Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Głos na poniedziałek, czyli subiektywne podsumowanie weekendu

Krystyna Szurowska

Krystyna Szurowska

ekonomistka i publicystka

  • Opublikowano: 5 sierpnia 2013, 15:14

    Aktualizacja: 5 sierpnia 2013, 15:16

  • Powiększ tekst

Na sezon ogórkowy to ja już nic poradzić nie mogę. Mało się dzieje, co ważniejsi politycy na urlopach i jak mówił bohater pewnego serialu „no i co pan zrobisz, jak nic pan nie zrobisz?”. W UK prawie wszystkie portale zajęły się doradztwem. Kiedy najlepiej zacząć się ubezpieczać, albo jak obniżyć ratę kredytu mieszkaniowego. Co sadzić w ogródku, gdzie kupować skarpety, ile pieniędzy wydaje zarząd Dominos Pizza. Ogólnie na sierpień można by równie dobrze wyłączyć zakładkę „Finance” i w zasadzie nic by się nie stało. Czy tylko ja nie jestem na urlopie?

Wielka Filantropia

Kryzys finansowy, a raczej efekt ekonomistyki Keynesa spowodował ogromny spadek w sektorze dobroczynności i pomimo „recovery” w innych segmentach rynku, dzisiejszej filantropii nadal daleko jest do tej sprzed kryzysu. W Wielkiej Brytanii charytatywność jest na o wiele wyższym poziomie niż w innych krajach Europy, a i tak nadal brakuje jej 10-15 lat, aby być na takim poziomie jak w Stanach Zjednoczonych. Z tej przyczyny premier Cameron oświadczył, że chce wykorzystać brytyjską prezydenturę w G8, aby tworzyć nowe projekty w zakresie social impact investments. Nie wiem, czy premier UK zdaje sobie z tego sprawę, ale charytatywność to przeciwieństwo socjalu, więc w jaki sposób on chce mieć wpływ na rozwój filantropii? Oczywiście, gdyby proponował zmniejszenie podatków i brak sztucznych barier w biznesie typu koncesja, czy państwowy monopol, z pewnością przyczyniłby się do powiększenia rynku bezinteresownej pomocy, ale nie sądzę, aby przy pomocy prezydentury G8 mógł tego dokonać. W dzisiejszym układzie polityczno-gospodarczym powinniśmy nadprzyrodzonym siłom dziękować, że filantropia w ogóle istnieje. Nie wiem, czy jest na świecie bardziej tłumiona działalność ludzka. Z jednej strony uśpienie instynktów poprzez podatki i rozdawnictwo socjalne, a tym samym o wiele niższe dochody przedsiębiorców. Do tego jeszcze dochodzi brak rzetelnej edukacji ekonomicznej, z której dowiadywalibyśmy się, dlaczego w naszym interesie (także ekonomicznym) jest dobrowolna działalność na rzecz wspólnoty. Cameron obiecuje więc, że przy pomocy środków, które zabiły charytatywność pobudzi ją do życia. Poczucie humoru?

Polityka prorodzinna

Do tej pory Chińczycy nie uchodzili za wzór polityki prorodzinnej. Zezwolenie na posiadanie tylko jednego dziecka doprowadziło do powszechnej, przymusowej aborcji oraz sterylizacji, jak kraj długi i szeroki. Na dwoje dzieci zezwolenie miały tylko niektóre mniejszości etniczne oraz rolnicy, jeśli ich pierwsze dziecko to dziewczynka. Według ostatnich danych ta polityka doprowadziła do tego, iż w Chinach na jednego emeryta przypada 5 pracujących. Nam w Europie może się to wydawać dużo, jednak Chińczycy dużo lepiej radzą sobie z zapobieganiem i już teraz wiedzą, że jeśli nie zmieni się polityka jednego dziecka za 20-30 lat może być kiepsko. Premier Li Keqiang mówi o anachronizmie – polityka jednego dziecka w czasach, gdy brakuje nam pracowników, to demograficzna bomba czasowa.  Stąd pomysł na wycofanie się z zakazu posiadania więcej niż jednego potomka i zastąpienie jej polityką dwójki dzieci dla rodziców, którzy sami są jedynakami. Według chińskich władz ma spowodować to ogromny baby boom. Być może w tym szaleństwie jest sens – przez lata zakazywane drugie dziecko może okazać się najbardziej pożądanym „towarem”, a rok, w którym Chińczycy otworzą się na rodzeństwo być może okaże się najbardziej dzietnym w historii świata. Może i skuteczna będzie ta chińska polityka dzietności, ale ja jednak pozostanę zwolenniczką amerykańskiego sposobu na baby boom.

Chińskie Mleczko

W Polsce mamy ptasie, w Chinach zanieczyszczone. Nowozelandzki koncern mleczarski Fonterra, największy eksporter produktów nabiałowych, wprowadził na rynek mleko dla dzieci zakażone bakterią powodującą zatrucie jadem kiełbasianym. Kiedy afera wyszła na jaw nie tylko akcje firmy poszły w dół, ale również umocnił się dolar australijski, co pokazuje jak ogromny wpływ na gospodarkę Nowej Zelandii ma ten jeden koncern. Fonterra przeprosiła za zaistniałą sytuację, jak również zapewniła, że mleko jest już w zupełności bezpieczne. „Rodzice mają prawo wiedzieć, że produkty dla dzieci oraz inny nabiał jest w pełni nieszkodliwy i bezpieczny” powiedział Theo Spierings, prezes na Chiny. Myślę, że rodzice pobiegli już do sklepu po produkty Fonterry na jednej nodze, wszak zapewnienia pana prezesa dystansuje ryzyko zatrucie jadem kiełbasianym! Tym bardziej, że to nie pierwsza wpadka Fonterry w segmencie odżywiania dzieci. W 2008 roku szóstka dzieci zmarła, a 300 tysięcy trafiło do szpitali po spożyciu „nieszkodliwych i bezpiecznych” produktów pochodzących z fabryki Fonterry w wyniku zatrucia melaminą. Ciekawe jak zmieniłoby się PKB Nowej Zelandii, gdyby Fonterra upadła...

Mocne dolce

Jeśli jedziesz na wakacje do US mogą one być odrobinę bardziej kosztowne niż w zeszłym roku – donosi The Economist. To bardzo nietypowe, ponieważ od lat 90 obserwujemy stały spadek wartości dolara, a w tym roku zielony się umocnił. Na to wpływ może mieć szereg przyczyn, między innymi zapewnienie Rezerwy Federalnej, iż wykup obligacji przy pomocy nowo wydrukowanych pieniędzy (cóż za podwójny absurd!) niedługo zacznie wygasać. Poza tym podobno Ameryka przechodzi „recovery” i już się otrząsnęła z kryzysu, a najbliższy wzrost PKB będzie wynosić 2,7%. Bezrobocie też zmalało i podobno w samym czerwcu blisko 195 tysięcy ludzi znalazło pracę poza sektorem rolniczym. No po prostu w tych Stanach żyć nie umierać, co oczywiście jest zasługą pierwszego czarnego prezydenta. Z wyliczanek należy pominąć fakt, ilu obywateli przeszło na znaczki żywnościowe (food stamps), ilu na rentę, jak rozrosła się administracja publiczna lub też ile kosztuje benzyna, bo mogłoby się okazać, że ten wzrost to w czarnych barwach się maluje.

HGW

Nie wiem, co można powiedzieć o rządach Hanny Gronkiewicz-Waltz tak, aby nie używać słów niecenzuralnych. W Newsweeku pojawił się wątpliwej jakości artykuł na temat widma bankructwa stolicy. Według redaktora Omachela, autora tego artykułu wszystkiemu winne jest prawo, wedle, którego miasto musiałoby zwrócić 20 mld złotych tytułem odszkodowań za przywłaszczenie sobie prywatnego mienia. Napisał też, że jeżeli sejmowi nie uda się „przepchnąć” ustawy reprywatyzacyjnej to „żegnaj druga linio metra, żegnajcie przedszkola i żłobki”. Pomijam już fakt, że z drugą linią metra każdy roztropny mieszkaniec stolicy pożegnał się na etapie planowania, a przedszkola i żłobki to nie jest temat, którym władze jakiekolwiek powinny się zajmować. Bardziej natomiast bulwersujący jest wydźwięk artykułu, który przedstawia nam reprywatyzację i ludzi żądających odszkodowań za utracone mienie, jako cwaniaczków, którzy doprowadzają Warszawę do ruiny, bo im się własność odzyskać zachciewa. Prawda jest taka, że Warszawę do ruiny doprowadza HGW, która wydaje miliony złotych na festiwale „kultury”, na które nikt nie przychodzi, nie potrafi odpowiednio zawiadywać organami jej podległymi jak np. MPWiK, dzięki czemu po deszczu mamy zatkane studzienki do tego stopnia, że samochody toną etc. Z kolei reprywatyzacja to oddanie zawłaszczonego mienia, zatem nie kolejny wydatek, a zwrot długu! Skoro, więc zwrot długu ma doprowadzić stolicę do bankructwa, znaczy, że wydaje więcej niż ma, a więc jest beznadziejnie zarządzana. Bulwersująca jest moralność ekonomiczna polskich opiniotwórczych redaktorów!

Dobrego tygodnia!

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych