GAZETA BANKOWA: Trump jedzie po bandzie
Prezydent USA odłożył wprawdzie decyzję o nałożeniu wyższych ceł na samochody z Niemiec i UE, ale nie zarzucił jeszcze swoich planów. Ich ewentualna realizacja uderzyłaby rykoszetem w sojuszników Ameryki w Europie Środkowej, w tym także w Polskę – pisze w „Gazecie Bankowej” Wojciech Osiński
(…) Krótko po objęciu urzędu Donald Trump zapowiedział podatek w wysokości 35 proc. na samochody importowane z Europy. Wkrótce pogróżki w kierunku Berlina trochę ucichły, ale prezydent USA lubi do nich regularnie powracać – przeważnie wtedy, gdy chce korzystając z „uprzejmości” zaprzyjaźnionej stacji Fox News uruchomić emocje, które mają zakłócić dobre humory producentów znad Renu. Wiosną 2018 r. poprosił więc ekspertów z Departamentu Handlu o sporządzenie raportu, czy import zagranicznych aut i części samochodowych nie zagraża narodowemu bezpieczeństwu USA. Do analogicznej argumentacji sięgał Trump już przy nałożeniu ceł za stal i aluminium. W połowie maja 2019 r. miał zaś podjąć „ostateczną” decyzję o nałożeniu karnych ceł na samochody z importu, lecz ponownie ją odłożył – tym razem na pół roku. (…)
– Zaostrzająca się wojna handlowa z Chinami i zamknięcie chińskiego rynku na import amerykańskich aut prędzej czy później zaszkodzi także RFN, która opiera dynamikę swojej gospodarki na eksporcie – wieszczy Michael Sauga, ekonomista i dziennikarz tygodnika „Der Spiegel”.
Oczywiście, bezpośredni cios w niemiecką branżę motoryzacyjną miałby jeszcze gorsze skutki. Do USA trafiają corocznie samochody niemieckich koncernów za ok. 20 mld dol. Niemcy mają też swoje fabryki w Meksyku; Volkswagen ma w kraju Azteków więcej zakładów aniżeli w Stanach, ponadto importuje do obu krajów modele Audi i Porsche. Natomiast Daimler utrzymuje fabrykę w Alabamie, produkując sportowe modele Mercedesa. BMW wysyła zaś do USA sedany i samochody Mini, a także eksportuje z Karoliny Północnej swoje SUV–y. W 2018 r. niemieckie koncerny wyprodukowały na drugim brzegu Atlantyku ponad 800 tys. aut, a około pół miliona importowały z RFN.
Broń obosieczna
Monachijski Instytut Badań nad Gospodarką (ifo) obliczył, że po wprowadzeniu przez USA ceł zaporowych niemieckie PKB spadłoby o 5 mld euro, czyli o 0,16 proc. Poniesione koszty niemieccy producenci przerzuciliby wtedy z pewnością na swoich klientów. W rezultacie Amerykanie byliby już raczej zniechęceni do kupna droższego produktu „made in Germany” albo zmuszeni do zakupu aut używanych lub wręcz zakup uchodzących gorsze pojazdów produkcji krajowej. Bo choć w ostatnich latach skandale wokół manipulacji przy danych o emisji spalin naraziły na szwank wizerunek gigantów nad Renem, to liczne niemieckie marki są dla wielu Jankesów nadal synonimami wyrafinowanego luksusu, na których ich było stać. – Po nałożeniu ceł na niemieckie samochody cena przeciętnego nowego auta wzrośnie średnio o ok. 3000 dolarów – przypuszcza Michael Burda, amerykański profesor makroekonomii Uniwersytetu Humboldtów w Berlinie.
Pomysł Trumpa, który na razie spoczął w szufladzie biurka Gabinetu Owalnego, uderzyłby najmocniej w bawarską spółkę Audi (Grupa VW), bo w odróżnieniu do innych branżowych potentatów jak Volkswagen, BMW czy Daimler producent z Ingolstadt nie utrzymuje w USA własnych fabryk. Niemieccy producenci oczywiście uważają, że zachowanie Trumpa jest zgoła nieuczciwe, nawet jeśli niektóre zarzuty płynące z Waszyngtonu są słuszne.
Prawdą jest jednak też to, że dla niemieckich koncernów motoryzacyjnych pracuje ok. 40 tys. Amerykanów, a 60 proc. produkowanych w USA oraz Meksyku niemieckich samochodów idzie na eksport, zasilając również gospodarkę Stanów Zjednoczonych. Póki co Trump zagłusza wszelkie wątpliwości argumentem, że jego protekcjonistyczne zabiegi zatamują wzbierającą falę bezrobocia („Damn, we need jobs, jobs, jobs!”), ale podwyższone już w innych sektorach cła tylko w nieznacznym stopniu poprawiły sytuację na amerykańskim rynku pracy. (…)
Szkody jak kostki domina
Wojna celna między Stanami Zjednoczonymi i Unią Europejską względnie RFN może niestety wywołać reakcję łańcuchową i dotknąć także polską gospodarkę. Co prawda USA mają zaledwie 1–proc. udział w polskim eksporcie aut i części samochodów, ale jeśli wskutek niemiecko-amerykańskich utarczek ucierpią także inne państwa unijne, ewentualne straty dla Polski mogą być znacznie bardziej dotkliwe. Nie zapominajmy, że nasz zachodni sąsiad to także najważniejszy klient polskiej branży motoryzacyjnej, zwłaszcza prężnie rozwijającego się segmentu automotive. W wielu autach wytwarzanych w Niemczech znajdzie się jakiś wmontowany komponent wyprodukowany nad Wisłą. Do niemieckich pojazdów trafiają zresztą części z wielu krajów, których gospodarki mogą wskutek konfliktów między silniejszymi zawodnikami ponieść „szkody kolateralne”.
Sytuacji Polski nie obrazuje nic bardziej dobitnie niż liczby. Do wszystkich krajów Unii trafia 86 proc. polskiego eksportu motoryzacyjnego za ok. 22 mld euro, ale gros produkcji jest przeznaczona dla niemieckiego odbiorcy. Ogromne straty ponieść mogą również inne państwa Grupy Wyszehradzkiej, dla których Niemcy są głównym partnerem w branży automotive. W Polsce nie doszłoby być może od razu do wykrwawienia rodzimej gospodarki, ale jeśli Trump wyjmie znów ze swojej szuflady plany nałożenia ceł na wwóz samochodów z UE, to poszczególne polskie firmy mogą to boleśnie odczuć. Dziś ekonomiści nie są w stanie oszacować dokładnie rozmiarów strat dla państw Europy Środkowej, jakie wtórnie przyniosłyby amerykańskie restrykcje celne. – Spowolnienie eksportu i związana z nim likwidacja miejsc pracy pozostawią w gospodarkach wielu krajów ślady, które trudno dokładnie określić. Nie wywołają światowego kryzysu, ale na pewno będą trwałe i niekorzystne – przekonuje Burda.
Cały polski przemysł samochodowy stanowi wprawdzie „zaledwie” 8 proc. naszego PKB, ale polskim dostawcom bądź poddostawcom części do samochodów trudno będzie znaleźć nowych klientów. (…)
Wojciech Osiński, Berlin
Cały materiał o potencjalnych skutkach motoryzacyjnej wojny celnej oraz więcej informacji i komentarzy o światowej i polskiej gospodarce i sektorze finansowym znajdziesz w bieżącym wydaniu „Gazety Bankowej” - do kupienia w kioskach i salonach prasowych
„Gazeta Bankowa” dostępna jest także jako e-wydanie, także na iOS i Android – szczegóły na http://www.gb.pl/e-wydanie-gb.html