Informacje

Anna Łukaszewska-Trzeciakowska, Minister Klimatu i Środowiska w rządzie Mateusza Morawieckiego / autor: Fratria / Andrzej Wiktor
Anna Łukaszewska-Trzeciakowska, Minister Klimatu i Środowiska w rządzie Mateusza Morawieckiego / autor: Fratria / Andrzej Wiktor

WYWIAD

Zielona energia nie jest ani tania, ani bezpieczna

Agnieszka Łakoma

Agnieszka Łakoma

dziennikarka portalu wGospodarce.pl, publicystka miesięcznika "Gazeta Bankowa", komentatorka telewizji wPolsce.pl; specjalizuje się w rynku paliw i energetyce

  • Opublikowano: 11 lipca 2024, 19:46

  • Powiększ tekst

Gwałtowny rozwój OZE nie tylko nie sprzyja, ale narusza nasze bezpieczeństwo energetyczne - mówi Anna Łukaszewska-Trzeciakowska, Minister Klimatu i Środowiska w rządzie Mateusza Morawieckiego

Agnieszka Łakoma: Ministerstwo Klimatu i Środowiska przedstawiło dziś nowe pomysły prawne, w efekcie których inwestycje w odnawialne źródła mają przyśpieszyć. Główny nacisk położono na elektrownie wiatrowe, a inwestorom ma pomóc skrócenie budowy do zaledwie 500 m od zabudowań. Choć w Niemczech to jest nawet kilometr. Jak Pani ocenia te ułatwienia?

Anna Łukaszewska-Trzeciakowska: Propozycje przedstawione przez ministerstwo zakładają całą listę zmian legislacyjnych, obejmując nie tylko wiatraki, ale biogaz i elektrownie wodne i także ułatwienia dla prosumentów; czyli mydło i powidło a wszystko wrzucone w jedną ustawę. Zobaczymy, co z tego wyjdzie i co zostanie po zapowiadanych konsultacjach. Nie jest tajemnicą fakt, że w kraju mamy wielu potencjalnych inwestorów, którzy bardzo liczą korzystne dla siebie rozwiązania. By móc jak najszybciej rozpocząć prace, skoro 10 lat temu już niektórzy wykupili tereny pod budowę i nie byli w stanie ruszyć z nią i szybko na niej zarobić, gdy przepisy chroniące mieszkańców czyli 10H - odległości nie mniejszej od budynków niż 10-krotność wysokości turbiny - obowiązują. Skoro lobby wiatrakowe jest bardzo silne w naszym kraju, to teraz liczy na zmiany, a ministerstwo uwzględnia ich postulaty.

»» O konferencji minister klimatu i środowiska czytaj tutaj:

Nowe zasady rozliczeń z prosumentami. Decyzje jesienią

Minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska podczas konferencji prasowej / autor: PAP/Marcin Obara
Minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska podczas konferencji prasowej / autor: PAP/Marcin Obara

Hasło konferencji prasowej brzmiało „Uwalniamy moc OZE”, choć wydawać by się mogło, że Polska i tak dużo i szybko inwestuje z zieloną energię. Czy kolejne przyspieszenie i budowanie wiatraków, gdzie tylko się da, ma sens?

To oczywiste, że bez rozwoju sieci i źródeł stabilnych nie ma sensu, ale nie to chodzi. Liczy się unijna polityka klimatyczna, więc źródeł odnawialnych ma być coraz więcej. I to pomimo że system energetyczny nie jest w stanie ich wchłonąć. Nie rozumiem więc, dlaczego Ministerstwo Klimatu nie uwzględnia tego faktu i nie przyjmuje do wiadomości, że gwałtowny rozwój OZE nie tylko nie sprzyja, ale narusza nasze bezpieczeństwo energetyczne.

Doświadczenia innych krajów – nawet te z ostatnich tygodni – pokazują, że prowadzi do blackoutów. Tak stało się na Bałkanach, gdy nagle bez prądu znaleźli się mieszkańcy kilku krajów w tym Chorwacji Albanii, zaś problemem nie były upały, ale nadmiar produkcji z OZE, przede wszystkim fotowoltaiki, której nie wytrzymał system energetyczny. Po napaści Rosji na Ukrainę władze tych krajów zdecydowały się na uwolnienie zielonych inwestycji, co z  powodu nieprzystosowania sieci energetycznych spowodowało olbrzymie problemy. Nasi zachodni sąsiedzi też je mają pomimo lepszego stanu sieci. Jak poważna to sprawa świadczy fakt, że Szwedzi wycofali się nawet z projektu Hanza Grid czyli budowy połączenia z Niemcami, obawiając się, że problemy dotkną także ich system i kraj.

Mimo wszystko Unia Europejska stawia na OZE i oczekuje w krajach członkowskich ułatwień dla inwestujących w nie. Zapewnia, że to nie tylko czysta ale i tania energia. A firmy montujące panele i pompy ciepła często reklamują się hasłem: prąd prawie za darmo. Tymczasem coraz częściej naukowcy alarmują, że tanio nie będzie. A niektórzy zastawiają się, kto ma rację…

Nie będzie ani bezpiecznie ani tanio i warto by społeczeństwo z tego zdało sobie też sprawę. Zielona energia jest droga w ogóle, bo dopłacamy dzielnym inwestorom, najpierw za to by postawili wiatraki i panele, i płacimy wszyscy w formie specjalnej opłaty w rachunkach za prąd. Poza tym gwarantujemy jako państwo odbiór tej energii i również za nią płacimy, ale także ponosimy koszty, gdy produkcji nie ma, bo operator systemu wprowadza redukcje mocy, za które płaci rekompensaty. Tak jest na przykład teraz z farmami słonecznymi, bo muszą ograniczyć produkcję z powodu jej nadmiaru. Dlatego ten prąd z OZE jest w ogóle drogi, a tani – gdy mamy go nadmiar. Oczywiście każdy obeznany z branżą powie: inwestujcie w sieci, to nie będzie problemu. Ale tego nie da się zrobić w wystarczającym stopniu. Okazuje się nawet, że na całej kuli ziemskiej nie ma wystarczających zasobów (złóż) miedzi, by pokryć potrzeby inwestycji sieciowych tylko w samej Unii Europejskiej.

Te wszystkie problemy, o których Pani mówi, to nie jest żadna nowość. Dlaczego więc tak usilnie próbuje się wdrożyć Zielony Ład. Z czego wynika takie podejście i presja na wytwarzanie zielonej energii? Trochę wbrew logice.

Teorie klimatyczne nie przystają do rzeczywistości, choć jeśli ktoś się bardzo postara, to udowodni, że na papierze wszystko się zgadza. Gdy nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo, że o pieniądze. Jeśli jest presja, by budować OZE, to wiadomo, że trzeba też za nie komuś zapłacić. Zyskują inwestorzy i nie tylko. Przykład Niemiec pokazuje, że choć po raz kolejny dosypują kilka miliardów euro do produkcji źródeł odnawialnych, a każdy obywatel ma wyższy rachunek, to i tak nie zamierzają ograniczać polityki klimatycznej. Być może widmo załamania przemysłu w Europie zmieni nastawienie władz unijnych. I w końcu zrozumieją, ale samymi usługami nie da się zbudować PKB.

Ursula von der Leyen w jednym ze swoich wystąpień stwierdziła, że Zielony Ład to „nasz nowy europejski model wzrostu na rzecz dobrze prosperującej, odpowiedzialnej i odpornej gospodarki”. Jak Pani to skomentuje?

Odpowiedzią niech będzie Deklaracja Antwerpska z lutego tego roku – to jest krzyk rozpaczy europejskiego przemysłu, pod którą podpisało kilkuset liderów europejskich firm i stowarzyszeń biznesowych. W 10 punktach przedstawili swoje postulaty, które de facto dają się sprowadzić do jednego: albo urealnisz droga Unio swoje przepisy klimatyczno-energetyczne, albo za chwilę nas tu nie będzie, bo zwiniemy interesy lub przeniesiemy się poza Wspólnotę; a w jej krajach wzrośnie bezrobocie, za to spadnie PKB. I kto wtedy za te klimatyczne ambicje zapłaci?

Rozmawiała Agnieszka Łakoma

»» O Zielonym Ładzie i OZE czytaj tutaj:

Bez elektrowni węglowych prądu nam szybko zabraknie

EU ETS 2, czyli będzie zielono, ale ubogo

Polacy z rosnącym dystansem do zmian w energetyce

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych