Pora zdjąć różowe okulary
Seria dzisiejszych publikacji z Polski nie napawa optymizmem. Zawodzi zarówno produkcja przemysłowa, jak i rynek pracy. Na szczęście sytuacja nie jest – i raczej prędko nie będzie – tak zła, jak za naszą zachodnią granicą.
Dzisiejsze dane z kraju rozczarowały. Roczna dynamika produkcji przemysłowej w ostatnim miesiącu ubiegłego roku była niemal dwukrotnie niższa niż oczekiwał konsensus ekonomistów i wyniosła 2,8%. Jednocześnie produkcja odnotowała dwucyfrowy spadek w ujęciu miesięcznym. Na niekorzyść działały m.in. czynniki sezonowe, ale za spadek dynamiki nie można winić wyłącznie ich.
Wygląda na to, że wyraźne problemy sektora w Niemczech, z którymi kraj boryka się niemal od początku ubiegłego roku, ostatecznie zaczęły przekładać się na sytuację nad Wisłą. W przeciwieństwie do problemów Niemiec i mimo znaczącego spadku indeksu PMI dla polskiego sektora, który odnotowaliśmy w grudniu, w Polsce wzrost produkcji w ujęciu rocznym cały czas jest dodatni. To sugeruje, że spowolnienie ekspansji gospodarczej w kraju powinno być względnie łagodne i niczym w swojej skali nie powinno przypominać tego zza zachodniej granicy. Tam gospodarka w drugiej połowie roku prawdopodobnie o włos uniknęła technicznej recesji.
Wyraźny spadek dynamiki produkcji przemysłowej nie jest jednak konsekwencją jedynie zewnętrznych (i w części, miejmy nadzieję tymczasowych) trendów, ale też trudniejszej dla pracodawców sytuacji krajowego rynku pracy. Sugeruje to, że niezależnie od czynników zewnętrznych, w bieżącym roku trudno będzie liczyć na równie imponujący wzrost, co rok wcześniej. Raczej nie oznacza to jednak marazmu – roczny wzrost prawdopodobnie znajdzie się w widełkach 3-4%.
Warto wspomnieć, że dziś rozczarowują również inne dane – te z rynku pracy. Średnia płaca wprawdzie po raz pierwszy przekroczyła poziom 5 000 brutto, dynamika płac w sektorze korporacyjnym w grudniu wyniosła jednak jedynie 6,1% rocznie, tym samym była najniższa od września 2017 r. Częściowo winą należy prawdopodobnie obarczyć sektor górniczy, w którym nastąpiło przesunięcie premii, które wspierało wzrost w poprzednich dwóch miesiącach. Trudno jednak tym wytłumaczyć całą zmianę. To jednak jeszcze nie koniec niezbyt dobrych wiadomości – zgodnie z oczekiwaniami dynamika zatrudnienia po raz kolejny spadła, z poziomu 3% do 2,8% rocznie. Tym samym wskaźnik w grudniu osiągnął najniższy poziom ponad dwóch i pół roku.
Polska waluta w ostatnich godzinach również radzi sobie nieco gorzej. Nie jest to związane wyłącznie z danymi, ale dziś częściowo można to z nimi połączyć. Zmienność na złotym nadal jednak pozostaje bardzo niewielka.
EUR
Kurs EUR/PLN w czwartek wzrósł o 0,1%, wahając się w widełkach 4,28-4,29. Wczorajsze dane o inflacji w strefie euro nie przyniosły większych zaskoczeń. Inflacja bazowa nadal nie wykazuje trendu wzrostowego, co sugeruje, że Europejski Bank Centralny w ciągu najbliższych kwartałów nie powinien decydować się na podwyżki stóp procentowych. Szanse na nie może przynieść dopiero końcówka roku lub rok 2020.
GBP
Kurs GBP/PLN w czwartek wzrósł o 1%, wahając się w widełkach 4,83-4,89. Funt brytyjski był wczoraj jedną z najlepiej radzących sobie głównych walut. Szterling zyskiwał, wspierany przed oddalającą się perspektywę wyjścia Wielkiej Brytanii z UE bez porozumienia, czyli tzw. no-deal Brexit. Premier Theresa May w czwartek angażowała się w rozmowy międzypartyjne, rząd Wielkiej Brytanii dodatkowo sondował możliwość przeprowadzenia drugiego referendum. Jego przeprowadzenie zgodnie z doniesieniami mogłoby potrwać nawet ponad rok.
Dziś funt radzi sobie nieco gorzej. Waluta traci, co można uznać za ruch korekcyjny, funtowi dziś jednak nie sprzyjają dodatkowo dane makro. Dynamika sprzedaży detalicznej w końcówce roku spadła o 0,9% w ujęciu rocznym i o 1,3% rocznie po wyłączeniu paliw. Po ostatnich, słabych danych PMI dla najważniejszego sektora Wielkiej Brytanii – usług – to kolejny sygnał, że gospodarka Zjednoczonego Królestwa pod koniec roku nie radziła sobie dobrze.
USD
Kurs USD/PLN w czwartek wzrósł o 0,2%, wahając się w widełkach 3,75-3,77. Amerykańska waluta wczoraj zyskała w relacji do euro, jednocześnie również poddała się sile funta brytyjskiego.
W USA w ostatnim czasie uwaga skupia się na dwóch kwestiach: zamknięciu rządu oraz negocjacjach z Chinami. I w jednym, i w drugim przypadku pojawiają się plotki, które raz na jakiś czas wzruszają sentymentem do dolara, jednak póki co nie przekładają się na żadne kluczowe rozstrzygnięcia.
Dane płynące wczoraj z USA były dobre: cotygodniowe szacunki liczby zadeklarowanych bezrobotnych w USA okazały się nieco niższe od oczekiwań. Z kolei indeks przemysłowy Fed z Filadelfii w styczniu odnotował poziom niemal dwukrotnie wyższy od zakładanego przez konsensus, sugerując być może, że amerykański przemysł może jednak nie doświadczać w tak znaczącym stopniu skutków wojny handlowej, jak obawiano się wcześniej. Uwzględniając jednak pozostałe dane dla sektora, które były publikowane w ostatnim czasie, optymizm nieco gaśnie: niewykluczone, że jest to po prostu krótkotrwała anomalia jednego wskaźnika, która nie musi o niczym świadczyć.