GAZETA BANKOWA: Na kursie kolizyjnym
Z racji różnic interesów, innych faz cykli gospodarczych, czy w końcu odmiennej sytuacji ekonomicznej, największe banki centralne państw i regionów (Unia Europejska) z definicji znajdują się na kursach kolizyjnych. I od tej reguły nie ma wyjątków – pisze w „Gazecie Bankowej” Jerzy Bielewicz.
Stany Zjednoczone posiadają szereg znaczących przewag nad Chinami, Niemcami (czytaj: strefą euro) oraz Japonią w trwających sporach handlowych. To przede wszystkim dolar amerykański i System Rezerwy Federalnej (Fed), które razem tworzą podstawę, na której opiera się wymiana handlowa między państwami na świecie. USA przejęło też inicjatywę strategiczną poprzez repatriację do kraju zysków międzynarodowych korporacji kontrolowanych przez amerykański kapitał, reformę podatkową wprowadzoną z początkiem bieżącego roku oraz narodowy program inwestycji infrastrukturalnych.
Te trzy czynniki powodują między innymi, że prezydent Donald Trump kupił USA czas na negocjacje handlowe, czy mówiąc dosadniej: na zdyscyplinowanie tych z partnerów handlowych, którzy opierają swe gospodarki na eksporcie towarów i usług, stosując jednocześnie praktyki protekcjonistyczne na własnym rynku wewnętrznym…
Jak to jest z bankami centralnymi?
Z racji różnic interesów, innych faz w cyklach gospodarczych, czy w końcu odmiennej sytuacji ekonomicznej, banki centralne poszczególnych państw i regionów (UE) z definicji znajdują się na kursach kolizyjnych! I od tej reguły nie ma wyjątków, nawet jeśli w tym samym czasie stosują podobne (z pozoru) strategie i taktyczne posunięcia.
Przykładem służy sytuacja z marca 2009 r. W USA Fed zdecydował wtedy o bezprecedensowym dodruku pieniądza, nazwanym potem eufemistycznie „luzowaniem ilościowym”, co według standardowych reguł mogło doprowadzić do nakręcenia spirali inflacyjnej i wyjścia z kryzysu zadłużenia poprzez zdewaluowanie realnej wartości długów. Po drugiej stronie stanęły banki centralne innych państw gotowe skupywać nadmiar dolarów z rynku, broniąc się przed impulsem inflacyjnym , bo stały na straży interesów własnych krajów. Należy przy tym zaznaczyć, że nawet w tak ekstremalnej sytuacji dolara traktowano jako „bezpieczną przystań” (safe haven). Mogłoby się zdawać, że oto USA utraciły kontrolę nad własną walutą. Czy własną? Dolar amerykański to pieniądz transakcyjny, nie tylko na rynku ropy naftowej, ale też w znakomitej większości międzynarodowych umów kupna i sprzedaży. W konsekwencji, dolar USA pozostaje główną walutą rezerw w bankach centralnych na całym świecie pomimo pojawienia się takich pretendentów do tej roli jak euro czy juan.
Inne banki centralne szybko zorientowały się, jakie korzyści płynęły z „luzowania ilościowego” (dodruku pieniądza). Ba, uzgodniły nawet, że jeśli zwiększają podaż pieniądza w ten niekonwencjonalny sposób, to nie w celu „konkurencyjnej dewaluacji” własnej waluty, a na użytek wewnętrzny, co doprawdy wybrzmiało zabawnie, bo to Himalaje hipokryzji.
