Dziwne losy polskiego euro
Przyjmiemy euro, gdy będzie to w naszym interesie i osiągniemy poziom zbliżony do Niemiec - mówił w weekend prezes PiS Jarosław Kaczyński. W kwestii euro poglądy polityków przez lata mocno się zmieniały, choć akurat prezes PiS głosił zwykle ten sam pogląd w tej sprawie.
Podczas tej samej konwencji PiS w Lublinie premier Mateusz Morawiecki argumentował, że Polska nie wpadła w głęboki kryzys w 2008 roku, bo rząd PiS w 2007 r. obniżył podatki i została utrzymana polska złotówka.
W kwestii waluty euro nie ma i nigdy nie było jednolitych poglądów nie tylko wśród ekspertów. Temat ten mocno dzielił polityków i w przeszłości, niemal przez cały okres członkostwa Polski w Unii Europejskiej.
Na przyjęcie euro Polska formalnie zgodziła się, wstępując w 2004 roku do Unii Europejskiej. Polacy zatem już raz wypowiedzieli się w tej sprawie, gdy mówili „tak” dla UE w referendum akcesyjnym 7-8 czerwca 2003 roku.
Polska jednak nie mogła od razu po znalezieniu się w UE przyjąć wspólnej waluty, nawet gdyby była taka wola polityczna, bo nie spełniała określonych przez Traktat z Maastricht tzw. kryteriów konwergencji (m.in. poziom inflacji w ciągu roku poprzedzającego badanie nie może przekraczać o więcej niż 1,5 proc. inflacji trzech państw UE, deficyt finansów nie powinien przekraczać 3 proc. PKB, a dług 60 proc. PKB, a długoterminowa stopa procentowa nie powinna przekraczać stopy procentowej kilku państw UE o więcej niż 2 pkt. procentowe).
Poza tym, nawet gdyby spełniła te kryteria, musiałaby przez dwa lata przed przyjęciem euro podlegać tzw. mechanizmowi ERM2. To mechanizm kursowy, który bada stabilność danej waluty wobec euro w dopuszczalnym korytarzu wahań kursu, wynoszącym plus minus 15 procent.
W pół roku po wejściu do UE, w listopadzie 2004 roku, ówczesny minister finansów w rządzie Marka Belki Mirosław Gronicki podkreślał, że Polska nie będzie ogłaszać w oficjalny sposób planowanych terminów przejścia na euro. Podkreślił jednak, że przyjęcie euro leży w strategicznym interesie Polski i pozwoli na wywieranie większego wpływu na decyzje podejmowane w ramach UE.
Rząd Belki nie przyjął ścisłej daty, kiedy Polska miałaby zastąpić złotego przez euro, ale minister finansów mówił wcześniej, że mógłby być to 2009 rok.
Już w lutym 2005 roku Komisja Europejska uznała, że Polska do 2007 roku raczej nie spełni kryteriów UE, które umożliwiłyby jej wstąpienie w 2009 do strefy euro.
Dla terminu przyjęcia euro przez Polskę kluczowa była w tamtym czasie kwestia klasyfikacji otwartych funduszy emerytalnych (OFE). KE utrzymywała stanowisko, że fundusze nie są częścią finansów publicznych, co powodowało, że transfery do OFE zwiększały deficyt.
W lutym 2005 roku minister Gronicki mówił, że bardziej prawdopodobne jest przystąpienie Polski do strefy euro w roku 2010 niż w 2009. W sierpniu 2005 MF opracowało dokument „Integracja Polski ze strefą euro”, w myśl którego wejście Polski do strefy euro będzie możliwe najwcześniej 3 lata po zadeklarowaniu przez nasz kraj woli przystąpienia do unii monetarnej.
W dniu zwycięstwa w wyborach prezydenckich w październiku 2005 roku Lech Kaczyński zapowiedział możliwość przeprowadzenia w 2010 roku referendum w sprawie przystąpienia Polski do strefy euro.
W listopadzie 2005 roku nowy premier Kazimierz Marcinkiewicz, reprezentujący zwycięskie PiS, powiedział, że w najbliższej kadencji Sejmu nie ma potrzeby, aby Polska wchodziła do strefy euro.
