Kolesiostwo i polecenie przez znajomego - główne zasady zmian kadrowych w urzędach
Merytoryczny pracownik urzędu przegrywa ze znajomym z polecenia szefa. Ministerstwa tworzą departamenty dla jednej ustawy - informuje Dziennik Gazeta Prawna.
Nowe osoby kierujące instytucjami publicznymi chętnie zmieniają dyrektorów generalnych. Z takim samym zaangażowaniem dokonują zmian organizacyjnych. Te sprzyjają zatrudnianiu nowych osób, często z polecenia. Jednocześnie etaty tracą osoby, które np. sympatyzowały z innym ugrupowaniem politycznym.
Zdaniem dr Aleksandra Proksa, byłego wieloletniego sekretarza rady ministrów ruch kadrowy ma miejsce w chwili zmian ekip politycznych.
– Najwięcej zmian statutów przeprowadza się przy okazji wymiany ekipy rządzącej. A przecież nie ma takiego prawnego obowiązku. Bywały też takie sytuacje, że likwidowano departamenty, a po kilku miesiącach ponownie je przywracano.
Były wysoki urzędnik państwowy tłumaczy, że dokonywanie zmian organizacyjnych w razie powołania nowego ministra stało się niemalże zasadą. Dzięki temu może on zatrudnić na stanowiskach merytorycznych zaufane mu osoby.
Niczym nadzwyczajnym jest tworzenie departamentu w ministerstwie dla jednej ustawy.
Co ciekawe, urzędy tworzą też departamenty lub biura, jeśli pojawia się nowy problem lub trzeba opracować ustawę. Na przykład w resorcie edukacji narodowej powstał departament współpracy z samorządami, a w Ministerstwie Środowiska w kwietniu tego roku do konsultacji wysłano zmianę statutu, która polegała na dodaniu do struktury biura do spraw węglowodorów.
Według Pawła Mikuska, rzecznika prasowego Ministerstwa Środowiska zmiany w organizacji są konieczne i nic nie dzieje się w tajemnicy.
-Ta zmiana miała być odpowiedzią na poszukiwanie gazu łupkowego i konieczność współpracy z innymi urzędami. Do 7 października można składać oferty na stanowisko dyrektora
- mówi Mikusek.
W innych urzędach jest podobnie. W resorcie obrony narodowej swego czasu powstało biuro obrony przeciwrakietowej, gdy jeszcze była dyskusja o budowie w Polsce tarczy antyrakietowej.
– Świeżo upieczony minister nie zawsze rozumie pojęcie służby cywilnej i konkursów na stanowiska. Często informuje dyrektora generalnego, że np. ma zatrudnić przysłowiowego pana Zenka i tyle. A jeśli ten się z tym nie godzi, to musi pożegnać się z posadą
– opowiada były dyrektor generalny (obecnie również zajmuje wysokie rangą stanowisko urzędnicze poza administracją rządową).
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna/Opr.Jas
---------------------------------------------------------------------------
---------------------------------------------------------------------------
Uwaga!
Czwarty numer miesięcznika "W Sieci Historii"z nowym dodatkiem już do nabycia w naszym sklepie wSklepiku.pl!