Trójka wytrawnych graczy
Aktywa Fed po kolejnych rundach luzowania ilościowego wzrosły do poziomu 4,5 biliona dolarów na przełomie 2014 i 2015 roku, podczas gdy łącznie aktywa Europejskiego Banku Centralnego (EBC) i Banku Japonii (BoJ) w tym samym czasie stanowiły razem jedynie około 5,5 biliona dolarów. Od tego jednak momentu FED odchudził własny bilans do nieco ponad 4 biliona dolarów, podczas gdy aktywa BoJ i ECB napęczniały do odpowiednio do około 4,9 i 5,3 biliona dolarów. BoJ i ECB już nawet oddzielnie znacznie przerosły dziś wielkością bilansów Rezerwę Federalną. W przypadku Japonii wartość aktywów BoJ przekroczyła (wraz z drukiem pieniądza) wielkość lokalnego PKB w październiku 2018 roku i okazuje się odpowiednio czterokrotnie i dwuipółkrotnie wyższa jako procent PKB niż w przypadku USA i strefy euro. Dodatkowo, gracze z Japonii i strefy euro utrzymują nadal krótkoterminowe stopy procentowe na poziomie odpowiednio minus 0,1 i 0 procent, podczas gdy Fed stopniowo podwyższa stopy procentowe z 0 proc. w grudniu 2015 do 2,25 proc. obecnie, co daje razem siedem kolejnych podwyżek o 0,25 proc. każda.
W przypadku napięć finansowych lub nawrotu światowego kryzysu, Fed i system bankowy w USA znalazłby się w bez porównania lepszej sytuacji niż BoJ i Japonia oraz ECB i strefa euro, gdyż amerykański bank centralny przygotował sobie zawczasu bufor bezpieczeństwa w postaci możliwych obniżek stóp procentowych. Z racji stosunkowo niskiej wartości bilansu banku centralnego w stosunku do lokalnego PKB (poniżej 25 proc.), Rezerwa Federalna posiada też większą przestrzeń do wykorzystania w przypadku wznowienia niekonwencjonalnych metod „luzowania ilościowego” w sytuacji kryzysu lub konfliktu. Trzeba też pamiętać,że amerykańskie banki zdążyły także w okresie trzech ostatnich lat, w środowisku rosnących stóp procentowych zwielokrotnić zyski wzmacniając nadwątloną bazę kapitałową.
Gdy chodzi o strefę euro decydującą okolicznością może okazać się nierównowaga finansowa między północą a południem Europy. Szczególnie Republika Włoska, której zadłużenie przekracza 132 proc. PKB, może okazać się kulą u nogi dla… gospodarki Niemiec. Niskie bezrobocie i potencjalny wzrost płac, a w konsekwencji wzrost inflacji w RFN przemawiają za podwyższaniem stóp procentowych. Z drugiej strony, każda nawet minimalny wzrost kosztów obsługi zadłużenia zwiększa prawdopodobieństwo niewypłacalności i utraty płynności w systemie bankowym Republiki Włoskiej, co może uruchomić efekt domina wśród innych krajów posługujących się wspólną walutą. Znaczącym czynnikiem ryzyka pozostaje również ostateczny kształt brexitu, czyli sposobu wyjścia Wielkiej Brytanii z UE i ewentualne konsekwencje finansowe w przypadku, gdy Londyn i Bruksela nie dojdą do porozumienia w tej sprawie.
Czwarty przy stoliku
Ludowy Bank Chin (PBOC) z aktywami rzędu ponad 5,4 biliona dolarów okazuje się dziś największym bankiem centralnym na świecie; od końca 2001 roku zwiększył własne aktywa niemal 10-krotnie. Bank zakumulował również największe rezerwy walutowe w wysokości 3,1 biliona dolarów, z czego około dwie trzecie stanowią papiery wartościowe i obligacje rządu Stanów Zjednoczonych. PBOC może nadal stymulować gospodarkę swojego kraju poprzez zmniejszanie poziomu rezerw obowiązkowych od depozytów w bankach komercyjnych (reserve requirement ratio – w skrócie RRR).
Uczynił to 15 października 2018 roku zmniejszając o 1 punkt procentowy wymagany RRR z 15,5 proc dla dużych banków i 13,5 proc dla średnich i małych banków. (Dla porównania RRR w NBP to tylko 3,5 proc. dla banków działających na terytorium RP). Decyzja ta oznaczała w istocie jednorazowy zastrzyk gotówki do systemu bankowego Chin wysokości 109 miliardów dolarów! Ten sposób na podtrzymywanie koniunktury w chińskiej gospodarce to jednak broń obosieczna ze względu na niezwykle wysoki poziom zadłużenia chińskich przedsiębiorstw (aż 164 proc. PKB według Banku Rozliczeń Międzynarodowych - BIS) oraz centralnych i lokalnych władz (60 proc. PKB), jak również katastrofalny poziomu złych długów w systemie bankowym Państwa Środka szacowanym na 20 proc. wszystkich kredytów…
Nowy porządek świata
Administracja prezydenta Donalda Trumpa postawiła sobie cel nadrzędny, oficjalnie i publicznie sformułowany, zbilansowanie handlu z resztą świata, a przede wszystkim zmniejszenie deficytów w wymianie handlowej z Chinami i Niemcami. O ile w przypadku Niemiec chodzi przede wszystkim o rynek samochodów osobowych i nośników energii, o tyle w stosunku do Chin plany są daleko szerzej zakrojone, proporcjonalnie do globalnych ambicji artykułowanych przez Pekin.
W uproszczeniu chodzi o: przestrzeganie prawa do własności intelektualnej, otwarcie rynku finansowego wartego ponad 40 bilionów dolarów rocznie poprzez zniesienie ograniczeń własnościowych nakładanych na zagraniczny kapitał, zniesienie ograniczeń własnościowych nakładanych na zagraniczny kapitał w przypadku wszystkich innych sektorów przemysłowych i usług, oraz otwarcie gospodarki poprzez zniesienie nadmiernych taryf celnych i innych praktyk protekcjonistycznych, skrywanych w prawie administracyjnym, karnym i cywilnym. Jeśliby ograniczyć żądania USA w stosunku do Chin do trzech, chodzi o cele strategiczne: wykrojenie dla amerykańskich korporacji jak największej części chińskiego rynku high-tech w takich sektorach jak sztuczna inteligencja, telekomunikacja (Apple) i samochody elektryczne (Tesla) w średnim okresie; zachowanie przewag w e-handlu i m-handlu poprzez platformy internetowe i telefonii komórkowej oraz w długim okresie – utrzymanie przewagi technologicznej nad Państwem Środka.
Spór toczy się o strategiczne sektory i technologie, które na dłuższą metę przyniosą nadzwyczajne zyski, a także o zachowanie status quo w e-handlu i m-handlu, bowiem numery jeden i dwa światowej gospodarki już dawno już podzieliły między siebie to wyjątkowo obfite żerowisko, pozostawiając Unii Europejskiej i reszcie świata jedynie marne okruchy.
Zdecydowana taktyka prezydenta Donalda Trumpa i jego administracji w negocjacjach handlowych może doprowadzić do ustanowienia na warunkach USA nowego bipolarnego porządku świata, w którym USA pełnią dalej rolę lidera „Zachodu”, podczas gdy Chiny biorą na siebie ciężar przywódcy „Wschodu”. Atutem Waszyngtonu jest relatywnie dużo większa siła finansowa Fed, który podnosząc stopy procentowe powoduje aprecjację kursu amerykańskiego dolara i wzrost kosztów zadłużenia denominowanego w tej walucie, czyniąc ze spłaty zadłużenia wobec USA przedsięwzięcie niezwykle trudne i wymagające. Jednocześnie jako „skutek uboczny” kreuje silny i zabójczy dla wielu gospodarek impuls inflacyjny, który będzie szczególnie dotkliwy dla rynków wschodzących.
Jerzy Bielewicz
Więcej informacji i komentarzy o światowej i polskiej gospodarce i sektorze finansowym znajdziesz w bieżącym wydaniu „Gazety Bankowej” - do kupienia w kioskach i salonach prasowych
„Gazeta Bankowa” dostępna jest także jako e-wydanie, także na iOS i Android – szczegóły na http://www.gb.pl/e-wydanie-gb.html