Nie ma śmigłowca, nie ma pracy; blisko 500 osób zostanie zwolnionych z PZL Mielec
Blisko 500 osób straci prace do września br. w zakładach PZL Mielec (Podkarpackie), w których produkowany jest m.in. helikopter Black Hawk - powiedział PAP w poniedziałek przewodniczący Solidarności w mieleckich zakładach Marian Kokoszka.
W poniedziałek w Warszawie odbyło się spotkanie m.in. związkowców z zarządem firmy Sikorsky, do której należą mieleckie zakłady.
Po tym spotkaniu Kokoszka powiedział PAP, że powodem redukcji zatrudnienia jest przede wszystkim przegrana w przetargu na dostawę śmigłowców na polskiego wojska. „Do tego dochodzi też słabsza koniunktura na nasz główny produkt czy Black Hawk'a. Dlatego zwolnienia dotkną głównie osoby, które pracują przy tej linii, gdzie on powstaje” - dodał.
W kwietniu rząd poinformował, że w przetargu na śmigłowiec dla polskiego wojska do etapu testów wybrano maszynę oferowaną przez Airbus Helicopters - H225M (wcześniej znany jako Eurocopter EC725) Caracal. Odrzucono dwa inne śmigłowce - Black Hawk amerykańskiej korporacji Sikorsky i jej polskiego zakładu PZL Mielec oraz AW149 proponowany przez PZL-Świdnik i jego właściciela - grupę AgustaWestland.
W PZL Mielec zatrudnionych jest obecnie ok. 2,2 tys. osób, z tego ok. 800 pracuje przy powstaniu Black Hawk'a. W ub. tygodniu zwolnionych zostało z PZL Mielec ponad 40 osób.
Kokoszka dodał, że na poniedziałkowym spotkaniu poinformowano również, że w całym koncernie Sikorsky zwolnionych zostanie w najbliższym czasie ok. 1,4 tys. pracowników.
Związkowiec powiedział, że od przyszłego tygodnia rozpoczną się negocjacje z zarządem PZL Mielec ws. zwolnień. „Będziemy chcieli, aby w pierwszej kolejności zwalniane były osoby, które w najbliższym czasie będą mogły np. przejść na emeryturę. Rozmawiać będziemy również o wysokości odpraw. Tanio skóry nie sprzedamy” - zapowiedział.
Kokoszka podkreślił, że związek będzie robił wszystko, aby „unieważnić przetarg”. Dodał, że w połowie czerwca ma się odbyć zamknięte posiedzenie sejmowej komisji obrony narodowej, związkowiec liczy, że „zaprezentowane zostaną tam dowody, które pozwolą unieważnić przetarg”.
„Będę występował też do rządu, aby zrekompensował zamówieniami na inne nasze produkty np. samolot Bryza, te miejsca, które stracimy z powodu przetargu na śmigłowce” - powiedział szef „S”w PZL Mielec.
Tymczasem w poniedziałek zaproszenie do wspólnych rozmów o przyszłości polskiego przemysłu lotniczego wystosowali w liście do władz Mielca i Świdnika, który prezydent Łodzi Hanna Zdanowska i marszałek woj. łódzkiego Witold Stępień.
"Wspólnie z prezydent Zdanowską skierowaliśmy do naszych kolegów samorządowców z Mielca i Świdnika list w imieniu mieszkańców Łodzi - zdenerwowanych, poirytowanych i zasmuconych płynącymi z tamtych miast opiniami, że Łódź nie zasłużyła na inwestycje w śmigłowce Aribus Helicopters. Jesteśmy innego zdania" - podkreślił marszałek Stępień.
Łódzcy samorządowcy swoim liście nawiązują do faktu przejścia przez kolejne fazy przetargu na wielozadaniowe śmigłowce dla armii modelu H225M Caracal produkowanego przez Airbus Helicopters. Zgodnie z deklaracjami prezesa AH Guillaume'a Faury'ego wybór tego sprzętu oznaczałby m.in. uruchomienie przez firmę linii montażowej w Łodzi i Dęblinie (obie lokalizacje należą do Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 1). Łącznie miałoby powstać 1250 miejsc pracy związanych z przemysłem lotniczym i ok. 2 tys. miejsc związanych z nim pośrednio.
Łódzcy samorządowcy wyrażają w liście zrozumienie dla rozczarowania panującego w Świdniku i Mielcu w związku z utratą kontraktu wartego kilkanaście miliardów złotych. Podkreślają jednak, że "wybór oferty firmy Airbus Helicopters posiadającej w Łodzi swoje biuro projektowe i od lat współpracującej z Politechniką Łódzką to dla łódzkiej gospodarki najważniejsza decyzja od czasu załamania się branży włókienniczej na początku lat 90."
Jak zaznaczył Stępień, Łódź na początku lat 90. - bez rekompensat, jakie otrzymywało górnictwo czy przemysł stoczniowy - przeżyła upadek przemysłu włókienniczego. "To nasi mieszkańcy musieli sobie radzić przedsiębiorczością, aby pokonywać stagnację gospodarczą i niedoinwestowanie regionu" - dodał.
"Chcemy w jakiś sposób zrekompensować czy zrównoważyć to, co spotkało nas przed 25 laty. Zaprosiliśmy do Łodzi samorządowców z Mielca i Świdnika. Chcemy z nimi rozmawiać, nie o konkurowaniu, ale jak dzięki tej inwestycji stworzyć w Polsce olbrzymi przemysł lotniczy" - podkreśliła Zdanowska.
Prezydent dodała, że "z tych trzech miast (Mielec, Świdnik Łódź) tylko w Łodzi są polskie zakłady, które odprowadzają podatki do Skarbu Państwa tu, w kraju". Jak zaznaczyła, po nawiązaniu współpracy WZL nr 1 z AH "środki, które będą płynęły z obrotu gospodarczego będą zasilały nasz budżet, a nie budżet obcego kapitału".
Według prezesa WZL nr Jana Piętowskiego, współpraca z AH jest dla jego zakładów jedyną szansą na utrzymanie miejsc pracy i na rozwój. "To także szansa dla ponad 40 firm w regionie, z którymi obecnie współpracujemy - dostarczającymi części zamienne, elementy do śmigłowców i świadczącymi usługi. Nowy śmigłowiec to nowe możliwości dla zamiejscowego oddziału WZL nr 1 w Dęblinie, w kórym będą serwisowane silniki" - wyjaśnił.
Sekretarz miasta Świdnik Artur Soboń powiedział PAP, że władze tego miasta przyjmą zaproszenie samorządowców z Łodzi. "Rząd wybrał ofertę, która zmniejsza realne szanse na inwestycje. Oferta PZL-Świdnik gwarantowała inwestycje w wysokości 4 mld euro, w tym 720 mln euro w WZL 1 w Łodzi" - powiedział Soboń.
"To była oferta, którą składała firma będąca w stanie wytwarzać w całości w Polsce nowoczesny śmigłowiec. Możemy rozmawiać o potencjale polskiego przemysłu lotniczego, ale wybrana została stara konstrukcja zgłoszona przez firmę, której oferta inwestycyjna nie jest realna. O tym będziemy starali się przekonać Panią prezydent Zdanowską" - dodał Soboń.
Zdaniem przewodniczącego Rady Miasta Mielca Mariana Kokoszki władze Łodzi niczego nie zyskają na wygraniu przetargu przez Airbus. "Według zapowiedzi koncernu pierwsze 25 maszyn będzie dostarczonych z Francji. Budowa linii produkcyjnej dla pozostałych 25 helikopterów jest po prostu skrajnie nieopłacalna" - dodał Kokoszka, który jest też przewodniczącym Solidarności w PZL Mielec.
Zdaniem Kokoszki, „nieracjonalnym” pomysłem jest też tworzenie nowego klastra lotniczego na łuku Łódź-Radom-Dęblin. "Od lat w południowo-wschodniej Polsce funkcjonuje klaster Dolina Lotnicza, która znakomicie współpracuje z samorządami. Dzięki tej organizacji powstało już kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy" - przypomniał.
W ocenie Kokoszki zapowiadane nowe miejsca pracy w Łodzi, Radomiu czy Dęblinie powstaną kosztem zwolnień w zakładach lotniczych we wschodniej Polsce. "Czy o to chodzi rządowi? Pokazaliśmy rządzącym w ostatnich wyborach żółtą kartkę, w najbliższych pokażemy czerwoną" - dodał.
Łódzkie WZL nr 1 były przedsiębiorstwem państwowym, które w 2008 r. przekształcono w spółkę akcyjną podległą MON. W 2011 r. do spółki wniesiono majątek WZL nr 3 w Dęblinie. Od czerwca 2014 r. łódzkie zakłady weszły do Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
Zgodnie z planami MON, WZL nr 1 mają być częścią Wojskowej Wyżyny Lotniczej. Obok trzech zakładów - w Łodzi, Radomiu i Dęblinie, miałyby ją tworzyć brygady kawalerii powietrznej w Leźnicy i Glinniku, Baza Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim, Baza Lotnictwa Transportowego w Warszawie, PZL Okęcie i Instytut Techniki Wojsk Lotniczych.
PAP, sek