Program konwergencji przygotowany przez rząd Marka Belki zakładał, że Polska spełni kryteria fiskalne w 2007 r. (m.in. deficyt budżetowy nie będzie wyższy niż 3 proc. PKB, dług publiczny nie większy niż 60 proc. PKB), a do strefy euro wejdzie w 2009 r. Na początku stycznia 2006 roku MF przygotowało nową wersję programu konwergencji, jednak nie przedstawiło w nim daty spełnienia kryteriów z Maastricht pozwalających na przystąpienie Polski do strefy euro.
Pod koniec stycznia 2006 roku nowa wicepremier i minister finansów w rządzie Marcinkiewicza Zyta Gilowska zapowiedziała, że Polska w 2007 nie wstąpi do mechanizmu ERM2 oraz bardzo wątpliwe jest, by w 2009 roku spełniła wymagania konieczne do wstąpienia do strefy euro.
„Bez strefy euro jesteśmy bezbronni wobec wahań kursów i wobec intensywnych działań kapitałów spekulacyjnych. Musimy zrobić wszystko, aby przygotować Polskę do przystąpienia do strefy euro. (…) Uważam, że rozmawianie o dacie (przystąpienia) jest zaklinaniem euro. Przypuszczenie jednak, że w 2009 będziemy gotowi jest wątpliwe” - przyznała zarazem Gilowska.
Już w listopadzie 2007 roku mówiła, że Polska będzie gotowa do spełnienia kryteriów strefy euro w 2009 roku, a wejście do strefy powinno się odbyć po referendum zapowiedzianym przez prezydenta na 2010 rok.
Kwestie referendum w sprawie wejścia do strefy euro podnosili wtedy zwłaszcza koalicjanci PiS. W grudniu 2006 roku LPR powołała nawet komitet na rzecz przeprowadzenia takiego referendum.
Przeciwko referendum wypowiadał się ówczesny prezes NBP Leszek Balcerowicz. „Obawiam się, że ogłoszenie referendum w kwestii, która już została rozstrzygnięta przez społeczeństwo w referendum, nie budzi zaufania. To jest niepotrzebne i budzi co najmniej zdziwienie naszych partnerów w UE” - mówił w grudniu 2006. Balcerowicz przekonywał także wtedy, że przyjęcie euro zwiększa wzrost gospodarczy o 0,2-0,4 proc.
Kandydujący wtedy na prezesa NBP Sławomir Skrzypek był bardziej sceptyczny. Mówił wówczas, że Polska wejdzie do strefy euro, kiedy będzie to opłacalne. „Nie jestem dogmatykiem, a dyskusja o euro, jedna z najważniejszych w polskiej gospodarce, jest dyskusją w sferze poglądów” - powiedział.
Ówczesny premier Jarosław Kaczyński rzadko wypowiadał się na temat euro. W styczniu 2007 roku przyznał jednak, że zgadza się z poglądem Skrzypka, iż Polska może wejść do strefy euro od razu, kiedy to będzie w jej interesie. „W tej chwili korzyści przynosi nam mocna złotówka i nie ma żadnych powodów, żebyśmy z nich rezygnowali” - powiedział Jarosław Kaczyński.
Termin ewentualnego wejścia się wydłużał. W kwietniu 2007 roku Gilowska mówiła, że Polska będzie gotowa do wejścia do strefy euro w 2012 roku. Datę 2012 jako najwcześniejszy termin wejścia do strefy euro podawał też w czerwcu 2007 roku Skrzypek.
We wrześniu 2007 podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy Gilowska zapowiadała, że Polska w 2009 roku ogłosi gotowość do wejścia do strefy euro, bo wtedy „spełnimy parametry konwergencji, łącznie z parametrem deficytu sektora finansów publicznych”. Dodała, że przystąpienie do euro jest „absolutnie konieczne”.
W ramach trwającej wtedy kampanii temat ten rzadko się pojawiał. Lider PO Donald Tusk mówił, że Polska powinna przyjąć euro tak szybko, jak to możliwe. Według niego mogłoby to nastąpić w roku 2013.
Po wygranych wyborach przez PO Tusk jako nowy premier nieco zmodyfikował swoje stanowisko. Powiedział w expose, że w interesie Polski jest jak najszybsze przygotowanie się do wejścia do strefy euro. „Musimy odpowiednio przygotować się do tej zmiany, tak by proces przechodzenia na wspólna walutę był bezpieczny dla gospodarki i jak najbardziej korzystny dla zwykłych ludzi” - mówił. Zaznaczył zarazem, że rząd nie będzie się w kwestii wprowadzenia euro trzymać żadnej doktryny.
Jednak już rok później, podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy oświadczył, że rząd będzie dążył do wejścia Polski do strefy euro w 2011 roku. „Chcę sformułować precyzyjnie jeden z głównych celów naszych działań, czyli wstąpienie Polski do strefy euro. Dzisiaj możemy odpowiedzialnie powiedzieć, że naszym celem jest rok 2011. Jest to zadanie trudne, ale oceniamy, że możliwe” - powiedział w głośnym wystąpieniu.
Ministerstwo Finansów twierdziło wówczas, że Polska spełnia już większość kryteriów koniecznych do przystąpienia do strefy euro.
Sprawie wejścia do strefy euro poświęcone było specjalne posiedzenie Rady Gabinetowej w październiku 2008 roku. Prezydent Lech Kaczyński mówił po nim, że wprowadzenie w Polsce euro powinno być „sprawą pewnej dyskusji”.
Uznał zarazem za ważne, aby była perspektywa wprowadzenia w naszym kraju europejskiej waluty, bo to - jak dodał - stabilizuje sytuację i jest ważnym sygnałem dla partnerów Polski.
Krótko po tym, pod koniec października 2008 prezydent oświadczył, że najpierw powinno odbyć się referendum w sprawie terminu wprowadzenia w Polsce euro, dopiero potem powinny nastąpić ewentualne zmiany w konstytucji.
„Najpierw powinno się odbyć referendum, ale to referendum w sposób oczywisty nie powinno dotyczyć samego wprowadzenia euro, ponieważ to by podważało Traktat Akcesyjny, my nie możemy, nie mamy prawa, przeprowadzić takiego referendum. Idzie o datę (…), czy zgadzasz się (aby wprowadzić euro) już w roku 2012?”. Przekonywał, że przed referendum społeczeństwo musi zostać w pełni poinformowane, jakie „pozytywne i niezupełnie” skutki przyniesie wprowadzenie euro. „Natomiast później zmiany ewentualne w konstytucji” - dodał prezydent.
Premier Donald Tusk podkreślał na początku listopada 2008, że patrząc na przyszłość kraju przyjęcie euro to „bezwzględnie polski interes”. „To nie jest łatwa rzecz, ja też jestem przywiązany do naszej narodowej waluty” - przyznał.
Mówił również, że najambitniejszy plan rządu związany z przyjęciem euro zakłada, że na przełomie maja i czerwca 2009 r. Polska przystąpiłaby do mechanizmu stabilizacyjnego ERM2. Według tego wariantu do końca 2008 r. miałoby nastąpić porozumienie polityczne w sprawie zmiany konstytucji, a zimą trwałyby prace nad nowelizacją.
Również w listopadzie 2008, po spotkaniu z Radą Polityki Pieniężnej Tusk przekonywał, że szanse na wejście do strefy euro w 2012 r. w 100-proc. realne.
Bardzo sceptyczny był już wtedy prezes PiS Jarosław Kaczyński, który również w listopadzie 2008 mówił, że wprowadzenie euro w Polsce w 2012 r. byłoby szkodliwe, ale nie uda się, bo Polska nie spełni do tego czasu kryteriów wejścia do strefy euro.
Potem jednak rozprzestrzenił się kryzys gospodarczy, który dotknął również strefę euro. Kilkakrotnie groził nawet jej rozpad, w związku z problemami finansowymi Grecji. To zmieniło optykę także polskich polityków.
W styczniu 2014 roku premier Donald Tusk mówił, że wejście Polski do strefy euro nie byłoby dzisiaj bezpieczne dla polskich obywateli. „Opinii nie zmieniam” - powiedział, zaznaczając, że jest rzecznikiem przystąpienia Polski do strefy euro, ale „na pewno nie w najbliższym czasie, ale w tej perspektywie, do której sięga wyobraźnią”.
Mówił, że przystąpienie Polski do strefy euro będzie możliwe po spełnieniu kilku warunków. „Przede wszystkim w parlamencie musi być większość konstytucyjna na rzecz zmiany konstytucji” - powiedział.
W marcu 2014 prezes NBP Marek Belka przekonywał, że w strefie euro łatwiej bronić swych interesów. Prezes NBP wskazał zarazem, że 10 lat wcześniej polscy ekonomiści wypowiadali się w większości entuzjastycznie na temat euro, ale to się zmieniło. „Wydaje się, że ryzyka związane z euro wydają się bardziej wyraźne, a korzyści wydają się mniej oczywiste. A więc saldo korzyści i ryzyk zmieniło się” - mówił Belka.
W kwietniu 2014 roku, podczas wizyty w USA przyznawał, że Polska nie śpieszy się z przyjęciem euro, bo „jest w niej wiele niepewności”. Jego zdaniem Polska powinna też wcześniej wzmocnić swą konkurencyjność oraz poprawić rynek pracy.
4 czerwca 2014 roku prezydent Bronisław Komorowski mówił podczas wystąpienia przed Zgromadzeniem Narodowym, że Polska staje wobec konieczności opracowania nowej strategii integracji europejskiej. Jak wyjaśniał, chodzi m.in. o rozstrzygnięcie dylematu, czy faktycznie dążymy do przyjęcia wspólnej waluty euro. Prezydent podkreślił, że dyskusja o tym powinna się odbyć po planowanych na 2015 rok wyborach.
Po wyborach sytuacja się jednak zmieniła o tyle, że do władzy doszło PiS - ugrupowanie zdystansowane wobec perspektywy szybkiego przyjmowania euro. Jedną z pierwszych decyzji rządu Beaty Szydło, podjętą jeszcze w 2015 roku, była likwidacja działającego w strukturze w resortu finansów pełnomocnika ds. integracji ze strefą euro.
W maju 2017 roku ówczesny wicepremier, minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki mówił, że nie jest w tej chwili w interesie Polski być w strefie euro, bo nie chcemy tracić możliwości prowadzenia niezależnej polityki monetarnej. Przekonywał, że Polska i strefa euro to nie są dziś spójne względem siebie obszary walutowe; Polska ma bowiem „inny przebieg cyklu koniunkturalnego”, „inną strukturę produkcji”, a także „innego rodzaju przewagi konkurencyjne”.
Stąd, w opinii wicepremiera, „dzisiaj nie widzimy powodu, by tracić podstawowy instrument”, jakim jest „prowadzenie niezależnej polityki monetarnej”, możliwej dzięki własnej walucie.
„Chodzi o relacje waluty własnej do innych walut, wysokość stóp procentowych oraz zdolność kraju do emisji długu w swojej własnej walucie” - tłumaczył. „Hiszpania, Grecja, Finlandia zostały tego pozbawione i dzisiaj cierpią” - dodał.
Z kolei prezydent Andrzej Duda dopuszczał, że pytanie o euro mogłoby być jednym z pytań referendum dotyczącego konstytucji, które planował zorganizować przy okazji 11 listopada 2018 roku. Do referendum tego jednak nie doszło.
Także wśród ekspertów zdania były podzielone.
Prof. Grzegorz Kołodko uważał np. w 2017 roku, że przyjęcie euro przez Polskę ma ekonomiczny sens z wielu powodów, gdyż zniknęłoby ryzyko kursowe, przez które wiele polskich firm ogranicza swoje inwestycje, spadłyby koszty obsługi kredytów, a nade wszystko szybciej rosłyby dochody ludności.
Polska nie powinna przyjmować euro, bo naraziłoby nas to na ryzyko, że przestaniemy doganiać Zachód; bez własnej waluty bardzo trudne jest bowiem odzyskanie konkurencyjności w sytuacji kryzysu - mówił z kolei ekonomista Stefan Kawalec. Uważał on za realne, że w jakiejś perspektywie wspólna waluta zniknie.
PAP/ as/