Informacje

Zdjęcie ilustracyjne / autor: Pixabay.com
Zdjęcie ilustracyjne / autor: Pixabay.com

Strefy wolne... ale od czego?

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 29 listopada 2020, 09:00

  • Powiększ tekst

Oto najbardziej szkodliwy, antypolski fejk ostatnich tygodni!

Podstawowe rozeznanie w mechanizmach funkcjonowania mediów społecznościowych, odrobina marketingowego talentu i wywołujący emocje, potwierdzający stereotypy temat – to składniki, by przyrządzić fake newsa, mogącego posłużyć nie tylko do polaryzacji debaty publicznej, ale „twardych”, administracyjnych działań. Przekonuje się o tym Polska, będąca przedstawiana na świecie jako kraj, w którym działają „strefy wolne od LGBT”.

Emocjonalny wektor jest tu bardzo wyraźny. „Strefy wolne od LGBT” to miejsce, gdzie nie mogą żyć osoby homoseksualne i transseksualiści. To coś, za pomocą czego wyklucza się pewną grupę ludzi, odbiera się im należne innym prawa – jak Żydom w czasie niemieckiej okupacji Europy. Polskie strefy są więc tym samym, czym były tramwaje, sklepy czy dzielnice „Nur fur Deutsche”.

Oburzenie i fundusze

Reakcja cywilizowanego świata musi być w takiej sytuacji jednoznaczna i ostra. Najpierw mieliśmy więc falę potępienia przetaczającą się przez media, potem wypowiedzi mniej i bardziej istotnych polityków a w końcu formalne działania instytucji.

Unijna komisarz ds. równości Helena Dalli poinformowała o odrzuceniu kilku wniosków o środki na projekty w ramach programu „Partnerstwo miast”. „Wartości i prawa podstawowe UE muszą być szanowane przez państwa członkowskie i władze państwowe Z tego powodu 6 wniosków o partnerstwo miast dotyczących polskich władz, które przyjęły uchwały o „strefach wolnych od LGBTI” lub „prawach rodzin” zostało odrzuconych” – napisała na Twitterze pani komisarz.

Dalej było tylko gorzej. O możliwości wycofania wsparcia z Funduszy Norweskich dla obszarów, które „postanowiły ogłosić się strefami wolnymi od LGBT” poinformowało tamtejsze MSZ. Do sprawy stref nawiązała w swoim orędziu o stanie Unii szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Motywem mowy była „unia równości”, w której „wszyscy mogą być tym kim naprawdę są” – inaczej, niż w Polsce, gdzie przecież funkcjonują „strefy wolne od LGBT”.

Wszyscy powinni żyć bez obawy przed oskarżeniami lub dyskryminacją, bo bycie sobą to nie jest ideologia. To jest tożsamość i nikt nie może nikomu tego zabrać. Chcę postawić sprawę jasno: strefy wolne od LGBT to strefy wolne od wartości humanistycznych. Nie ma dla nich miejsca w naszej Unii Europejskiej - powiedziała von der Leyen. Do wypowiedzi przewodniczącej Komisji Europejskiej odniósł się – na Twitterze, czyli tam, gdzie historia o „strefach wolnych od LGBT” się narodziła i urosła do nieprawdopodobnych rozmiarów – Joe Biden, kandydat Partii Demokratycznej na prezydenta Stanów Zjednoczonych.

„Postawię sprawę jasno: Prawa osób LGBTQ+ są prawami człowieka, i »strefy wolne od LGBT« nie mogą mieć miejsca w Unii Europejskiej ani nigdzie indziej na świecie” – napisał polityk, który może wkrótce stać się najpotężniejszym człowiekiem na Ziemi.

A jak jest naprawdę? Dowiedz się czytając Tutaj.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych