Informacje

Marek Lusztyn, prezes Banku Peko S.A. / autor: Bank Peko S.A
Marek Lusztyn, prezes Banku Peko S.A. / autor: Bank Peko S.A

TYLKO U NAS

Marek Lusztyn dla GB: Bankowość jest biznesem skali

Gazeta Bankowa

Gazeta Bankowa

Najstarszy magazyn ekonomiczny w Polsce.

  • Opublikowano: 4 lutego 2020, 18:02

    Aktualizacja: 5 lutego 2020, 06:08

  • Powiększ tekst

Spora liczba klientów oczekuje, że banki będą dużo bardziej podobne do firm technologicznych niż do starego modelu bankowości – mówi Marek Lusztyn, prezes Banku Pekao SA w rozmowie z Maciejem Wośko i Stanisławem Koczotem w najnowszym wydaniu Gazety Bankowej

Bank Pekao zakończył ostatecznie swoją przygodę z UniCredit, w grudniu zeszłego roku dokonały się ostatnie rozliczenia. Był pan przez lata mocno związany zarówno z byłym włoskim właścicielem, jak i z jego polskim biznesem. Jeżeli porówna pan oba banki i – szerzej – sektor finansowy w krajach zachodnich z naszym sektorem bankowym, to czy ta konfrontacja wypada na naszą korzyść czy nie?

Marek Lusztyn, prezes Banku Pekao: Siłą polskiego sektora bankowego jest zdrowa sytuacja gospodarcza kraju. Finanse polskiego sektora bankowego są bardzo stabilne. Na tle Europy Zachodniej polskie banki cały czas charakteryzują się dobrą rentownością. Naszą siłą jest również kapitał społeczny: według badań statystycznych banki cieszą się zaufaniem prawie dwóch trzecich klientów. W większości krajów Europy Zachodniej jest to o połowę mniej.

Niestety takie są skutki kryzysu, za który banki zapłaciły wysoką cenę, nie tylko finansową… Polska przeszła przez tę burzę suchą stopą.

Tak, rzeczywiście, ponieważ nasz sektor bankowy był dużo bardziej ostrożny, zarządzany w sposób bardziej zrównoważony, jeżeli chodzi o sprzedaż agresywnych produktów inwestycyjnych i toksycznych instrumentów finansowych. U nas nie pojawiła się konieczność interwencji podatników, zmuszonych do ratowania sektora bankowego Na Zachodzie do tej pory część banków, które trzeba było zasilić pieniędzmi obywateli, pozostaje własnością państwa, choć od kryzysu mija już 12 lat.

Mamy więc swoje mocne strony, spore osiągnięcia. A co jest naszą słabością?

W porównaniu z bankami z krajów ościennych, a także z bankami zachodnimi, mamy dużo większe obciążenia regulacyjne – podatek bankowy i składki na Bankowy Fundusz Gwarancyjny kreują sporą część kosztów. Z tego powodu rentowność polskiego sektora bankowego w porównaniu na przykład z krajami Trójmorza jest niższa. Najlepsze polskie banki osiągają stopę zwrotu z kapitału w granicach nieco ponad 10 proc. To wprawdzie poziom oczekiwany przez inwestorów, ale banki z krajów ościennych mają ten wynik znacznie wyższy. Ponieważ dla sektora jako całości oczekiwana stopa zwrotu jest bliska kosztowi kapitału, ceny polskich banków kształtują się mniej więcej – według wartości mnożnikowej – tylko jeden raz wyższej niż wartość księgowa. Natomiast w regionie są to dużo wyższe wskaźniki.

A jak to wygląda na tle Europy Zachodniej, która od czasów kryzysu finansowego boryka się z coraz niższymi stopami procentowymi?

Stopy zwrotu znajdują się tam na poziomie kilku procent i to powoduje, że wartości banków spadły na poziom trzy-, czterokrotnie niższy niż w Polsce, oczywiście jeżeli chodzi o wycenę metodą mnożnikową. Polski sektor bankowy nie ma strukturalnego problemu rentowności, kluczowego dla banków w strefie euro. Banki nie są w stanie normalnie funkcjonować w dłuższym czasie przy ujemnych stopach procentowych. Widzi to już nawet Europejski Bank Centralny, który zwraca uwagę na systematyczny brak rentowności jako jedno z głównych wyzwań dla sektora.

Czy technologia jest ciągle naszą siłą? Od dobrych kilku lat należymy pod tym względem do bankowej ekstraklasy. Czy nie wynika to z tego, że zachodnie centrale polskich banków testowały u nas nowe technologie, które po prostu się sprawdziły?

Polska bankowość najzwyczajniej w świecie przeskoczyła pewien etap rozwoju technologicznego. Zainwestowaliśmy w bardziej nowoczesne rozwiązania, pomijając etap, który w tej chwili dla banków zachodnich – ze względu na inwestycje w starsze systemy – jest obciążeniem. Na przykład praktycznie ominęliśmy etap czeków, który w bankach zachodnich wyznaczył sposób płatności na wiele lat. Do obsługi czeków wybudowano w latach 60. i 70. potężne systemy bankowe. My przeszliśmy prawie od razu w świat o wiele bardziej nowoczesnych kart plastikowych. Drugie ważne zjawisko z punktu widzenia technologicznego stymulowane jest przez wysokie obciążenia finansowe nałożone na sektor, które wymuszają większą efektywność. Trzeba też pamiętać, że w Polsce jest duży odsetek osób z wykształceniem ścisłym, co z kolei powoduje lokowanie zagranicznych centrów usług wspólnych w naszym kraju. Posiadamy bardzo dużą koncentrację tego typu know-how i to między innymi dzięki temu tak dobrze rozwija się technologia w polskiej bankowości. Kiedy porównywałem moje doświadczenia jako klienta, na różnych etapach mojej kariery zawodowej, we Włoszech, w Niemczech czy Wielkiej Brytanii, a także w Polsce, to zawsze miałem świadomość, że byliśmy i jesteśmy kilka lat do przodu.

Czy nie sądzi pan, że polski klient jest tak bardzo przyzwyczajony do nowych technologii, że domaga się ciągle czegoś nowego? I czy ten szalony pęd, kiedy koszty jednej technologii nie zdążą się zwrócić, bo musi zostać zastąpiona przez nowszą, mogą być poważnym obciążeniem finansowym dla banków?

Nie sądzę. Nie jest tak, że wydatki technologiczne powodują napędzanie kosztów. Wręcz przeciwnie – to banki, które działają najbardziej tradycyjnie, mają najwyższą bazę kosztową. Żyjemy w takim momencie historii, że bez względu na to, w jakiej branży firma działa, klienci oczekują wyższego poziomu

innowacyjności. Narzuciły to firmy stricte technologiczne: Google, Apple, Facebook, Amazon. Co chwila wprowadzają nowe rozwiązania, klient się do tego przyzwyczaja. Spora liczba klientów oczekuje, że banki będą dużo bardziej podobne do firm technologicznych niż do starego modelu bankowości. To jest ta nowa rzeczywistość, w której bankowcy muszą się odnaleźć. Bankowość jest modelem biznesowym działającym już od bardzo dawna, a to, co się zmienia, to sposób dotarcia banku do klienta i forma jego kontaktu z bankiem.

Dalsza fala konsolidacji naszego sektora bankowego będzie odpowiedzią na wyzwania związane z rentownością

Czy według pana polski sektor bankowy jest nadal atrakcyjny dla inwestorów zagranicznych?

Na tle Europy Zachodniej Polska jest cały czas postrzegana jako atrakcyjny rynek, w którym nasycenie bankowością jest relatywnie niższe. To cały czas rynek, na którym zamożność klienta rośnie dużo szybciej niż na Zachodzie. To dobre miejsce, by inwestować swoje pieniądze. To rynek, który cechuje się poziomem ryzyka inwestycyjnego zbliżonym do sporej części krajów Europy Zachodniej. Natomiast patrząc z perspektywy zmian rentowności polskiego sektora bankowego, inwestorzy zwracają uwagę na postępujący wzrost obciążeń regulacyjnych. Zmniejsza to atrakcyjność inwestowania. Wymusza też dalszą konsolidację sektora. Bankowość w każdym miejscu na świecie jest biznesem skali; jeżeli rosną obciążenia, wówczas spada oczekiwana stopa zwrotu. W takiej sytuacji mniejsze instytucje finansowe coraz gorzej sobie radzą, a to zwiększa nacisk na konsolidację.

Czytaj też:KNF: Marek Lusztyn powołany na Prezesa Banku Pekao S.A.

A jak to wygląda w polskim sektorze bankowym?

