Opinie

Na jeden temat przy czwartku: Zlikwidować umowy śmieciowe?

Krystyna Szurowska

Krystyna Szurowska

ekonomistka i publicystka

  • Opublikowano: 28 marca 2013, 09:12

  • Powiększ tekst

Zapraszam Państwa do kolejnego artykułu z interaktywnego cyklu. Wprawdzie pod każdym artykułem można zostawiać komentarze i wchodzić w dyskusję, jednak nie ma co liczyć na nic więcej, niż kulturalna wymiana zdań. My proponujemy Państwu konkurs, który  promuje najciekawsze komentarze. Co czwartek pojawia się artykuł w cyklu "na jeden temat". Spośród komentarzy poniżej wybieramy najlepszy, który zostanie opublikowany jako samodzielny artykuł, lub którego autor będzie mógł rozwinąć swoją myśl i napisać autorski tekst, który opublikujemy na portalu. Oceny będzie dokonywać zespół redakcyjny bezstronny, obiektywny, do łapówek nieskory. Zachęcam Państwa do rzeczowej i kulturalnej dyskusji - w końcu niecodziennie można zostać dziennikarzem wGospodarce.pl!

W poprzednim tygodniu autorem najlepszego komentarza pod artykułem „Dopłaty do hektara, kwoty na mleko. Komu szkodzą?” jest....(orkiestra tusz!) "marshal". Napisanymi komentarzami wygrywa publikację swoich myśli na portalu wgospodarce.pl. Prosimy o kontakt  [email protected] w celu uzgodnienia szczegółów publikacji.

 

Na jeden temat przy czwartku: Zlikwidować umowy śmieciowe?

Wczoraj usłyszałam w radio, że związkowcom nie podoba się polityka rządu. Od razu wzbudziło to moją sympatię. Zbyt szybko. Okazało się, że "zawodowcom" najmniej do gustu przypada min. fakt, że Donald Tusk nie zlikwidował jeszcze umów "śmieciowych". Propaganda, propagandą ja jednak twierdzę, że nie powinno się takich postulatów głośno wypowiadać. Premier gotów pomyśleć, że to dobry pomysł.

Nowa nomenklatura zaprowadziła nas do miejsca, w którym określamy zwykłą umowę między dwojgiem ludzi, którzy mają wspólny interes "śmieciową". Jest to dziwne, jak wiele rzeczy w tej naszej lekko ubarwionej rzeczywistości, jednak akurat ta, prowadzić może do tego, że ktoś całkiem serio pomyśli, że taka umowa nadaje się do śmieci.

Instytucja umów o dzieło lub umów zlecenia odpowiada na konkretne zapotrzebowanie rynku. "O dzieło", jak sama nazwa wskazuje przeznaczona jest dla osób, które mają wykonać konkretną rzecz. Na przykład namalować obraz lub napisać piosenkę. W umowie o dzieło nie chodzi o samą czynność wykonywania pracy, lecz o rezultat. Zleceniodawcy nie obchodzi jak, gdzie i ile czasu będzie pracować zleceniobiorca, lecz efekt. Takie umowy świetnie powinny się sprawdzać w przypadku na przykład programistów czy artystów. Umowy zlecenia przeznaczone są dla osób, które zobowiązują się pracować "rzetelnie" (lub zlecić komuś) nad danym problemem w danym czasie. Na przykład tłumacz zobowiązuje się tłumaczyć przez godzinę wykład amerykańskiego gościa podczas spotkania klubu strzeleckiego. W tym przypadku interesuje nas czas i miejsce pracy zleceniobiorcy, w przeciwieństwie do wcześniej opisywanej umowy o dzieło.

Wobec takiej sytuacji wnioski nasuwają się dwa: jedynym sensownym powodem dla zlikwidowania umów o dzieło byłaby sytuacja, w której zawody typu malarz, tłumacz, dźwiękowiec przestałyby istnieć, czyli ustałoby zapotrzebowanie na  wolne zawody. Ciężko wyobrazić sobie taki stan rzeczy, a już na pewno nie ma on miejsca na naszym rynku, zatem postulaty związkowców są zwyczajnie bezpodstawne. Drugim nasuwającym się wnioskiem jest to, że stosowanie umów zlecenie/dzieło w sytuacji, gdy ktoś przychodzi do pracy codziennie od 8 do 16 wykonując te same czynności jest patologiczne.

Za taki stan rzeczy odpowiadają zbyt wysokie koszty pracy i "socjalne", których bardzo często sami pracownicy nie chcą ponosić. Kolokwialnie mówiąc, szlag ich jasny trafia, kiedy widzą, że zarobili x, a do ich kieszeni trafiło tylko połowa z tego. Do tego dochodzą ograniczenia typu trzymiesięczny okres wypowiedzenia, chorobowe, ciążowe, macierzyńskie itp., które często nie są dużym obciążeniem w okresie prosperity, ale bywają kluczowe w kryzysie. W czasach bessy dużo firm zwalnia pracowników stałych z racji pustej sakwy, wzrasta wtedy zapotrzebowanie na "wolnych strzelców", którzy nie potrzebują posady. Jeśli w firmie potrzebni są pracownicy etatowi należy wykombinować tak, aby przetrwać. Wtedy, niestety, ale trzeba uciekać się rozwiązań na granicy prawa, aby nie utonąć, dlatego sytuacje nawet patologiczego zatrudniania osób na nieodpowiednie umowy są pożądane dla całej gospodarki, ponieważ dane przedsiębiorstwo ma szanse przeżyć ciężki czas, odbudować się i za parę miesięcy/lat znowu dobrze prosperować. Ze strony pracownika sytuacja jest podobna - dzięki takiej umowie ma szanse zarabiać i utrzymać posadę.

Z punktu widzenia logiki nie widzę żadnego sensu, aby likwidować umowy „śmieciowe", nawet w sytuacji, kiedy są stosowne nieodpowiednio, ponieważ dzięki nim gospodarka ma szansę się wybronić z kompletnie beznadziejnej sytuacji, w jakiej aktualnie się znajduje.

Zapraszam do dyskusji!

Powiązane tematy

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.