„Sieci”: Brudna kasa na polski Majdan
.
Z wierzchu to organizacja pomagająca osobom ciemiężonym przez reżimy w krajach byłego ZSRS. Przyglądając się Fundacji Otwarty Dialog wnikliwiej, widać więcej: finansowanie przez podejrzane spółki z rajów podatkowych i niejasne kontakty z oligarchami z postsowieckich republik. Kluczową rolę odgrywa tu firma Bartosza Kramka, który od roku nawołuje do rebelii i obalenia rządu. Ustaliliśmy, dlaczego nasze służby uznały, że jego żona Ludmiła Kozłowska stanowi zagrożenie dla Polski – piszą w najnowszym numerze tygodnika Marek Pyza i Marcin Wikło.
W artykule „Brudna kasa na polski Majdan” dziennikarze opisują kulisy i metody działania organizacji, zwracając szczególną uwagę na fundusze organizacji. Marek Pyza i Marcin Wikło podkreślają, że w ciągu kilku lat fundacja zarobiła kilka milionów złotych oraz wskazują powiązania personalne szefostwa Otwartego Dialogu.
O fundacji zrobiło się w Polsce głośno w 2014 r., gdy mało znana organizacja wykreowała się na lidera pomocy ukraińskiej opozycji podczas Euromajdanu w Kijowie. Z perspektywy czasu widać, że małżeństwo Ludmiła Kozłowska i Bartosz Kramek doskonale zadbało o własny PR, eksponując np. logo FOD w każdym dostępnym miejscu i lgnąc do dziennikarzy oraz polityków wszystkich opcji. Po czasie stało się jasne, że był to moment uwiarygodniania się fundacji w oczach polskiej opinii publicznej. Fajni, młodzi, energiczni ludzie niekończący swojej działalności na wykrzykiwanych hasłach, ale niosący realną pomoc ukraińskim bojownikom o demokrację. To mogło imponować, ana skalę pomocy (transport kamizelek kuloodpornych wysłany dzięki posiadanej koncesji na handel bronią został zatrzymany na granicy) mało kto zwracał uwagę. Warto tu przytoczyć opinię Agnieszki Romaszewskiej, szefowej TV Biełsat, dobrze zorientowanej w sprawach wschodnich, która jeszcze przed deportacją Kozłowskiej napisała na Facebooku: „Fundacja odznaczała się dość specyficznym modus operandi na tle innych i specyficznym personelem. Nie dlatego, że na pierwszy rzut oka ludzie ci robili coś podejrzanego, tylko dlatego, że w swojej promocji byli niesłychanie wręcz nachalni i w tej nachalności sprawni. […] Mnie w fundacji cały czas niepokoiły dwie sprawy: specyficzny chłód w funkcjonowaniu, które bardziej wyglądało jak zapewnianie profesjonalnego »pozarządowego« serwisu (wierzcie mi, widziałam wielu ludzi zajmujących się pomaganiem i są to ludzie różni, ale pasję trudno pomylić z czymkolwiek innym) i zdumiewająca (to eufemizm) lista jej sponsorów. Tak czy inaczej, cichutka fundacja w czasie wydarzeń na Ukrainie urosła i stała się ważna, ale jej czołowi działacze, z panem Kramkiem na czele, utrzymywali, by tak rzec »low profile«. Aż tu nagle wyszli przed szereg i ruszyli z radami, jak zrobić polski Majdan – piszą Pyza i Wikło.
W rozmowie z Michałem Karnowskim zatytułowanej „Opozycji mówię wprost: prezes Kaczyński jeszcze nieraz da wam w kość” Tomasz Poręba mówi o planach Prawa i Sprawiedliwości w związku ze zbliżającymi się wyborami samorządowymi oraz o kluczowym zadaniu, jakie postawione zostało partii rządzącej.
Naszym podstawowym celem jest wygrać w jak największej liczbie sejmików, ale tak, by móc realnie tam rządzić, a nie być w opozycji, bo wszyscy się przeciw nam zjednoczą. Jeśli to się uda, zyskamy możliwość poprawy jakości rządzenia także w samorządach. To nie są czcze słowa. Dobrym przykładem jest Podkarpacie, gdzie PiS rządzi już w tej kadencji. Dzięki temu rozwój regionu bardzo przyspieszył. – czytamy w wywiadzie.
Polityk z entuzjazmem mówi o pracach nad projektem Via Carpatia, który – jak stwierdza – długo wydawał się nierealnym snem.
To najważniejszy projekt mojego politycznego życia. Cieszę się, że to tak dynamicznie idzie. Na Podkarpaciu wzrosły poważnie nakłady na sport, transport, w tym modernizację linii kolejowych, na kulturę, w tym muzea, biblioteki. Krótko mówiąc, harmonijna współpraca samorządu wojewódzkiego z rządem przyniosła potężny impuls rozwojowy. To samo chcemy zaoferować całej Polsce. Tak to chcemy prezentować w kampanii: głosując na PiS, głosujesz na skokowe przyspieszenie rozwoju swojego regionu, także dzięki dobrej współpracy z rządem – tłumaczy Poręba.
Piotr Skwieciński w tekście „Nie lekceważyć billboardów” komentuje kampanię, jaką kilka dni temu rozpoczęła Platforma Obywatelska. Choć jego zdaniem akcja opozycji nie spotkała się ze zdziwieniem społeczeństwa, obrazuje ona, do jakich rozmiarów urosła kłamliwa propaganda.
Oczywiście jest zbójeckim prawem opozycji uogólnianie wszystkiego i czynienie za wszystko odpowiedzialnych rządzących. Samo PiS przed 2015 r. czyniło to wielokrotnie, i nie zawsze miało rację. Niemniej obecna kampania jest pod tym względem szczególna. Powtórzę – kłamliwa. Nie w sensie nieprawdziwości części zawartych w sloganach opisów sytuacji (np. „wszystko drożeje”), tylko oczywistej sugestii (choć, rzecz jasna, twórcy billboardów zaprzeczyliby z faryzejskim oburzeniem), że między „wzięciem przez PiS milionów” (rozumiem, że chodzi o słynne premie) a słowami po przecinku zachodzi logiczny związek wynikowy. Czyli na przykład, że inflacja ruszyła dlatego, iż ministrowie pobrali nagrody. Czegoś tak potwornie prymitywnego intelektualnie i odwołującego się do sposobu pojmowania świata przez osoby najmniej rozwinięte umysłowo (tak, to synonim słowa „głupie”) w polskiej polityce dotąd nie było, przynajmniej na taką skalę. Nie była taka nawet kampania SLD z 2001 r., uznana wówczas za szczyt demagogii. Nie osiągnęła też – aż do teraz – tego poziomu, trwająca od 2005 r., rąbanina Platformy i PiS – wyjaśnia Skwieciński.
Stanisław Janecki objaśnia ukuty przez siebie termin „trzaskowszczyzna”, jakim określa zespół cech charakteryzujących zjawisko uwidaczniające się w obecnym społeczeństwie. Kandydat Platformy na prezydenta Warszawy – Rafał Trzaskowski, od którego nazwiska pochodzi sam termin, jest wzorcowym reprezentantem tego środowiska. Polityk, który – jak określa Janecki – jest pozornie lubiany, ale nie porywa wyborców.
Trzaskowszczyzna jest efektem filozofii ciepłej wody w kranie Donalda Tuska. Tworzą ją ludzie wygodni, przyzwyczajeni do wysokiego poziomu życia, trochę dandysi, którzy nie doświadczyli walki o byt w strukturach partii, korporacji, instytucji czy organizacji. To raczej outsiderzy mający o sobie bardzo dobre mniemanie, oczekujący docenienia z powodu pozycji społecznej i kulturowo-towarzyskiego zaplecza. Trzaskowszczyzna jest elitarystyczna i zamknięta, dlatego ma trudności z trafieniem do przeciętnych ludzi. Jest przeciwieństwem tego, co reprezentuje Patryk Jaki – dla niej arywista spoza „dobrego towarzystwa”. Trzaskowszczyzna bardzo by chciała być równie ważna i wpływowa jak swego czasu michnikowszczyzna, ale do tego jest chyba zbyt mało radykalna i zbyt mało skłonna do ciężkiej pracy oraz poświęceń. Ale ambicje ma wielkie – podsumowuje publicysta „Sieci”.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 27 sierpnia 2018, także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl