Polska powinna być fintechową Newadą
Polskim fintechom brakuje zmysłu biznesowego. Zwykle są one tworzone przez ludzi, którzy znakomicie znają się na technologii, ale nie umieją przełożyć swojego pomysłu na język biznesowy – powiedział Loukas Notopoulos, prezes Vivus.pl, podczas debaty o fintechach na XXVII Forum Ekonomicznym w Krynicy.
Startupy i fintechy ostatnio są w centrum uwagi. Poświęcono im sporo uwagi podczas XXVII Forum Ekonomicznego w Krynicy. Jednym w wydarzeń Forum była debata o tym, jak inwestować w fintechy – czyli spółki, zwykle całkiem młode, wykorzystujące nowe technologie, aby zaoferować nowoczesne usługi finansowe – tak, aby korzystał na tym budżet.
Uczestnicy dyskusji nie mieli wątpliwości – Polska dysponuje odpowiednią kadrą inżynierów i informatyków, aby stać się zagłębiem takich spółek technologicznych. Tyle że konieczne są jeszcze inne elementy, żeby ci ludzie mogli tworzyć nowe rozwiązania i zakładać firmy.
Brakuje pieniędzy. Nie możemy marzyć o pieniądzach takich jak na Zachodzie, ale agencje publiczne muszą śmielej wydawać pieniądze. Bo inaczej ludzie, którzy mogliby tworzyć firmy, wyjadą albo zmienią zainteresowania i nie będą już chcieli robić start-upów. Bez finansowania nie będziemy europejskim centrum fintechowym – powiedział Piotr Mazgaj, prezes Fritz Group, firmy budującej automaty do wymiany walut.
Ale rozmówcy zwracali uwagę, że pewnym problemem jest… rozmiar Polski. Bo jesteśmy dostatecznie dużym rynkiem, aby firmy technologiczne mogły się w nim rozwinąć, ale nie na tyle dużym, aby mogły zbudować swoją potęgę, rozwijając się wyłącznie w Polsce.
W Polsce zwykle mamy do czynienia z rynkiem 1,5 gracza. Przykładem może być Vivus, który ma 60 proc. rynku pożyczek w internecie. Poza nim jest wiele firm, ale większość jest niewielka. Podobnie jest w przypadku PayU, który również ma większość rynku, ale przecież jest wiele innych rozwiązań, które w większości nie zdobyły dostatecznej rozpoznawalności – powiedział prezes Vivusa. Ale jednocześnie, jak zwrócił uwagę, mamy już w kraju firmy fintechowe, które wyraźnie wybijają się na tle Europy._Taką firmą jest PayU, który przecież należy do najlepiej wycenianych fintechów na kontynencie – powiedział.
Jego zdaniem, powinniśmy w rozwoju branży fintechowej wykorzystać to, co pozornie może być wadą – czyli niskie koszty oraz bliskość Niemiec.
Wiadomo, że wszystkie amerykańskie startupy chciałyby mieć siedziby w Kalifornii, tam, gdzie Google czy Facebook. Tyle, że tam jest już bardzo drogo, biura są drogie i grunty podobnie. Więc stan Nevada, który jest obok, zaproponował, aby u niego rozpoczynały działalność firmy innowacyjne, których nie stać na biura w Kalifornii. Z myślą, że część z nich już w Nevadzie zostanie. I Polska może być taką Nevadą Europy, możemy być miejscem, w którym będą działać firmy, których nie stać na Berlin – powiedział.
Do tego, jego zdaniem, konieczna jest decyzja polityczna i realizacja tej decyzji. To nie jest tak, że nie ma branż, w których Polska byłaby liderem. Taką branżą jest tzw. outsourcing biznesowy. Kiedy kilkanaście lat temu wchodziliśmy do Unii Europejskiej, powstawała analiza, w której wzięto pod uwagę, w jakich dziedzinach posiadamy przewagi konkurencyjne. Taką przewagą byli ludzie – dobrze wykształceni i gotowi pracować za stawki mniejsze niż w innych krajach. Trochę to trwało, nim pierwsza firma zdecydowała się otworzyć centrum outsourcingowe w Polsce, ale kiedy to się stało i okazało się, że Polacy dobrze sobie w tym radzą, pojawiły się kolejne. Wraz z nimi pojawiły się technologie i know how. Te firmy szkoliły menadżerów, którzy potem byli podkupowani przez kolejnych, którzy się tutaj pojawiali. W rezultacie coraz więcej procesów przenoszona była do Polski i teraz już nie chodzi o niskie płace, ale w grę wchodzi już jakość usług, jaką gwarantują polskie kadry. Teraz tę drogę musimy powtórzyć przy fintechach – powiedział prezes Vivusa.
Uczestnicy przyznali jednak, że decyzja o rozwoju sektora fintech w Polsce zapadła. To nie jest tak, że w Polsce państwo nic nie robi. Kawał świetnej roboty robi Polskie Fundusz Rozwoju, który kopiuje rozwiązania izraelskie. Wiadomo, że za jakiś czas, za kilka lat będzie trzeba powiedzieć „sprawdzam”, ale widać, że coś się już dzieje – powiedział Marcin Petrykowski ze Standard&Poor’s Global Ratings.