Czy to już kryzys gospodarczy, czy tylko plotki i niepotrzebna panika?
Słowo „kryzys” jest coraz częściej widoczne na portalach ekonomicznych i słyszane podczas inwestorskich rozmów. Patrząc na sytuację rynkową faktycznie są powody ku temu, by się bać: ostra faza bessy na rynku surowców, coraz mocniejsze spadki na rynkach akcyjnych, rosnący koszt pieniądza na rynku międzybankowym, obawy o europejski sektor bankowy czy wreszcie możliwe twarde spowolnienie w Chinach. Napięcie jest zatem bardzo duże, a na rynku pojawia się coraz więcej różnego rodzaju plotek.
Niewątpliwie w tarapatach znalazła się Japonia – jen właśnie zaliczył dwudniową serię umocnienia, która skalą równa się z wydarzeniami z 1998 roku, czyli azjatyckiego kryzysu finansowego. Od początku roku jen zyskał już ponad 6% względem dolara, a to oznacza, że mniej więcej o podobną kwotę spadną zyski japońskich spółek, co może wpłynąć na wyhamowanie wzrostu gospodarczego, który i tak pozostaje mizerny. Ma to wpływ również na inflację, ponieważ produkty, które Japonia importuje są tańsze. Czyli krótko mówiąc Bank Japonii oddala się od realizacji swoich celów i stąd rosnące oczekiwania na kolejne już luzowanie ilościowe.
Nie dość, że Bank Japonii już teraz prowadzi rekordowo wysoki program QE (biorąc pod uwagę wielkość gospodarki), to jeszcze niedawno wpasował się w nową modę wśród banków centralnych i uciął stopy procentowe poniżej zera (konkretnie jedną). Te działania na razie nie przynoszą skutku, a inwestorzy walczą o walutę i obligacje kraju, którego dług publiczny przekracza 230% PKB. Interwencja ze strony BoJ faktycznie jest bardzo prawdopodobna, co tylko potwierdza dzisiejsze spotkanie premiera z ministerstwem finansów i wypowiedź doradcy premiera ABE dla WSJ, który stwierdził, że Bank Japonii może zwołać nadzwyczajne spotkanie, aby podjąć dodatkowe kroki luzujące politykę monetarną. Co ciekawe, rynek na razie nie specjalnie przejmuje się Bankiem Japonii, bo jen pozostaje mocny i kurs USDJPY oscyluje wokół 112. Bank Japonii wielokrotnie pokazywał jednak, że jak działa, to z rozmachem, dlatego warto wziąć to pod uwagę grając na dalsze umocnienie jena.
Janet Yellen nie zdołała uratować rynku akcyjnego podczas dwudniowego wystąpienia w Kongresie. Yellen powiedziała, że FED ocenia wpływ ujemnych stóp procentowych na gospodarkę, ale z drugiej strony, że kolejnym ruchem będzie podwyżka stóp procentowych, tylko może zostać opóźniona. Czyli nie dowiedzieliśmy się nic specjalnego, choć oczekiwania były duże. W marcu swoją szansę dostanie Mario Draghi. Inwestorzy uważnie śledzą jeszcze jeden rynek – ropy naftowej, która w tym roku stała się swoistym barometrem nastrojów. Wczoraj, po tym jak baryłka WTI spadła do poziomu 26 USD na rynek napłynęła informacja, że OPEC jest gotowy do cięcia produkcji (kolejna taka informacja w ostatnich tygodniach), co momentalnie podbiło cenę ropy. Tym razem plotkę przekazał WSJ za ministerstwem energii Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Bez cięcia produkcji w krajach kartelu cena ropy pozostanie w obecnym trendzie, a to nadal będzie negatywnie wpływało na rynek giełdowy.
Na razie mamy do czynienia z paniką rynkową, która nie jest kryzysem gospodarczym. Obawy o spowolnienie gospodarki światowej są w pełni uzasadnione, ale pytanie brzmi czy to usprawiedliwia aż tak mocne spadki na rynku akcyjnym i tak dużą awersję do ryzyka. Aby panika inwestorów nie przerodziła się w prawdziwy kryzys musimy zobaczyć odbicie cen ropy naftowej, lub niestandardowe działania banków centralnych na wielką skalę.