Prof. Ancyparowicz: Mieliśmy trzy fazy inflacji
Mieliśmy trzy fazy inflacji – mówi prof. Grażyna Ancyparowicz, doradczyni prezesa NBP i była członkini Rady Polityki Pieniężnej w rozmowie na antenie telewizji Biznes24. Pierwsza z nich po covidzie, drugą nazywa energetyczną a jako trzecią wskazuje pogoń za wysokimi marżami.
Jak mówi prof. Ancyparowicz: w Polsce, jak szacuje Narodowy Bank Polski, ok. 60 procent wskaźnika inflacji konsumenckiej w ostatnim czasie, jest wywołane bardzo wysokimi marżami, „na których skorzystały głównie bardzo duże, bogate, wiodące firmy”.
„No, bo te młodsze to musiały się dostosować kupując wszystko drożej i jeżeli nie chciały zamknąć biznesu, to też musiały na różne sposoby albo podnosić ceny, albo obniżać jakość usług, czy zmniejszać gabaryt tych produktów, które oferowały. No nie wiem, jak różnie sobie różnie radzili. Ale fakt jest faktem, że mieliśmy trzy takie fazy inflacji” – mówi prof. Ancyparowicz w rozmowie z Biznes24.
Pierwsza – pocovidowa – kiedy popyt został uwolniony „i jest eksplozja. Brakuje towarów, eksplozja popytu, brakuje towarów. Nawet ceny nam poszły w górę”.
„I to była ta pierwsza faza. I tam był głównie rok 2021. Ale nie cały. Jesienią zaczęły się bardzo silnie ujawniać, jeżeli chodzi o inflację skutki tego przygotowywania się Rosji w gruncie rzeczy do wojny, bo zaczęły rosnąć tam gwałtownie ceny gazu, energii, wszelkich surowców i tak dalej. Bo tam pewnie jakieś pantoflową pocztą wiedzieli ci, którzy na tych rynkach operują, że warto robić zapasy albo warto skorzystać z okazji. No i potem mieliśmy trzecią fazę podbijania inflacji, ona trwała stosunkowo najdłużej” – mówi doradczyni prezesa NBP.
Jak dodaje ta faza zaczęła się na świecie przez czołowe firmy światowe, które wykorzystały sytuację i podniosły marże.
„U nas takie bardzo silne wzrosty cen niezwiązane ani z jakąś luką popytowa czy szokami kosztownymi, one w gruncie rzeczy zaczęły się w okolicach marca 2022 roku. I to trwało mniej więcej do listopada” – dodaje prof. Ancyparowicz.
Komentując obecny poziom inflacji (GUS poinformował w tzw. szybkim szacunku, że inflacja w lipcu wyniosła 10,8 proc.) mówi, że dwa miesiące z rzędu zanotowano zerowe wzrosty, a w lipcu spadek cen.
„Trzeba tylko się jeszcze tutaj zastanowić na ile on jest trwały” - dodaje.
Ja mam nadzieję, że tak. Że mimo, że rosną nam ceny żywności, bo mamy określoną sytuację polityczną a jeszcze geopolityczną, to trzeba mieć nadzieję, że jednak nie będzie tak bardzo silnej presji cenowej, jeśli chodzi o rynek żywności. No a jeśli nawet będzie, to inne towary będą taniały, także częściowo zrekompensują te wysokie wydatki na żywność” – komentuje ekonomistka.
Zwraca uwagę, że w sytuacji, w której udział wydatków na żywność jest duży, to żywność podbija inflację.
„Ale z drugiej strony są znacznie niższe w tej chwili ceny tych wyrobów wysokoprzetworzonych, niższe są ceny energii, niższe ceny transportu. Ja mówię o dynamice, a nie o bezwzględnym poziomie cen. W związku z tym jest nadzieja, że rzeczywiście ten cel inflacyjny będzie osiągnięty nieco wcześniej niż wskazywałaby na to nawet lipcowa prognoza NBP” – uważa prof. Ancyparowicz.
Według lipcowej projekcji inflacyjnej NBP, inflacja konsumencka wyniesie 11,9 proc. w 2023 r., 5,2 proc. w 2024 r. i 3,6 proc. w 2025 r. Inflacja CPI powróci do przedziału odchyleń od celu inflacyjnego NBP - określonego jako 2,5 proc. +/- 1 pkt proc. – w III kw. 2025 r.
Czytaj także: Prof. Wnorowski o spadających cenach i tempie dezinflacji
rb