Polski satelita już zadomowił się w kosmosie!
Satelita EagleEye stworzony przez firmy Creotech, Scanway oraz CBK PAN kilka dni temu z powodzeniem dotarł na orbitę i przeszedł przez najtrudniejsze, wstępne procedury uruchomienia. To historyczny moment, który otwiera drzwi do jeszcze trudniejszych projektów – mówi PAP Marcin Mazur z Creotech.
„Nie mieliśmy większych problemów. Nie jesteśmy też tym w zasadzie zaskoczeni, biorąc pod uwagę liczbę testów, jakie przeszedł satelita i to, jak precyzyjnie przemyśleliśmy cały projekt. Stabilne, dwukierunkowe połączenie z satelitą uzyskaliśmy już w pierwszym oknie komunikacyjnym, które pojawiło się półtorej godziny po starcie. Z pomocą umieszczonej na satelicie niedużej kamery inspekcyjnej udało nam się nawet zrobić z orbity zdjęcie Ziemi” - ocenił Marcin D. Mazur kierownik misji EagleEye i menedżer projektów w Creotech.
Kolejne okna pozwoliły na uruchamianie kolejnych podzespołów i analizę ich pracy.
„Z dużą pewnością patrzymy w przyszłość, kiedy będziemy uruchamiali dalsze podsystemy wspierające ładunek użyteczny, czyli teleskop zbudowany przez firmę Scanway. To nim satelita będzie obserwował z orbity Ziemię” – podkreślił.
Separacja satelity zakończona pełynm sukcesem
Dodał, że od momentu startu rakiety każdy kolejny moment był krytyczny dla dalszych losów satelity.
„Od momentu startu jedną z najtrudniejszych czynności była separacja EagleEye od drugiego stopnia rakiety. Niedawno niedużemu satelicie jednej z polskich firm to się nie udało i spłonął w atmosferze. Manewr odłączenia udało nam się wykonać prawie perfekcyjnie – satelita miał tylko minimalną rotację wokół własnej osi, dzięki czemu późniejsza jego stabilizacja była znacznie ułatwiona. Stabilizacja polega na tym, że elementy podsystemu stabilizacji i orientacji satelity stabilizują obrót satelity. W dużym stopniu to proces automatyczny wykorzystujący napisane wcześniej komputerowe algorytmy. Gdyby były wadliwe, satelita mógłby się nawet zacząć coraz szybkiej obracać. Zadziałały jednak doskonale. Po ustabilizowaniu, płynnie otworzyliśmy również panele słoneczne, które będą zasilały cały system” – zrelacjonował ekspert.
Niezawodność mechaniczna jest kluczowa
Niektóre problemy na orbicie można relatywnie łatwo skorygować, inne mogą okazać się fatalne – dodał.
„Jeśli źle działa oprogramowanie, można napisać poprawkę i wysłać do urządzenia. Nawet gdy wadliwa jest elektronika, z pomocą zmian w oprogramowaniu czasami można taki błąd obejść. Najtrudniej jest w przypadku awarii elementów mechanicznych. Na nie najtrudniej jest oddziaływać. Jeśli np. zaciąłby się system rozkładający panele, moglibyśmy próbować go odblokować, np. poruszając satelitą, ale możliwości w takim przypadku są mocno ograniczone. Dlatego elementy mechaniczne testuje się szczególnie rygorystycznie, w tym poddając je symulującym start rakiety drganiom na stole wibracyjnym” – wytłumaczył.
Zwrócił uwagę, że do śledzenia satelity w trakcie uruchamiania potrzebne są przy tym anteny umieszczone w różnych częściach globu. „Usługę kontaktu z satelitą dostarcza zewnętrzna firma. Nasz instrument śledzony był przez dwie stacje umieszczone w pobliżu obu biegunów Ziemi” – wytłumaczył.
Niepowodzenie nie znaczyłoby jednak katastrofy. Według Mazura twórcy satelity po prostu wyciągnęliby wnioski i ulepszyliby projekt.
Dodał, że wyzwaniem był nie tylko lot i działania na orbicie, ale i sam transport urządzenia do USA. „Samolotem Boeing 787 Dreamliner wysłaliśmy satelitę w specjalnych skrzyniach naszego projektu, które cały czas monitorowały takie parametry jak temperatura, wilgotność, ciśnienie i działające na nie przyspieszenia. Dzięki temu, po transporcie mogliśmy mieć pewność, że satelita był cały czas przechowywany w dobrych warunkach” - opisał dyrektor misji EagleEye.
Jego zdaniem sam transport to właściwie osobny projekt.
„W Polsce nikt przed nami nie przechodził takiej procedury. Dotąd wysyłane były tylko małe satelity, które transportuje się dużo łatwiej – można je praktycznie przewieźć w pociągu do pośrednika takiego jak Exolaunch i ta firma zajmie się dalszą częścią” – wyjaśnił.
Pierwsi Polacy w supertajnej bazie sił USA
Ekipa Creotech pracowała także w bazie kosmicznej.
„Uczestniczyliśmy w integracji satelity z rakietą Falcon 9 w Bazie Sił Powietrznych USA w Vandenberg. SpaceX korzysta właśnie z jej infrastruktury. Byliśmy pierwszymi Polakami, którzy otrzymali pozwolenie na operowanie w placówce Sił Powietrznych USA. Stworzyliśmy więc trochę historii” – zwrócił uwagę.
Konieczne jednak były aż trzy wizyty w bazie w Vandenberg. „Ze względu na niefortunną awarię rakiety Falcon, wyniesienie EagleEye zostało opóźnione. Po pewnym czasie musieliśmy polecieć na miejsce, żeby doładować baterie. Niestety, akumulatory z upływem czasu się po prostu rozładowują. Nie zaburzyło to naszych działań, po prostu satelita wystartował później. Trzeci raz wiele osób z naszej firmy poleciało, aby być na miejscu w momencie startu. To nie było niezbędne, ale po prostu chcieliśmy tam być” – opowiedział ekspert.
Kolejne podsystemy do aktywacji
Teraz inżynierowie będą przez kolejne tygodnie pracować nad pełnym uruchomieniem EagleEye.
„Obecnie sprawnie uruchamiamy kolejne podsystemy satelity. W takich działaniach pośpiech jest niewskazany – zamierzamy dokładnie analizować wszystkie nadsyłane przez EagleEye dane. Dopiero więc za jakiś czas będziemy mogli uruchomić teleskop. Prawdopodobnie nastąpi to za kilka tygodni. Na tym etapie ryzyko niepowodzenia jest minimalne. Wiemy, że wszystkie krytyczne elementy działają” – poinformował.
Co po EagleEye?
Przygotowywane są już kolejne satelity.
„Na bazie tej samej, opracowanej przez nas platformy o nazwie HyperSat budujemy trzy satelity o nazwie PIAST (Polish ImAging SaTellites). Będzie to wersja demonstracyjna urządzeń wojskowych. Mają zostać wyniesione w 2025 roku. Rozpoczęliśmy też projekt dla Europejskiej Agencji Kosmicznej. Jeśli przygotowywane przez nas prototypy zostaną pozytywnie ocenione, zbudujemy dla ESA siedem dużych, 200-kilogramowych, odpornych na promieniowanie kosmiczne satelitów. Jeden z nich będzie analizował powierzchnię Księżyca w poszukiwaniu minerałów, a kolejne sześć – będzie badać oddziaływanie plazmy słonecznej na magnetosferę Ziemi. Otwierają się więc przed nami szerokie możliwości” – powiedział Marcin Mazur.
Dodał, że sukces to wynik wielu lat pracy. „Budowa EagleEye stała się możliwa dzięki pracy we wcześniejszym projekcie RENESANS, w którym opracowaliśmy platformę dla mikrosatelitów. Zaczynaliśmy jako niewielka grupa inżynierów i nasz przykład pokazuje, jak nieduże przedsięwzięcie może przerodzić się w ogromny projekt. Nie straciliśmy po drodze inżynierskiej ciekawości. Ważne też jest, że otrzymaliśmy zaufanie społeczne – dostaliśmy znaczące dofinansowanie od Narodowego Centrum Badań i Rozwoju” – podkreślił specjalista Creotech.
Inż. Marcin Dawid Mazur jest kierownikiem projektów w Creotech Instruments S.A. doświadczenie zdobywał kierując projektami z zakresu nowych technologii w przemyśle kosmicznym, m.in. technologia montażu obwodów drukowanych z wykorzystaniem lutów bezołowiowych LEDAFREE, montaż obwodów drukowanych z wykorzystaniem wbudowanych elementów pasywnych EMBEDDED. Pełnił funkcję kierownika projektu satelity obserwacyjnego EagleEye a obecnie jest kierownikiem misji EagleEye. Jest ponadto prezesem oraz fundatorem Fundacji Wspierania Polskiej Astronautyki „Pociąg do Gwiazd”. Zdobył tytuł Popularyzator Nauki 2010 przyznawany przez serwis PAP Nauka w Polsce.
Marek Matacz (PAP), sek
»» Odwiedź wgospodarce.pl na GOOGLE NEWS, aby codziennie śledzić aktualne informacje.
»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj:
Test bojowy: polski Twardy lepszy niż Leopard!
Złoto Glapińskiego. Kolejne zakupy i miliardy na plus
Prezent Tuska dla biznesu: wszystkie nowe drogi płatne!
»» Najnowsze wydanie „Wywiadu Gospodarczego” oglądaj tutaj: