Hossa na Wall Street, wielcy inwestorzy się mylą?
Nie tak dawno temu pisaliśmy o nieśmiałej próbie korekty na Wall Street. Indeks Dow Jones Industrial notując siedem spadkowych sesji spadł o mniej niż 1,5%. Przy tak długiej serii spadkowej to rekordowo mała przecena. Sprzedającym najwyraźniej brakowało siły. Na rynku kontrole utrzymują byki, co pokazała piątkowa sesja.
Doskonałe dane z rynku pracy doprowadziły do kontrataku popytu, który bez problemu wyprowadził indeks S&P500 na historyczne maksima. Tak wysoki przyrost zatrudnienia może świadczyć o tym, że z gospodarką Stanów Zjednoczonych wcale nie jest tak źle, jakby się mogło wydawać patrząc na dane o PKB czy produkcji przemysłowej. Gospodarka jest cały czas napędzana przez konsumentów, a im więcej osób znajdzie zatrudnienie, tym większa będzie mogła być sprzedaż. USA wysyłają zatem różne sygnały, ale na razie optymizm przeważa. Mimo wszystko warto zachować ostrożność, ponieważ w pewnym momencie inwestorzy mogą złapać szerszą perspektywę i zwrócić uwagę na komplet fundamentów. Podobny proces odbył się ostatnio na rynku ropy, która szybko dokonała korekty potężnych wzrostów.
Przy okazji euforycznych wzrostów warto przypomnieć, że w ostatnim czasie kilku słynnych inwestorów naszych czasów wydało negatywne opinie odnośnie rynku. George Soros osobiście nadzoruje grę na spadki, Stan Druckenmiller poleca uciekać z rynku, Carl Icahn ma rekordowo wysoką pozycję krótką netto, a Bill Gross zaleca sprzedaż akcji i obligacji oraz inwestowanie w realne aktywa. Teoretycznie wszyscy mogą mieć rację, ponieważ wyceny akcji są niezwykle wysokie, co ogranicza pole do dalszych wzrostów. Na razie jednak ani gospodarka USA, ani Brexit, ani spadające ceny ropy nie są w stanie powstrzymać hossy. Pytanie zatem co musi się wydarzyć aby wielcy inwestorzy mieli rację? Sytuacja w Chinach raczej uległa stabilizacji, może kluczem do tej zagadki są wybory prezydenckie w USA?