Rynki nie obawiają się drugiej tury?
To niekoniecznie dziwne
Stało się. Marine Le Pen odniosła swój życiowy sukces, tzn. prawdopodobnie – według sondażowych wyników – przeszła do drugiej tury wyborów prezydenckich we Francji. Jej rywalem jest Emanuel Macron.
Odnowiony Front Narodowy po liftingu kontra czterdziestoletni urzędnik o przekonaniach z grubsza socjalistycznych, choć oczywiście – jak to w post-polityce – zarazem centrowych, liberalnych i ogólnikowych. Lifting Frontu jest wyraźny, jeśli porównać partię z tym, co prezentowała w czasach dominacji ojca pani Le Pen. Przez kilka dekad był to sojusz narodowej prawicy różnych odcieni, czasem flirtujący z hasłami reaganowsko-thatcherystowskimi, czasem idący bardziej w protekcjonizm, ale zawsze nawiązujący (przynajmniej gdzieś w tle) do odwiecznych toposów francuskiej reakcji. Sam Jean-Marie Le Pen zaczynał przecież w kręgach poujadyzmu (był to anty-establishmentowy ruch kupiecko-rzemieślniczy o profilu antyfiskalnym i konserwatywnym) czy entuzjastów Algierii Francuskiej. Dziś jego córka odcina się od rozmaitych kontrowersyjnych wątków, a na swoich listach wyborczych eksponuje nawet osoby jawnie wliczające się do tzw. środowisk LGBT. W Polsce byłaby to (nie w ogóle, ale w środowiskach narodowych) rzecz nie do pomyślenia, ale tak samo nie przeszłoby u nas dość jawne przyznawanie się do trockizmu czy komunizmu (pomijając marginalne ugrupowania). We Francji natomiast takie właśnie przekonania reprezentuje p. Melenchon – inny ważny kandydat, który jednak do drugiej tury nie wszedł. Nawiasem mówiąc, postulaty gospodarcze Marine też są wzięte raczej z lewej strony, jeśli rozumieć przez to państwo socjalne (dla Francuzów, rzecz jasna!), interwencjonizm itd.
Ryzyko starcia Le Pen – Melenchon zostało zażegnane, pozostał duet Le Pen – Macron. Pomimo wszystkich przemian Frontu, i tak budzi on obawy mainstreamu politycznego i rynków finansowych. To oczywiste, bo partia i jej szefowa chcą wycofania Francji z Eurolandu, a nawet z UE, to zaś oznaczałoby już nie tyle kolejny wzrost dominacji Niemiec, ile początek końca całego projektu.
A jednak dziś rano euro potężnie zyskuje. Dolar tym samym traci, euro-złoty ma się nieźle, dolar-złoty idzie w dół. Jak to rozumieć? Wbrew pozorom, to proste. Establishment polityczny, a w ślad za nim rynek forexowo-giełdowy, nie wierzą w to, że Le Pen wygra w drugiej turze. Bardzo możliwe, że faktycznie przegra. Dla szefowej Frontu te 22 proc. (według wyników sondażowych) to już prawdopodobnie szklany sufit. Mimo wzrostu nastrojów anty-emigranckich ogół społeczeństwa wciąż niekoniecznie musi być przekonany do postulatów Frontu, szczególnie że wielu grupom zawodowym pewnie nie jest na rękę wyjście z Eurolandu i UE.
Dodajmy zresztą, że tradycyjnie tworzy się już polityczny kordon, który ma nie dopuścić Le Pen do prezydentury. Macrona popierają główne twarze socjalistów (premier Cazeneuve czy kandydat Hamon) czy centroprawicy (Jean-Pierre Raffarin, szef post-gaullistowskiej partii Republikanie, która wystawiła Francoisa Fillona).
A zatem dziś rano mamy na eurodolarze ok. 1,0840-50. To potężny skok. Rozbito najpewniej ów trend spadkowy, o którym pisaliśmy – przez maksima z 3 maja i 18 sierpnia 2016 oraz z końcówki marca 2017. W każdym razie został on naruszony, o ile ma jeszcze znaczenie. Zarazem potwierdzono, że silny jest trend wzrostowy (minima z początku stycznia, marca i kwietnia).
Z drugiej strony, to jednak pewna górka, rajd ulgi. Trzeba mieć to na względzie – na wypadek, gdyby np. Trump zaczął w najbliższym czasie wraz z Mnuchinem prezentować szczegóły swego planu podatkowego; czy gdyby Fed zaczął podkreślać, że utrzymuje jastrzębią politykę. Co więcej, nie jest przecież powiedziane, że szanse pani Le Pen są całkiem pogrzebane. Druga tura odbędzie się 7 maja, Front na pewno zmobilizuje siły. W ostatnich kilkunastu miesiącach mieliśmy przynajmniej dwa ostre zaskoczenia świecie: Brexit i Trumpa. Kto wie, jak będzie teraz?
Dziś w programie makro mamy niewiele. O 10:00 poznamy indeks Ifo z Niemiec, ważny dla tamtejszej gospodarki. O 12:00 w Wielkiej Brytanii mamy wskaźnik zamówień liczony przez organizację CBI. O 17:30 i 21:15 wypowie się Neel Kashkari z Fed. To obecnie niemal etatowy gołąb, tak więc jeśli będzie zapewniał, że nie trzeba się spieszyć z podwyżkami stóp itd., to nikogo nie zaskoczy.
Złoty całkiem silny
Na USD/PLN nie mamy bynajmniej czterech złotych, ale 3,9115-20. To po prostu odbicie ruchu na eurodolarze, a czego ten jest wyrazem – to już pisaliśmy. Złoty wrócił do dawno nie widzianych poziomów. Mimo wszystko sądzimy, że warto z nich korzystać, jeśli ktoś chce kupić tanio dolary – bo następne dni powinny przynieść raczej uspokojenie, lekką korektę i inne tematy niż Francja.
Euro-złoty lokuje się przy 4,2420. Tu również złoty się wzmocnił, wracając do dawnej konsolidacji, którą ostatnio dość gwałtownie opuścił. Dobrze mamy się także i w relacji do funta, tam wykres pozycjonuje się na poziomie 5 zł, a nie 10 groszy wyżej, jak to niedawno było.