Głos na poniedziałek, czyli subiektywne podsumowanie weekendu
Można dostać szału. Nic dziwnego, że przeciętny człowiek nie orientuje się w tematach naokoło gospodarczych, skoro dziennikarze najbardziej opiniotwórczych mediów ukazują nam świat do połowy obcięty! Zadaniem publicystów wydawałoby się jest przedstawienie spraw aktualnych w jak najszerszym kontekście. Płytka analiza nie jest wartością dodaną! Jak już się Państwo domyślają dzisiejszy głos bazować będzie na przecieraniu kiepskiej jakości obrazu wyłaniającego się z mediów. Zaczniemy od Stanów Zjednoczonych, a później zobaczymy jak się rozkręci.
Długów po sufit
Większość nagłówków i leadów głosi, iż jeżeli kongres nie podniesie „debt ceiling” do 17 października, Stany Zjednoczone czeka krach w sektorze publicznym, ponieważ w skarbcu tylko myszy, a pożyczyć więcej zakazuje ustawa. Wszyscy dziennikarze mniej lub bardziej obeznani w temacie komentują sprawę w tonie „musimy zrobić wszystko by podnieść sufit zadłużenia”, a zdecydowana większość z nich dodaje półgłosem „a wszystko przez tych skąpych kapitalistów republikanów, co to nie wiedzą, że dług tworzy dobrobyt, nie wspominając o tych odchyleńcach z Tea Party”. Jestem w szoku, że nikt, ale to nikt (rozmowa jest o mediach poczytnych) nie pokusił się o stwierdzenie, iż należałoby wyciągnąć konsekwencje z niefrasobliwości rządzących, którzy doprowadzają do takiej sytuacji, że na 3 miesiące przed końcem roku brakuje pieniędzy w budżecie! Przecież taki scenariusz rządzący Ameryką socjaliści pisali od momentu ustalania budżetu na 2013 rok – wiedzieli ile mają pieniędzy, ile mogą wydać, dlaczego więc po pierwsze ustalili kosztorys na który ich zwyczajnie nie stać, świadomie i bez idei wyższej marnotrawiąc obywatelski grosz?! Po drugie, znali wysokość „sufitu zadłużenia”, zatem nie dość, że zaplanowali wierzytelność to jeszcze powyżej znanego im wcześniej limitu! To jest prawdziwie skandaliczne, bo niby w czyim interesie jest podnoszenie teraz publicznego zadłużenia? Na pewno nie obywatela (być może jest to przyczynek do nazwania demokratów partią „prawdziwie obywatelską”, wzorując się na historii partii rządzącej pewnym krajem w Europie środkowej), ponieważ to z jego kieszeni trzeba będzie sfinansować demokratyczne defraudacje, inflacje oraz gigantyczne odsetki. Skąd więc ten dziennikarski pęd do takich płytkich komentarzy? Przecież to idealny pretekst do przejechania się walcem po demokratach kilkakroć! A nie... od razu zarzucono by im rasizm. Trochę naciągane byłby te zarzuty, ale jak to mówią „jaki czarnuch taki rasizm”.
Ekonomia w potrzasku
Kolejna sprawa amerykańska, czyli nudny „shutdown”, który mam wrażenie, podnieca tylko Nancy Pelosi. Przedstawienie kukiełkowe zostało zorganizowane przez demokratów wręcz idealnie. Wmówili wszystkim, a najbardziej Radkowi Sikorskiemu, że przez to, że republikanie i ci szaleńcy z Tea Party chcą dopuścić do zniszczenia życia całemu społeczeństwu (alt. wprowadzenie Obamacare), ci muszą w ramach oszczędności zamknąć... Statuę Wolności. Może trudno w to uwierzyć, wszak to rządowa inicjatywa, ale ten obiekt przynosi zyski! Jaka więc oszczędność w zamykaniu jej? Albo jaka jest oszczędność w zamykaniu parku, zatrudniając strażnika normalnie pilnującego porządku, aby nikt tam nie wchodził? Wysłanie na urlop urzędników jest zwyczajnie zabawne – przecież za ten czas i tak trzeba będzie im wypłacić pensję! Poza tym 90% społeczeństwa świadomie lub nie, wolałoby, aby tych wszystkich pracowników administracji wysłać na dożywotni przymusowy urlop, bo z tych ich prac to więcej szkód niż korzyści. Jak możemy więc poważnie traktować wystąpienia demokratów, którzy twierdzą, że shutdown spowodował dysfunkcję wielu obszarów? Jednak zdecydowana większość popularnych mediów bezrefleksyjnie powtarza mantrę, jakoby przestój był spowodowany skandalicznym zachowaniem odchylenia prawicowo-narodowego. Czyżby Radek Sikorski był zagranicznym korespondentem wszystkich bardziej opiniotwórczych mediów na Starym Kontynencie?
Porozmawiajmy o rzeczach przyjemnych
Zerkając za kanał La Manche można nabrać trochę optymizmu. W końcu świat w poniedziałek nie może być aż tak fatalny! Otóż w UK został powołany panel dyskusyjno-badawczy i to nie taki jak minister Bury urządził w Kazimierzu, tylko taki na trzeźwo i o konkretnych celach. Otóż, zostały zaproszone ważne dla brytyjskiego biznesu postaci, tak jak na ten przykład prezes Marks&Spencer, a celem spotkań było przeprowadzenie badań oraz opiniowanie w kwestii tłumiących biznes przepisów unijnych. Komisja podobno porozmawiała po swojemu z setkami przedsiębiorstw funkcjonujących na terenie Zjednoczonego Królestwa, a owocem pogawędki jest raport, na razie do wglądu jej wysokości Camerona Davida, ale już przy wtorku będziemy mogli wszyscy zobaczyć jak miażdżą uniokratów. Jak donoszą media, raport skupia się na 3 obszarach dotkniętych najbardziej unijną gangreną – regulacje dot. środków chemicznych, zdrowie i bezpieczeństwo oraz prawo pracy. Dokument ma posłużyć prime ministrowi za bazę do dyskusji ze specjalistami, a w późniejszym czasie jako podstawa do kłótni na szczeblu wewnątrz unijnym. Znając Davida po dyskusjach z raportu zostaną tylko powyciągane słowa ułożone w szereg, tworzący socjalistyczne hasła. Chociaż trzeba mu przyznać, że od kiedy George Osborne wymyślił koniec kryzysu, to chłopak ma dostał zapału, więc może i jakiś większy pożytek z tego będzie. Inicjatywna zatem była w dobrym kierunku. Podobno Donald Tusk miał taką samą, tylko zamiast w przedsiębiorstwach zorganizował ją w urzędach i wyszło na to, że unijnych regulacji w sektorze biznesowym jest zdecydowanie za mało. Czym prędzej zgłosił to komisji.
Tymczasem życzę Państwu dobrego tygodnia i zalecam się nie martwić, bo do piątku już tylko 5 dni!
---------------------------------------------------------------------
---------------------------------------------------------------------
Zachęcamy do odwiedzenia naszego internetowego sklepu wSklepiku.pl!
Tylko tam, możesz nabyć bardzo atrakcyjne gadżety portalu!
Zestaw toreb zakupowych wPolityce.pl
oraz