
WYWIAD
Bruksela układa nam życie według ekoideologii
Ta umowa przemysłowa, która przedstawiła Komisja Europejska, to nic innego jak Zielony Ład na sterydach – mówi Anna Łukaszewska-Trzeciakowska, była minister klimatu i środowiska.
Agnieszka Łakoma: Unijne władze zaprezentowały w środę Clean Industrial Deal czyli nową strategię, by z jednej strony ratować rodzimy przemysł, który z trudem radzi sobie z wymaganiami polityki klimatycznej, a z drugiej rozwijać i promować czyste technologie. Czy to właściwa droga do sukcesu gospodarczego unii?
Anna Łukaszewska-Trzeciakowska: Nie wierzę w skuteczność tej strategii. Już i tak inne wcześniejsze programy Komisji Europejskiej nie sprawdziły się, więc trudno oczekiwać, że teraz będzie inaczej, skoro głównym celem pozostaje tak naprawdę realizacja Zielonego Ładu. A Clean Industrial Deal to tylko zmiana nazwy. Niestety cały z Brukseli płynie sygnał: ani kroku w tył. Chodzi na nadal o ograniczanie emisji i ideologię klimatyczną, a realia gospodarcze znów nie są brane pod uwagę. Mamy przekładanie paragrafów Zielonego Ładu z góry na dół i z powrotem, wiec mamy wiele stron bełkotu. A ogólne cele obowiązują nadal czyli na 2040 rok 90 proc. redukcja CO2 i pełna neutralność klimatyczna na 2050. Unia Europejska ciągle snuje ekoplany i nic z tego – nawet dla planety - nie wynika, zaś świat idzie w swoją stronę. USA, Chiny, Indie, Indonezja stawiają faktycznie i realnie na rozwój gospodarczy.
Przy okazji prezentacji strategii dowiedzieliśmy się, że dekarbonizacja to oszczędności dziesiątków miliardów euro na zakupach paliw kopalnych. Usłyszeliśmy też zapewnienie, że energia będzie tańsza, bo to jeden z priorytetów zarówno gdy chodzi o rachunki gospodarstw domowych jak i koszty działalności przedsiębiorstw. Na ile jest to realny scenariusz?
To oczywiste, że Komisja przekonuje, że program przyniesie efekty. Przede wszystkim potrzebne dla rozwoju gospodarczego są stabilne i tanie źródła energii, a zatem szybko nie da się zupełnie wyrzucić paliw kopalnych i szczególnie zrezygnować z gazu. Opowiadać o oszczędnościach każdy może, ale też KE nie informuje, ile byśmy zaoszczędzili, gdyby nie było Zielonego Ładu, a podatki klimatyczne – głównie ETS - to tak naprawdę 60 proc. naszych rachunków.
Komisja Europejska forsuje też pomysł ścisłej unii energetycznej i w pełni zintegrowanego rynku energii. I szacuje, że takie działanie pozwoliłoby zaoszczędzić konsumentom dodatkowe 40 miliardów euro rocznie do 2030. Czy dla Polski to dobre rozwiązanie? Być może Niemcy zaoszczędzą, ale Szwedzi i Norwegowie już w grudniu ubiegłego roku odczuli negatywne skutki integracji systemów energetycznych. A koalicja rządowa w Oslo nawet się rozpadła z powodu wynikającej z tego drożyzny energetycznej. Polska powinna być przeciwna unii energetycznej, bo ani nasz system ani nasze portfele tego nie wytrzymają.
Zaledwie kilka dni temu - gdy było bardzo zimno, mieliśmy bardzo duży pobór mocy i mimo tego nadprodukcję odnawialnych źródeł energii - w pełni wykorzystywane były bloki węglowe, bo było jasne, że będą potrzebne po zachodzie słońca i nikt o zdrowych zmysłach by ich nie odstawił; turbiny musiały się kręcić. Do tego jeszcze Niemcy słali nam swoją energię z OZE. Efekt był taki, że trzeba było wypchnąć naszą energię częściowo do sąsiadów m.in. na Litwę, ograniczyć krajowe moce wiatraków i fotowoltaiki; a i tak za to zapłacić, podobnie jak za ETS, obciążający energetykę węglową. Po raz kolejny płaciliśmy za energię odnawialną podwójnie – i to w dodatku nie tylko swoją, ale i niemiecką. Być może unia energetyczna pomoże stabilizować niemiecką energetykę, Francji - pomoże eksportować energię, ale Polska na tym straci i bez wątpienia taniej nie będzie.
W Antwerpii, gdzie komisarze zaprezentowali strategię przemysłową, przekonywali, że będzie wsparcie dla tradycyjnego przemysłu, by przeszły na „zieloną stronę”, ale to czyste sektory mają być kluczowymi w przyszłości. Jak Pani ocenia ten plan?
Sektory czystych technologii i związane z odnawialnymi źródłami, nawet zakładając optymistycznie ich wielki rozwój, nie będą w stanie zastąpić tradycyjnego przemysłu i zapewnić rozwoju gospodarczego. A tymczasem tradycyjne branże są poważnie zagrożone, szczególnie gdy nie mają technologicznej możliwości przejścia na bezemisyjną energię, dlatego obawiam się, że „prędzej przejdą” ale ze swoją produkcją na inne kontynenty lub do państw, gdzie nie ma drakońskich rygorów klimatycznych. I trudno będzie się temu dziwić. Czasem mam wrażenie, że - przygotowując te kolejne unijne strategie - urzędnicy w Brukseli jakby nie rozumieli na czym polega działalność przedsiębiorstw przemysłowych, ciągłość procesów technologicznych, stały profil produkcji i że na przykład, nie można wyłączyć linii produkcyjnych albo pieca w hucie na kilka przypadkowych godzin w środku dnia, bo zakład zbankrutuje. A gdy komisarze proponują obniżenie podatków od energii, to mam wrażenie, że w ten sposób starają się trochę winę za drogą energię przerzucić na rządy krajów członkowskich, tym bardziej że nie ma w ogóle mowy o obniżeniu cen pozwoleń na emisję CO2 lub o zmianie systemu handlu nimi. Dlaczego nikt nie ma odwagi tego zrobić?
»» O programie UE Clean Industrail Deal czytaj tutaj:
Unijny plan to tylko pudrowanie rzeczywistości
Clean Industrial Deal. UE wciąż na zielonym kursie
Komisarz ds. przemysłu Stéphane Séjourné mówił, że w ramach strategii uda się wygospodarować ponad 100 mld euro na inwestycje w dekarbonizację i reindustrializację. I to ma przyciągnąć pieniądze prywatne – nawet trzy - i czterokrotnie większe Jest też pomysł utworzenia specjalnego Banku na rzecz Dekarbonizacji Przemysłu. Poza tym mówi o poluzowaniu zasad pomocy publicznej. Czy to w ogóle wystarczy?
Nie wystarczy. A ten bank ma być zasilany też z Innovation Found oraz funduszy pozyskanych z handlu emisjami (czyli EU ETS) oraz InvestEU. To nie są żadne nowe pieniądze. Powszechnie wiadomo, że przez samo przesypanie pieniędzy z jednego worka do drugiego, ich nie przybędzie. Po prostu Unia Europejska nie odpowiednich funduszy na inwestycje i to wiadomo od dawna, a pamiętajmy jeszcze, że musi zacząć spłacać 300 mld euro długu zaciągniętego z powodu COVID i kryzysu energetycznego. Gdy słyszymy o lepszych zasadach pomocy dla tradycyjnego przemysłu, to warto pamiętać, że nawet jeśli jakiś zakład o nią wystąpi, to najpierw będzie musiał dokładnie skalkulować, czy to w ogóle ma sens. Stawiane będę bowiem rygorystyczne warunki, bo mówi się o wsparciu, gdy w grę wchodzi 20 proc. ograniczenie emisji i 20 proc. poprawa efektywności. Dlatego mam wrażenie, że władze unijne już tak naprawdę położyły krzyżyk na części przemysłu i pogodziły się z upadkiem niektórych branż.
Ale przekaz płynący z Clean Industrian Deal jest wręcz przeciwny - słyszymy o innowacjach, rozwoju nowych branż i pobudzeniu popytu na czystą produkcję pod hasłem „made in EU”. Bo przy zamówieniach publicznych liczyć się będzie nie tyle cena i wycena, ile „nowe kryteria zrównoważonego rozwoju, odporności, wydajności i preferencji europejskich”. Jakie szanse na zdobycie zamówień będą miały w tej nowej sytuacji i wobec nowych kryteriów polskie firmy?
Obawiam się, że mogą mieć sporo problemów, szczególnie jeśli polski rząd nie wywalczy w Brukseli, by przy ocenie ofert przy zamówieniach publicznych nie brano pod uwagę poziomu emisyjności kraju. Jeśli tego nie zrobi i nie dopilnuje, to polskie przedsiębiorstwa będą bez szans, a nasza produkcja nie będzie się w ogóle liczyć. Nasz miks energetyczny oparty na paliwach kopalnych wynika z historii i nie zmienimy go w ciągu kilku lat na odnawialneźródła, bo to byłby nieodpowiedzialny eksperyment, zaś budowa bezemisyjnego atomu jeszcze potrwa. Z drugiej strony nie można nikogo zmuszać do zakupu towaru, produktu czy usługi droższej tylko dlatego, że będzie miał ekonalepkę „made In EU”. Zatem może tylko samorządy i spółki skarbu państwa „dla świętego spokoju” na to się zdecydują. Ale firmy prywatne wybiorą – co oczywiste - tańsze towary, tak samo jak większość społeczeństwa. Ludzi nie interesuje ideologia - „głosują portfelami”, nie chcą płacić wysokiej ceny za nalepkę eko na maśle, szczególnie w sytuacji gdy muszą więcej wydawać na prąd, gaz i paliwo.
My Polacy dobrze zdajemy sobie sprawę z tego, co oznacza układanie życia według ideologii, bo już żyliśmy w takim systemie i nazywał się komunizm. Pamiętamy też, jak to się skończyło. Jak w wolnym, demokratycznym świecie można narzucać ludziom zakupy w imię ideologii klimatycznej? Tym bardziej że na przykład unia nie wytwarza tak nowoczesnej elektroniki jak Azja czy USA. Jeśli dostawcy stamtąd uznają za bezsensowne udowadnianie europejskim nabywcom, że przestrzegają zasad zrównoważonego rozwoju, to wyślą swoje towary gdzie indziej. I już takie sygnały pojawiają się. A jeśli bardzo będą potrzebować ekoetykiet, by zwiększyć eksport do Europy, to zapewne też znajdą sposób, by je „załatwić”. Kto w UE je rzetelnie zweryfikuje i sprawdzi?
Wiceprzewodnicząca Komisji Teresa Ribera zapowiedziała w środę, że „do 2030 r. same cele UE w zakresie odnawialnych źródeł energii wygenerują ponad 3,5 miliona nowych miejsc pracy w tym sektorze”. Czy to nie zbyt optymistyczne wyliczenia?
Gdyby tak miało być, jak mówi pani komisarz z Hiszpanii, to większość ludzi musiałaby pracować przy produkcji wiatraków i paneli słonecznych. Czyżby przy tych sprowadzanych z Chin? Być może branża OZE wygeneruje nowe miejsca pracy - ale kilka procent tego o czym mówi komisarz Ribera. Oczywiście rozumiem, że pani Ribera musi zachować optymizm zwłaszcza w kontekście wyborów w Hiszpanii i problemów, jakie ma koncern Iberdrola, który liczy, że teraz wraz z nową unijną strategią poprawi swoją pozycję. Ja jednak wolałabym poznać dane, pokazujące jak bardzo wzrośnie bezrobocie w unii, gdy okaże się, że przemysł energochłonny nie będzie w stanie przetrwać wobec wymagań transformacji.
Rozmawiała Agnieszka Łakoma
»» Odwiedź wgospodarce.pl na GOOGLE NEWS, aby codziennie śledzić aktualne informacje
»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj:
Niemiecki koncern zamyka fabrykę. 3000 ludzi na bruk!
Skype do likwidacji! Przegrał ze smartfonami
Nie ma Obajtka i zyski Orlenu pikują
»»Trump pokłócił się z Zełenskim w Białym Domu na oczach całego świata. Pełna relacja na antenie telewizji wPolsce24