Na choinkach zarobią głównie prywatni hodowcy drzewek
Sprzedawane na święta Bożego Narodzenia żywe choinki pochodzą przede wszystkim z prywatnych plantacji, szacuje się że na rynek trafia nawet 6 mln takich drzewek - informują Lasy Państwowe. Same Lasy mają niewielki udział w rynku, Sprzedają rocznie ok. 100 tys. drzewek świątecznych.
Rzeczniczka Lasów Państwowych Anna Malinowska wskazała, że popyt na żywe choinki rośnie.
Cenimy sobie w czasie świąt naturalność, autentyczność. Tak jak na świątecznych stołach nie ustawiamy plastikowej zastawy, tak i nie chcemy mieć plastikowych drzewek w domach” - dodała.
Jak wyjaśniła, sztuczne drzewka to najczęściej wyrób z Dalekiego Wchodu i niosą one dla środowiska poważne obciążanie, po pierwsze - to etap produkcji, a po drugie - transport takich drzewek przez tysiące kilometrów. Sztuczna choinka teoretycznie ma służyć wiele lat. Ale jak podkreśliła Malinowska, jest to jednak tylko teoria.
Zmieniają się mody, materiały, sztuczne drzewka się kurzą, blakną, niszczą. Wymienia się je dość często” - dodała.
Malinowska zwraca również uwagę na różnice w żywych choinkach. Większość świątecznych żywych drzewek pochodzi z wielkich plantacji. Na Pomorzu, gdzie panują najbardziej korzystne warunki bywają to setki hektarów. Areały gdzie choinki są uprawiane przez leśników są zdecydowanie mniejsze. Rosną one na głównie na gruntach gdzie nie może rosnąć wysokopienny las (las powstały z nasion, w którym cięcie wykonuje się dopiero, wtedy, gdy drzewa osiągnęły pełne możliwości rozwojowe). Leśnicy sprzedają również drzewka pochodzące z cięć, które rozrzedzają las.
Rzeczniczka dodała, że sprzedawane przez leśników drzewka to najczęściej rodzime gatunki takie jak świerk. Do ich uprawy nie są stosowane sztuczne nawozy, unika się też herbicydów, nie przycina gałęzi.
Malinowska przyznała, że sprzedawane przez przedsiębiorstwo „choinki”, to niewielka część rynku.
Co roku sprzedajemy ok. 100 tys. drzewek świątecznych. Współczesne choinki żywe pochodzą przede wszystkim z prywatnych plantacji. Szacuje się, że na rynek trafia nawet 6 mln takich drzewek - poinformowała.
Przedstawicielka LP poinformowała, że choinki są na tyle dostępne, że ich kradzieże z lasów stanowią marginalny odsetek. Straż Leśna w ostatnich latach ujawnia kilkadziesiąt tego rodzaju przypadków. Z roku na rok jest ich coraz mniej. Za wycięte drzewko grozi mandat w wysokości 500 zł. Te które są kradzione to najczęściej drzewka 10-letnie. Złodzieje wybierają te najładniejsze, okazałe, nieuszkodzone, czyli właśnie takie, jakie leśnicy chcieliby widzieć w przyszłości jako dorodne drzewa.
Staramy się w ogóle chronić lasy przed nielegalną wycinką, również w przypadku drzewek świątecznych. Corocznie organizujemy akcję +Choinka+, intensyfikując w grudniu patrole Straży Leśnej. Szczególnie w miejscach, gdzie mamy świerkowe, jodłowe młodniki o wymiarach +choinkowych+, z dobrym dojazdem, nieodległe od miejscowości. Na takie miejsca strażnicy zwracają szczególną uwagę, ale również instalują fotopułapki, tablice ostrzegawcze. Trzeba dodać, że efektem wzmożonych patroli jest przy okazji ustalenie innych rozlicznych naruszeń prawa: kradzieży drewna, dewastacji, kłusownictwa - wyjaśniła Malinowska.
Lasy Państwowe przypominają, że choinki po świętach można zagospodarować.
Nie wyrzucać ich po prostu na śmietnik, a wykorzystać do końca zgromadzoną w tych drzewach biomasę: rozdrabniając na zrębki do rozsypania pod roślinami, kompostując, czy spalając w piecu” - powiedziała rzeczniczka.
Świąteczne drzewka można również później zasadzić, o ile kupiliśmy je w donicach. Trzeba jednak pamiętać - tłumaczy Malinowska - by najlepiej były to drzewka od początku hodowane w donicy, tzn. z wykształconym już systemem korzeniowym. Powinny być to też drzewka małe (kilkudziesięciocentymetrowe), które w domu postoją maksymalnie dwa tygodnie. Powinny one też przebywać w nie za ciepłych pomieszczeniach o wyższej wilgotności.
Do tego należałoby je stopniowo przygotowywać do wystawienia na dwór, przenosząc na jakiś czas np. do garażu, cały czas podlewając - dodała Malinowska. (PAP)
PAP (autor: Michał Boroń)/gr