Nie jest on mocno rozdrobniony, ale nie jest też tak skonsolidowany jak w kilku kluczowych krajach Europy Zachodniej. Dalsza fala konsolidacji naszego sektora bankowego będzie odpowiedzią na problemy związane z rentownością. Moim zdaniem nastąpi to w ciągu kilku najbliższych lat.

Dla ilu dużych instytucji bankowych jest miejsce w Polsce? Dla dwóch, trzech?

Na przykładzie krajów Europy Zachodniej widać, że w Polsce jest miejsce tylko dla kilku dużych graczy. Ilu? Trudno powiedzieć. Efekty związane ze skalą działalności nie pozwalają na funkcjonowanie większej liczby podmiotów.

Jednym słowem: sektor bankowy konsoliduje się i nadal będzie się konsolidował. Jak pan ocenia atrakcyjność aktywów finansowych, które są w Polsce do kupienia? A zwłaszcza mBanku, który Commerzbank ma zamiar sprzedać?

Ze względu na trwający proces sprzedaży nie chciałbym wchodzić w szczegóły. Uważam jednak, że mBank jest bardzo interesującym aktywem, wartym szczegółowego przyjrzenia się. To jeden z najlepiej funkcjonujących banków na polskim rynku, bardzo zaawansowany technologicznie. Odpowiedzialnie działający zarząd powinien uważnie się przyjrzeć możliwości takiej inwestycji.

Na rynku, także europejskim i globalnym, pojawiło się kilka ciekawych zjawisk, które w mniejszym czy większym stopniu będą dotyczyły również sektora finansowego. Jakie znaczenie według pana ma brexit, który do końca tego roku powinien znaleźć swój finał?

Do tego, że Wielka Brytania w sposób mniej czy bardziej uporządkowany wyjdzie z Unii, wszyscy aktorzy życia społeczno-gospodarczego zdążyli się przyzwyczaić. Szansą jest to, że sporo instytucji bankowych z Wielkiej Brytanii część swoich biznesów przeniosło na kontynent, niektóre z nich trafiły do Warszawy, w związku z tym więcej osób mających kwalifikacje w bankowości znalazło pracę w funkcjonujących tutaj centrach kompetencji. To, co odbieramy pozytywnie jako pracodawca, to fakt, że bardzo dużo osób, które pracują w Wielkiej Brytanii, o wiele poważniej niż kiedyś rozważa powrót do Polski. Trzeba też zwrócić uwagę na dość szybki wzrost płac w Polsce, co po uwzględnieniu parytetu siły nabywczej zwiększa motywację do powrotu do kraju.

Zwiększa się też zamożność społeczeństwa…

Tak. Widzimy, że relatywnie niskie stopy procentowe w Polsce skłaniają naszych klientów do poszukiwania alternatywnych metod inwestowania. Mamy coraz więcej pytań dotyczących funduszy inwestycyjnych, zarówno w kraju, jak i za granicą.

Bardzo aktywna na rynku finansowym jest Unia Europejska. Jak pan ocenia jej politykę regulacyjną? Czy nie są to regulacje zbyt daleko idące?

Jeden rozmiar pasuje dla wszystkich – na takich zasadach Unia implementuje bankowe regulacje. Polska stała się niestety ofiarą własnego sukcesu. Przeszliśmy kryzys finansowy 2008 suchą stopą, polski podatnik nie musiał inwestować swoich pieniędzy w ratowanie banków, ale mimo to musimy implementować regulacje, które w dużej mierze powstały po to, by kryzys się nie powtórzył. Dodatkowym dużym obciążeniem dla polskiego sektora bankowego w perspektywie kilku najbliższych lat będą emisje MREL (minimum requirement for own funds and eligible liabilities), które z punktu widzenia polityki nadzorczej i zarządzania stabilnością systemu bankowego powstały jako odpowiedź na brak kapitału podporządkowanego w bankach zachodnich. Brały one na siebie zbyt duże ryzyko w książce handlowej i jednocześnie nie miały wystarczającego kapitału. Polskie banki muszą zaimplementować rozwiązania na choroby, które ich nie dotknęły. To, co może się okazać niechcianą konsekwencją, to zwiększenie ryzyka systemowego w polskich bankach, bo trzeba będzie w jakiś sposób skompensować wyższe koszty emisji dodatkowych instrumentów kapitałowych, i w związku z tym przesunąć się być może z ryzykiem oraz dochodowością inwestycji w kierunku tych instrumentów, których do tej pory – działając ostrożnościowo – nie mieliśmy.

Co to są za instrumenty?

Te, które pojawiły się w książkach handlowych banków przed rokiem 2008. Będzie to cokolwiek, co przyniesie dochodowość wyższą niż koszty emisji tych instrumentów. Według analiz do pełnego wypełnienia wymogów MREL polski sektor bankowy będzie musiał wyemitować ponad 50 mld zł dodatkowego długu i ulokować po niskich spreadach, co spowoduje dodatkowy niepotrzebny koszt dla sektora. Gdy podliczymy koszty takich emisji, okaże się, że znacząca część obecnego zysku sektora bankowego będzie musiała zostać przeznaczona na zrekompensowanie kosztów tych emisji. Pojawią się pytania, co banki powinny zrobić, żeby akcjonariuszom zrekompensować koszty tych emisji. To bardzo ważna kwestia, która za kilka lat może wpłynąć na wyniki banków.

Siłą polskiego sektora bankowego jest mocna gospodarka kraju. Czy pojawiające się sukcesywnie informacje o spowolnieniu będą miały duży wpływ na sektor bankowy?

Uważam, że polska gospodarka cały czas świetnie sobie radzi. Mamy za sobą najdłuższy w historii krajów OECD okres nieprzerwanego wzrostu gospodarczego. Prawie 30 lat rozwijamy się bez recesji, mimo dużego napływu pracowników spoza Polski cały czas bezrobocie jest na bardzo niskim poziomie. Polska ma rezerwy dalszego wzrostu gospodarczego. Według prognoz, z perspektywy stopy wzrostu, będziemy mieć do czynienia ze spowolnieniem, ale mimo wszystko nasz wzrost i tak będzie jednym z największych w Europie. Wiele gospodarek życzyłoby sobie takiego spowolnienia, jakie być może nas czeka.

Jakie segmenty działalności Banku Pekao SA uważa pan za szczególnie mocne, a na które chce pan postawić jeszcze większy nacisk?

Chcemy się bardziej rozwijać w sektorze przedsiębiorstw. Mamy zamiar jeszcze szybciej rosnąć w obszarze mikro, małych i średnich przedsiębiorstw. Stworzyliśmy w banku specjalny pion dedykowany temu obszarowi rynku. Jest on ważny z punktu widzenia rozwoju gospodarczego kraju. W obszarze bankowości korporacyjnej chcemy położyć większy nacisk na klienta korporacyjnego średniej wielkości. Jesteśmy liderem na rynku dużych firm, samorządów i rynku publicznego. Chcemy, by tak pozostało.

A jeżeli chodzi o cele finansowe na ten rok?

Podtrzymujemy wszystkie cele strategiczne, o których już informowaliśmy: planujemy stopę zwrotu z kapitału na poziomie 11,5 proc. Wskaźnik kosztów do dochodów wyniesie w granicach 40 proc., koszty ryzyka poniżej 50 pb. Chcemy pozostać liderem rynku, jeżeli chodzi o jakość bilansu, jakość zarządzania ryzykiem, będziemy kontynuować politykę ostrożnego i stabilnego zarządzania bankiem. Klienci depozytowi też powinni czuć, że Pekao to zdrowy i stabilny bank, w którym ich pieniądze są dobrze zarządzane.

Polskie banki muszą zaimplementować rozwiązania na zjawiska, które ich nie dotyczą

Czy klienci korporacyjni doceniają to, że bank został zrepolonizowany?

Tak. Czują, że w sytuacjach trudniejszych może być to dużą zaletą. Repolonizacja oznacza w procesie kredytowym jeden krok mniej, zwłaszcza w dużych ekspozycjach, kiedy firmy nie muszą jeszcze raz być przeglądane przez centralę za granicą, która może nie mieć zrozumienia dla lokalnej specyfiki. Daje to firmom większy poziom bezpieczeństwa. To, że jesteśmy instytucją, która funkcjonuje w Polsce nieprzerwanie od 90 lat, przypomina nam też, że z klientami będziemy na dobre i na złe; że pomożemy im rosnąć w czasach dobrej koniunktury i będziemy z nimi w okresach spowolnienia. Na pewno – pracując z Bankiem Pekao – żaden z nich nie będzie miał wrażenia, że – jak w sławnym powiedzeniu – bankier to ten, który pożycza parasol, kiedy świeci słońce, a zabiera, kiedy zaczyna padać deszcz.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych