacji narodów i państw. To niby banał, ale banały przez to, że są oczywistościami, stają się niedostrzegalne albo są bagatelizowane, a skutki ich działania mogą się okazać podstępne i niszczące – nagle i niespodziewanie. Oportunistyczna postawa zaleca, by się poddać prądom współczesności, bo one są nieuchronne, świat się zmienia w określonym kierunku i nie ma sensu przeciwstawiać się temu, co ponad nami. Ale czy rzeczywiście, czy mamy dać się nieść zmianom, będącym jak fala powodziowa, która zalewa pola i niszczy osiedla spokojnie dotąd żyjących ludzi? - pisze prof. Jerzy Żyżyński z Uniwersytetu Warszawskiego na łamach rocznika „Polski Kompas 2023”.
Niszczące prądy przemian to realizacja globalnych procesów, których celem jest podział świata między największe potęgi gospodarcze. Świat dzielą między siebie najsilniejsze gospodarczo państwa i korporacje, mające co prawda ponadnarodowy charakter, ale realizujące interes kraju dominującego, zwykle tego, w którym korporacja powstała.
Polska poddała się tym prądom na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy przyjęła strategię transformacji według narzuconego wzorca tzw. konsensusu waszyngtońskiego, który z perspektywy naszych dzisiejszych doświadczeń i wiedzy był zestawem postulatów niemających oparcia w głębszym zrozumieniu realiów gospodarczych, ale inspirowana nim przyśpieszona, nieprzemyślana prywatyzacja i transformacja przemysłu doprowadziła do utraty gigantycznych realnych zasobów.
Warto przypomnieć epizod z końca lat osiemdziesiątych. Gdy wiosną 1989 r. przedstawiciele amerykańskiej Polonii spotkali się z jednym z kongresmenów, by zaapelować o wspomożenie Polski w jej dążeniach do wyrwania się z komunizmu, ten stwierdził, że Ameryka chętnie wesprze Polaków, ale „co zrobić z waszym przemysłem? Wy z waszym wykształceniem i waszym przemysłem w ciągu dwóch lat zdestabilizujecie rynki światowe i my o tym wiemy i nie mamy obrony. Musicie zredukować przemysł, powinniście mieć jakiś plan jego znacznej redukcji”. Nie wszyscy rozumieją konsekwencji tego, że gospodarka kapitalistyczna jest ze swej natury gospodarką nadprodukcji, wytwarza więcej, niż są w stanie wykupić bezpośredni wytwórcy. Sprzedaż nadwyżki jest realizowana w ramach delikatnej strukturalnej równowagi, którą uzyskuje się także przez zdobywanie rynków zbytu za granicą. Pojawienie się nowego producenta z jego podażą niszczy tę równowagę – stąd niepokój wyrażony przez cytowanego polityka zza oceanu.
Z naszego całkiem świeżego doświadczenia mamy przykład działania tego mechanizmu. Oto w wyniku napaści Rosji na Ukrainę i zablokowania czarnomorskich portów Ukrainy olbrzymia ilość zboża, które przez te porty było eksportowane głównie do Afryki, została skierowana ku Polsce. Zamiast transportować je do bałtyckich portów i wysyłać ku dotychczasowym miejscom przeznaczenia, uproszczono sobie działalność i rzucono ukraińskie płody rolne na polski rynek, destabilizując go przez spowodowanie spadku cen i doprowadzając tym samym do olbrzymich strat u polskich rolników – a to zmusiło państwo do kosztownej reakcji.
Logika „krzywej uśmiechu”
Walka o dominację gospodarczą i o rynki zbytu wielokrotnie była przyczyną wojen. W dzisiejszych czasach wojny (pomijając szaleństwa w rodzaju napaści na Ukrainę czy różne realizacje lokalnych celów politycznych mocarstw z pomocą siły militarnej) mają głównie charakter twardej rywalizacji ekonomicznej przy wykorzystaniu przewagi kapitałowej: zamiast czołgów i armat wykorzystuje się siłę pieniądza, a w dzisiejszej Unii Europejskiej także presję instytucjonalną. Stąd szerokie, bardzo agresywne ekonomicznie programy przejęć i spychanie słabszych krajów do roli podrzędnych tanich wykonawców. Trzeba przypomnieć, że wytwarzanie produktów przemysłowych jest realizowane w złożonych cyklach wytwarzania, które przedstawia się w uproszczeniu jako proces obejmujący siedem etapów: (1) badania i rozwój, (2) projektowanie, (3) logistyka i zakupy na etapie zaopatrzenia, (4) proces produkcji i montażu, (5) logistyka na etapie dystrybucji i sprzedaży, (6) marketing oraz (7) usługi posprzedażowe. Wartość dodana to płace i zyski, czyli to, co zarabiają pracownicy i przedsiębiorcy, a funkcja opisująca powstawanie wartości dodanej na poszczególnych etapach tego procesu ma kształt, który humorystyczne określono jako „krzywą uśmiechu”. Wartości tej funkcji pokazują, że największa wartość dodana powstaje na pierwszych i końcowych etapach, czyli przy ich realizacji najlepiej się zarabia, natomiast najmniejsza na centralnym etapie cyklu – produkcji i montażu, gdzie mogą pracować niewykształceni ludzie przy taśmach produkcyjnych, często za najniższą płacę.
W procesie globalnego podziału świata blokowany lub wprost niszczony jest – jak w toku polskiego programu „prywatyzacji” gospodarki – lokalny przemysł, który mógłby podważyć wiodącą rolę światowych korporacji. W krajach o pewnym znaczącym potencjale i wykwalifikowanych kadrach, jak Polska, utrzymuje się te lokalne przemysły w okrojonej strukturze, pozostawiając im samą produkcję części i podzespołów oraz montaż. Nawet jeśli te etapy cyklu wytwarzania, które dają wyższą wartość dodaną, funkcjonują w słabszych krajach, to są kontrolowane przez kapitał zagraniczny. Osiągane zyski, które stanowią zasadniczą część wartości dodanej, są transferowane do krajów macierzystych kapitału. Odzwierciedla to ważna pozycja rachunku bieżącego w bilansie płatniczym – dochody.
Od 2004 do 2022 r. dochody wytransferowane z Polski (rozchody), nominalnie licząc, wyniosły 2034 mld zł, a ponieważ przychody (dochody Polaków za granicą transferowane do Polski) stanowiły w tym czasie 800 mld zł, to ujemne saldo wyniosło 1234 mld zł; w całym m tym prawie dwudziestoleciu ujemne saldo dochodów stanowiło 3,5 proc PKB i w swej kwocie o prawie jedną czwartą przebiło dodatnie saldo z tytułu wymiany usług z zagranicą – które w tym czasie wyniosło 1010 mld zł. Te dochody to wynagrodzenia pracowników, zyski firm, dywidendy, dochody z inwestycji bezpośrednich oraz portfelowych. Są konsekwencją angażowania obcokrajowców, a także wejścia obcego kapitału do gospodarki. Przepływy środków odbywają się oczywiście w obu kierunkach. Jeśli przyjrzymy się danym za poszczególne lata, to rozchody, czyli odpływy dochodu narodowego z Polski z tytułu osiąganych dochodów, sięgały ponad 6 proc. w latach 2012–2020, w 2021 osiągnęły 6,9 proc, a w 2022 r. znacznie przekroczyły 7 proc: było to ponad 200 mld zł, aż 7,4 proc. PKB – w sytuacji relatywnie słabszego tempa wzrostu gospodarki, dotkniętej skutkami kryzysu pandemicznego. Co prawda część tych rozchodów to zarobki zwykłych ludzi, obcokrajowców, którzy pracują w Polsce, współtworzą nasz dochód narodowy, a część zarobionych pieniędzy – po wymianie na euro lub dolary (co w pewnym stopniu wpływa na kursy na rynku walutowym) – wysyłają do rodzin w swych krajach, ale przeważają tu skutki zagranicznej dominacji kapitałowej. Można powiedzieć, że ogromna jest cena, jaką płacimy za usługowy, podrzędny charakter naszej gospodarki. Powinniśmy dążyć do niwelowania tych strat, bo ponoszone koszty spowalniają nasz wzrost gospodarczy i oddalają cel, jakim jest osiągnięcie poziomu dobrobytu przynajmniej na średnim europejskim poziomie.
Państwo musi być obecne w gospodarce
Nie jest powszechna wiedza o tych konsekwencjach pozycji gospodarczej, jaką nam pozostawiła źle realizowana transformacja. Już w latach dziewięćdziesiątych głoszono i w pewnym sensie kultywowano, a teraz się znowu reaktywuje w niektórych kręgach politycznych twierdzenie, że państwo nie powinno się wtrącać do gospodarki: im go mniej w gospodarce, tym lepiej, jego zaangażowanie w gospodarce należy sprowadzić do zera. To pogląd archaiczny, według współczesnej wiedzy błędny. Już w czasach renesansu i tym bardziej rewolucji przemysłowej rozumiano, że rolą państwa jest wyznaczanie celów rozwojowych narodowej gospodarce, ukierunkowywanie przemysłu tak, aby zbudować silną pozycję kraju w międzynarodowym podziale pracy. Warto przypomnieć, że nawet w tradycyjnie stawiającej na liberalizm Wielkiej Brytanii rząd aktywnie wspierał gospodarkę m.in. przez różne programy wsparcia i ułatwień finansowych, a Bank Anglii realizował politykę na rzecz gospodarki, angażując się w politykę przemysłową przez utworzony jeszcze w latach siedemdziesiątych Departament Finansowania Przemysłu, dbając przy tym, by nie doszło do kryzysu płynności w gospodarce, „działając jako »aktywny katalizator« w celu pozyskiwania funduszy dla przemysłu”.3 W naszych warunkach rolą polityki musi być obrona gospodarczej suwerenności, aby nie pozwolić na zepchnięcie kraju do roli usługowej, wykonawstwa tanich części i podzespołów oraz montażu – to jest uczestnictwa w cyklach produktowych w ich centralnej fazie, która ma być tania; a skoro ma być tanio, to Polacy mają być biedni; muszą się szarpać w wyniszczającej rywalizacji o słabo opłacane etaty lub dorabiać za granicą, a jeśli mają próbować robić kariery w innych krajach Unii Europejskiej, to w sytuacji, w której napotykają szklane sufity i szklane ściany, bo każdy kraj najbardziej dba przecież o swoich.
Naszą słabą stroną jest brak instytucjonalnych struktur na miarę wymogów współczesności. Lata komunizmu, a potem nieprofesjonalnie opracowany program transformacji spowodowały, że brakuje nam zasobu kapitału finansowego, który nie tylko służyłby rozwojowi, lecz również umożliwił odzyskiwanie majątku przemysłowego. Zasób pieniądza w relacji do PKB stanowi po kryzysie pandemicznym i spowodowanym przezeń spowolnieniem gospodarczym 68 proc. PKB, podczas gdy średnia światowa to 144 proc., a dla krajów OECD 138 proc. – i taka jest mniej więcej w rozwiniętych krajach zachodniej Europy. W tym zasobie pieniądza tkwi baza kapitałowa gospodarki, umożliwiająca jej rozwój; u nas jest ona relatywnie słaba. Jest tak, bowiem podaż pieniądza decyduje o swego rodzaju „prężności gospodarki”, jej zdolnościach rozwojowych, które zależą od potencjału sektora finansowego, a ten jest bezpośrednio związany właśnie z podażą pieniądza, na którą składają się pieniądz w obiegu – ten decyduje o stanie wymiany rynkowej – i zgromadzone depozyty, z których czerpie siły witalne sektor finansowy. Dlatego ważną rolę do odegrania mają bank centralny, posiadanie własnego pieniądza i świadoma polityka przemysłowa państwa.
Istota kapitalizmu
Istniejąca baza przemysłowa w sytuacji, gdy przez całe lata rozwój był oparty na przedsiębiorstwach małych i średnich, kapitałowo słabych, bez większych aspiracji ani możliwości rozwoju, nie daje wielkich szans, by z niej mogły wyjść iskry inicjujące nowe kierunki rozwoju. W takim położeniu zadaniem państwa jest stworzenie takich warunków, by zostały wykreowane kierunki rozwoju, które pchnęłyby gospodarkę na nowe ścieżki. Warto tu przypomnieć, że określenie słowem „kapitalizm” tej formy ustroju gospodarczego, który jest oparty na inicjatywnie prywatnej, wzięło się z chęci podkreślenia roli indywidualnej jednostki ludzkiej, jej inwencji i pracowitości: bo słowo „kapitalizm” pochodzi od łacińskiego „caput, capitis” – głowa. To w ogóle istota szeroko rozumianej kultury zachodniej, która ma swoje korzenie w cywilizacji śródziemnomorskiej, starożytnej Grecji i cesarstwie rzymskim– liczy się jednostka, ona ma wiodącą rolę społeczną – w odróżnieniu od cywilizacji wschodniej, która ma charakter klanowy, daje prymat zbiorowości, w którym jednostka ma ustąpić, podporządkować się woli struktury nadrzędnej, zbiorowości, państwu. Inwencja jednostek jest pielęgnowana w swego rodzaju inkubatorach intelektu. W amerykańskiej Dolinie Krzemowej (Silicon Valley), gdzie najzdolniejsi młodzi ludzie kreują tysiące pomysłów, na 1000 tylko dziesięć osiąga sukces – jak powiedział w wywiadzie jeden z inwestorów – ale ten 1 procent, może nieco więcej, które przyjął rynek, staje się kołem zamachowym rozwoju całego przemysłu – i gospodarki kraju. Ale by to funkcjonowało, muszą istnieć ludzie zasobni w kapitał, którzy zainwestują, podejmą ryzyko, wesprą wiele idei, na jednych stracą, ale na trafionych zrekompensują straty i zarobią – taka jest istota ryzykownych inwestycji. W strukturze społecznej musi istnieć zasobna klasa średnia, dostatecznie bogata i zdolna podejmować biznesowe ryzyka, które staną się motorem rozwoju. Dynamiczny rozwój ma miejsce tam, gdzie tworzone są biznesowe i technologiczne idee, pomysły, wynalazki, których potencjał zawsze tkwił w ludziach młodych, dobrze wykształconych.
Dlatego niezbędne jest ustanowienie priorytetów w zwiększeniu nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe. Ambitne cele obronne, które doprowadziły do realizacji postulatu 3 proc. nakładów na zbrojenia, zapewnią nam bezpieczeństwo militarne. Ale jeśli chcemy realizacji ambitnych celów rozwoju przemysłowego, które zapewnią am bezpieczny i stabilny rozwój gospodarczy w przyszłości, musimy postawić równie ambitny cel zwiększenia nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe do porównywalnego poziomu. W tej dziedzinie mamy jednak wielkie zaległości i niepokojący regres: spadek nakładów budżetowych na naukę i szkolnictwo wyższe (z 1,12 proc. PKB w 2016 do 0,89 proc. w 2022 r.), czego nie kompensują wydatki prywatne… i nie ma wizji ani tym bardziej programu, który doprowadziłby do ustawienia pozycji tej dziedziny na poziomie porównywalnym z krajami, do których poziomu aspirujemy. Niewątpliwie jesteśmy w czasie przełomu, toczące się procesy światowej polityki dążą do ukształtowania stabilnego międzynarodowego podziału świata, który umocni pozycję tych, którzy już dominują. Jeśli chcemy wydźwignięcia naszej pozycji gospodarczej na wyższy poziom, tak aby dorównać średniej rozwiniętych krajów „starej Unii”, to nie możemy poddawać się tym prądom, które chcą nas zdominować, lecz musimy stwarzać warunki do wykorzystania drzemiącego w nas potencjału.
Prof. Jerzy Żyżyński, ekonomista, Uniwersytet Warszawski
Tekst został opublikowany w elektronicznym wydaniu „Polskiego Kompasu 2023” dostępnym bezpłatnie do pobrania na stronie www.gb.pl a także w aplikacji „Gazety Bankowej” na urządzenia mobilne
»» Pobierz teraz bezpłatnie PDF „Polskiego Kompasu 2023”:
APPLE APP STORE - KLIKNIJ TUTAJ
Polecamy i zachęcamy do lektury tego wyjątkowego rocznika