Informacje

kosmos / autor: pixabay
kosmos / autor: pixabay

Czas na podbój kosmosu

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 19 listopada 2018, 08:11

  • 0
  • Powiększ tekst

Czas na stworzenie programu umożliwiającego rozwój naszego rynku kosmicznego. Polska Agencja Kosmiczna tworzy go we współpracy z ministerstwami. Ma on pomóc w dalszym rozwoju polskim podmiotom, tak by mogły wypełnić główny cel Polskiej Strategii Kosmicznej - do 2030 r. zagospodarować 3 proc. sektora kosmicznego w Europie - powiedział szef PAK dr hab. Grzegorz Brona.

PAP: Trwają konsultacje Krajowego Programu Kosmicznego (KPK), przygotowywanego przez Polską Agencję Kosmiczną; czemu ma on służyć?

Grzegorz Brona: Krajowy Program Kosmiczny ma być drugą „nogą” pozwalającą na rozwój firm kosmicznych w Polsce. Pierwszą „nogą” jest współpraca z Europejską Agencję Kosmiczną (ESA). Co roku wpłacamy Agencji ok. 36 mln euro i nasze podmioty w ramach tych środków mogą pozyskiwać kontrakty na rozwój. Oprócz tego do Polski trafia know how z ESA, do której przystąpiliśmy w 2012 r. Po 6 latach członkostwa w Polsce realizujemy, bądź zrealizowaliśmy, przeszło 300 kontraktów z ESA; powstało u nas ponad 60 firm kosmicznych, które w 100 proc. lub prawie w całości ogniskują swoją aktywność właśnie na działalności kosmicznej. Zaczęliśmy też nawiązywać relacje z NASA, z innymi agencjami kosmicznymi, dla których nasze firmy dostarczają już pewne podsystemy.

Czas na stworzenie w kraju systemu, który będzie wspierał wykorzystanie rosnących możliwości naszych polskich firm kosmicznych. Stąd Polska Agencja Kosmiczna we współpracy z ministerstwami tworzy w tej chwili Krajowy Program Kosmiczny, który ma pomóc w dalszym rozwoju polskim podmiotom, tak aby mogły one wypełnić podstawowy cel Polskiej Strategii Kosmicznej, czyli do 2030 roku zagospodarować 3 proc. sektora kosmicznego w Europie.

PAP: Jaki okres obejmuje KPK i jaki ma budżet?

G.B.: Przygotowując Krajowy Program Kosmiczny Polska Agencja Kosmiczna wzięła pod uwagę kilka czynników wynikających z określonych ograniczeń. Chodzi o ograniczenia budżetowe, ale też te związane z poziomem rozwoju rynku kosmicznego w Polsce. Program nie może być za duży, bo nie będzie wystarczającej liczby podmiotów, które będą w stanie go wykonać. Program musi też być na tyle elastyczny, aby na różnych etapach rozwoju wesprzeć nie tylko przedsiębiorstwa, ale też instytucje naukowe i badawcze, ośrodki studenckie i uniwersyteckie czy administrację. KPK na tym etapie obejmuje lata 2019-2021. Będą to trzy lata bardzo intensywnych, wielokierunkowych działań: na poziomie związanym ze studentami oraz z przygotowaniem kadry po studiach, w obszarze wsparcia przedsiębiorstw, które już działają w sektorze kosmicznym czy na poziomie wsparcia polskich instytucji naukowych.

Program musi być w miarę krótki, a realizowane działania na tyle intensywne, by po tych trzech latach zainteresowanie polskich firm kosmicznych koncentrowało się na współpracy z państwem polskim raczej niż z ESA. Wtedy, około 2022 roku, można zaproponować kolejny program kosmiczny, być może dłuższy, być może jeszcze bardziej ambitny niż ten przygotowywany obecnie.

Kwoty, które mają być zagospodarowane w ramach budżetu w KPK, pochodzą z różnych źródeł. Jest budżet własny agencji, mamy też zamiar współpracować z jednostkami państwa i wykorzystywać środki, które już są w innych organizacjach, takich jak Narodowe Centrum Badań i Rozwoju (NCBR), Agencja Rozwoju Przemysłu czy Narodowe Centrum Nauki (NCN). Całkowity budżet przewidywany na realizację KPK w latach 2019-2021 wynosi ok. 200 mln zł.

PAP: Kto będzie mógł skorzystać z tych pieniędzy?

G.B: Program kosmiczny jest tworzony dla różnych grup interesariuszy. Z jednej strony bardzo mocny nacisk kładziemy na współpracę z firmami prywatnymi, w szczególności z sektora MŚP, ponieważ to one w perspektywie kilku lat mają na tyle urosnąć, by zgodnie z Polską Strategią Kosmiczną zagospodarować 3 proc. rynku europejskiego.

Z drugiej strony mamy na uwadze współpracę z naukowcami. Polscy astronomowie są rozpoznawalni na całym świecie, od 2013 roku mamy w kosmosie polskie satelity naukowe. Pora pomyśleć nad nowymi satelitami, nad zagospodarowaniem tych już stworzonych możliwości naukowych.

Z trzeciej strony mamy zamiar mocno skoncentrować się na rozwoju kadr dla polskiego sektora kosmicznego przez współpracę z uniwersytetami, organizację staży pouniwersyteckich czy współpracę z ESA przy wymianie studentów. Celem jest zapewnienie odpowiedniej liczby specjalistów do realizacji bardziej ambitnego programu kosmicznego, który narodzi się po roku 2022. Wtedy będziemy, być może, mówili nie o 200 mln zł, ale o kilku miliardach zł przeznaczonych dla polskich wykonawców, którzy mają być w ciągu najbliższych trzech lat przygotowani do wykonania tego programu.

PAP: W ramach tego programu mamy tworzyć pierwszego polskiego satelitę?

G.B.: Ależ polskie satelity już są w kosmosie! W 2012 roku warszawscy studenci wysłali w przestrzeń kosmiczną pierwszego satelitę testowego. Był mały - wielkości 10 cm, ale poleciał w kosmos i znaczna część systemów została przetestowana. Dwa lata później w przestrzeń kosmiczną zostały wyniesione dwa polskie satelity naukowe Brite o nazwie Lem i Heweliusz. One wciąż okrążają Ziemię i dostarczają dane naukowe. Już wkrótce na pokładzie amerykańskiej rakiety Falcon 9 Elona Muska polecą kolejne dwa: drugi satelita studencki z Politechniki Warszawskiej i fińsko-polski satelita stworzony przez prywatne firmy, który ma dostarczyć zobrazowania Ziemi w paśmie radarowym. To satelity polskie, bo zostały wykonane przez krajowe podmioty - studenckie i prywatne, samodzielnie bądź we współpracy z zagranicznym partnerem.

Wygląda na to, że w ciągu następnych kilku lat będzie wynoszonych coraz więcej polskich satelitów - wiemy o przynajmniej pięciu takich projektach, które są obecnie realizowane w różnych miejscach w Polsce.

A zatem mówiąc o polskim satelicie ma Pani zapewne na myśli satelitę wykorzystywanego na potrzeby obronności. Np. związanego z zabezpieczeniem zdolności rozpoznania obrazowego. Ale tutaj wychodzimy nieco poza zakres KPK i zmierzamy w kierunku spraw związanych z systemami obronnymi, które nie są bezpośrednio ujmowane w Krajowym Programie Kosmicznym. Przygotowujemy do wytworzenia systemów dla wojska w ramach tego programu, natomiast nie są one bezpośrednio ujęte w KPK.

PAP: Wraz z przystąpieniem do ESA otworzył się przed polskimi firmami nowy rynek.

G.B.: Polska wystartowała do wyścigu kosmicznego z 50-letnim opóźnieniem. Przed 2012 rokiem, zanim przystąpiliśmy do ESA, mieliśmy podmioty, które specjalizowały się w badaniu przestrzeni kosmicznej - w szczególności Centrum Badań Kosmicznych PAN. Wytworzono tam ponad 80 różnych instrumentów, które znajdują się lub znajdowały na sondach kosmicznych.

W 2012 r. dokonał się w Polsce rynkowy przełom. Otworzył się przed nami gigantyczny rynek europejski oferujący polskim firmom możliwości dostawy podsystemów i komponentów. Dzisiaj ten rynek nie jest już, niestety, wystarczający. Trzeba pójść o krok dalej i przymierzyć się do rynku prywatnego, niezwiązanego z Europejską Agencją Kosmiczną. Aby zrobić to najlepiej, trzeba zdefiniować nisze, w których polskie przedsiębiorstwa mogą zaistnieć - dziedziny, w których nie będziemy musieli gonić peletonu, który wystartował 50 lat temu. Nasze firmy wykorzystują idealnie tę szansę, bo już owe nisze zdefiniowały.

PAP: Jakie są zatem te nisze, czyli nasze specjalizacje kosmiczne?

G.B.: To nisze związane z mikrosatelitami i nanosatelitami, czyli obiektami dość małymi w stosunku do dużych satelitów produkowanych przez gigantów światowych. Ten rynek dopiero powstał i jest związany w znacznej mierze z miniaturyzacją elektroniki. 7 lat temu pojawiły się na świecie pierwsze podmioty, które zaczęły budować tę niszę. Obecnie mamy w Polsce przynajmniej pięć firm, które chcą się specjalizować w dostarczaniu mikro- czy nanosatelitów.

Drugą niszą są niewielkie rakiety - w szczególności suborbitalne. Ta dziedzina rozwija się od kilku lat, od kiedy na rynku pojawiły się pierwsze rakiety prywatne, które są w stanie wysłać obiekt do testów na wysokości 100 km, czyli w przestrzeń kosmiczną. W Polsce są już firmy i jednostki badawcze, które chcą się specjalizować dokładnie w tej niższy.

Trzeci obszar to robotyka kosmiczna, która może znaleźć zastosowanie w kilku dziedzinach. Chodzi m.in. o górnictwo kosmiczne, które prawdopodobnie będzie się w przyszłości dość szybko rozwijać. Za 20-30 lat będziemy już zapewne prowadzić wydobycie w kosmosie. I są polskie firmy, które zaczęły się specjalizować w podsystemach do tego wydobycia - takich jak wiertła czy żagle słoneczne. Ale są też firmy, które produkują czy też przymierzają się do produkcji podsystemów wykorzystywanych w misjach deorbitacyjnych, czyli takich, które będą usuwać z przestrzeni kosmicznej śmieci kosmiczne. Jednym z takich podmiotów, który należy do Skarbu Państwa, jest PIAP Space. PIAP to instytut, który dotąd specjalizował się w robotach saperskich. Teraz jego specjalizacją zaczynają być ramiona robotyczne wykorzystywane w przestrzeni kosmicznej do chwytania śmieci kosmicznych i kierowania ich ku atmosferze ziemskiej.

Czwarta nisza jest związana z danymi satelitarnymi. Narodziła się kilka lat temu wraz ze wzrostem liczby satelitów obserwacyjnych w kosmosie. Po orbicie krąży ich obecnie kilkaset. W Polsce powstało największe europejskie repozytorium danych satelitarnych Unii Europejskiej i bazując na nim możemy budować serwisy związane z danymi satelitarnymi. Polskie firmy, w większości start-upy, właśnie dostrzegają ten olbrzymi potencjał.

Widać więc, że krajowe podmioty nie chcą rywalizować z gigantami tam, gdzie owi potentaci wystartowali 50 lat temu. Chcą raczej dołączyć do grupy, która jest w blokach startowych lub właśnie startuje.

PAP: Na jakie przychody może liczyć nasz rynek kosmiczny?

G.B.: Przychody rynku kosmicznego w Polsce są wciąż powiązane ze współpracą z ESA, która jest największym odbiorcą polskich podsystemów kosmicznych. Mówimy tu o kwocie rzędu 100-120 mln zł rocznie. Kolejny element przychodów to EUMETSAT - organizacja związana z satelitami meteorologicznymi. W ramach jej programów na rynek polski może trafić rocznie kolejne kilkadziesiąt milionów złotych.

Inny obszar to European Southern Observatory (ESO) - największe budowane obecnie obserwatorium astronomiczne na Ziemi, w którym Polska uczestniczy. Nasze firmy mogą realizować konkretne zamówienia związane z kamerami, lustrami, mechaniką. To jest kwota rzędu kilkunastu milionów zł rocznie.

Unia Europejska w kolejnej perspektywie finansowania ma zapisany, na razie wstępnie, budżet rzędu 16 mld euro na europejskie programy kosmiczne. Polska jako członek UE może z tej kwoty korzystać. Nasze podmioty mogą pozyskiwać zlecenia w ramach np. programu Copernicus (obserwacji Ziemi), Galileo (programu nawigacyjnego), Future Launcher (związanego z rakietami nośnymi przeznaczonymi dla Wspólnoty) czy w ramach programu związanego ze śmieciami kosmicznymi. Te programy są obecnie definiowane.

Aspektem, o którym warto jeszcze wspomnieć, jest prywatny rynek globalny, do którego polskie firmy dzięki uczestnictwu w niszach technologicznych są w stanie bardzo szybko dotrzeć. Ten rynek rośnie w dużym tempie, bo został dostrzeżony przez olbrzymi prywatny kapitał, w szczególności amerykański. Chodzi o fundusze inwestycje tzw. venture capital. Te fundusze powoli trafiają również na rynek polski. Pierwsze takie transakcje przeprowadzone w Polsce związane z komercjalizacją przestrzeni kosmicznej, czyli rynkiem tzw. New Space czy Space 4.0, obserwowaliśmy kilka miesięcy temu.

Liczę, że Krajowy Program Kosmiczny zostanie uruchomiony w 2019 r. Mam nadzieję, że w miarę szybko przyczyni się do istotnego wzrostu kompetencji polskiego sektora kosmicznego i pozwoli po 2022 r. na tyle przeskalować się firmom, które powstały dzięki współpracy z ESA, żeby mogły wejść na rynek prywatny, który w tej chwili bardzo szybko rośnie. To jest chyba ten obszar, gdzie możemy nasz kawałek tortu wciąż wykroić, bo ten tort nie został jeszcze podzielony.

(PAP)

Powiązane tematy

Komentarze