Polska szkoła do przebudowy
Choć protest nauczycieli został zawieszony problemy polskiego szkolnictwa nie skończyły się. Co gorsza zawieszenie strajku nie sprawi, że dyskusja o edukacji będzie się nadal toczyć - a to błąd, bo polskie szkoły wymagają daleko idących zmian.
Opowiem Państwu pewną fascynującą historię. Otóż kilkanaście lat temu, jeszcze w czasach licealnych uczestniczyłem w wymianie szkolnej z Holandią. Holenderscy uczniowie udali się do Polski podczas gdy my przyjechaliśmy do Holandii. Wymiana jak to wymiana, wycieczki, rozmowy, dyskusje i oczywiście uczestniczenie w normalnych zajęciach lekcyjnych. Jedno co mnie jednak uderzyło to nieobecność pewnego ucznia, który pierwotnie miał brać udział w zajęciach. Nasz holenderski kolega obecny był tylko pierwszego dnia, w kolejnych zamykał się z innymi uczniami na długie godziny w szkolnej świetlicy. Gdy zapytaliśmy skąd takie zachowanie (wspierane przez nauczycieli - zwalniali oni go nawet z niektórych lekcji) usłyszeliśmy, iż nasz kolega przygotowuje się do ważnego turnieju. „Matematycznego?” - zapytaliśmy. „Nie, Warhammera” - padła odpowiedź.
Czym jest Warhammer? Dla niewtajemniczonych wyjaśniam - to złożona, figurkowa gra bitewna w której fikcyjne armie dowodzone przez graczy toczą bitwy na stołach. W holenderskiej szkole, jak się okazało, uczeń ów za osiągnięcie dobrego wyniku w tym turnieju miał otrzymać dodatkowe punkty na świadectwie, które potem będzie brane pod uwagę przy rekrutacji na studia wyższe. Stąd nauczyciele nie tylko nie przeszkadzali mu w trenowaniu do turnieju ale wręcz naszego kolegę wspierali w jego dążeniu.
Ktoś zapewne właśnie zaczął się śmiać. Szkoła, poważna sprawa, edukacja, studia a głupi Holendrzy przyznają punkty za zabawę jakimiś figurkami! Tylko, że takie myślenie jest błędne, bowiem wspomniany już Warhammer to nie tylko zabawa ale też przede wszystkim możliwość rozwoju - gracze by uczestniczyć w tej „zabawie” muszą nie tylko sprawnie posługiwać się matematyką, wykonując szybkie obliczenia ale też rozgrywka rozwija w nich umiejętność podejmowania decyzji, analizy sytuacji, przewidywania, myślenia przyczynowo-skutkowego, a także rozwija ich modelarsko. Tak, modelarsko, bowiem figurkę każdego indywidualnego żołnierza należy wcześniej samemu skleić (nie jest to proste, figurki by były sklejone poprawnie wymagają ogromnej precyzji) a następnie samemu pomalować. Holenderski system szkolny zauważa więc, iż gra tego typu rozwija w uczniach szereg potrzebnych im potem w życiu codziennym umiejętności i decyduje się w nie inwestować. Jak nam powiedziano zresztą potem system edukacyjny w Holandii premiuje nie tylko tak nietypowe formy rozwoju jak wspomniane już figurkowe gry bitewne ale też np. zalicza punkty uczniom, którzy osiągają sukces w esporcie (na polskie klasy esportowe w szkołach musieliśmy czekać kilkanaście lat i są one wciąż traktowane jako absurdalna nowinka przez większość placówek oświatowych). Krótko mówiąc holenderskie szkolnictwo istotnie stawia na rozwój ucznia, na naukę i opanowanie nowych umiejętności. Skutek widać potem danych ekonomicznych, w których holenderski pracownik przy mniejszym nakładzie pracy osiąga o wiele lepsze wyniki, niż jego polski kolega i koleżanka.
A jak to wygląda u nas?
Chyba wszyscy wiemy. Polskie szkoły stawiają na naukę wiedzy czysto encyklopedycznej. Uczniowie muszą zakuć (a potem zdać i zapomnieć) kompletnie niepotrzebne im w dalszym życiu daty, dane, wzory czy pojęcia jednocześnie nie posiadają żadnych praktycznych umiejętności po opuszczeniu szkół, nie umieją też przeprowadzić ciągu logicznego czy przeanalizować ciąg przyczynowo-skutkowy. O takich kwestiach jak docenienie tych uczniów, którzy wykazują się w projektach pozaszkolnych nawet nie wspominam - ilość nauki zawartej w programach i materiału do opanowania przez uczniów jest tyle, iż realnie polska szkoła nie tyle nie zachęca co wręcz czynnie zwalcza w uczniach potrzebę angażowania się w cokolwiek innego niż bieżąca nauka niepotrzebnych nikomu danych.
Czy w epoce internetu i szybkiego dostępu do wszelkiej wiedzy uczniowie naprawdę muszą wykuwać na pamięć daty lub biologiczną nomenklaturę. Odpowiedź jest przecież oczywista! Uczeń nie musi wiedzieć (zbudzony w środku nocy) np. w którym roku miała miejsce bitwa pod Grunwaldem, skoro może to w 5 sekund sprawdzić w sieci. Uczeń powinien natomiast być w stanie powiedzieć jakie wydarzenia do tej bitwy doprowadziły, jak ona przebiegała i dlaczego w taki a nie inny sposób, jakie miała skutki, polityczne, ekonomiczne, społeczne, co oznacza wreszcie dla polskie historiografii, polskich dziejów. To właśnie ucząc w taki, kompleksowy sposób w jednym temacie mamy naukę historii, kultury, socjologii a nawet matematyki i ekonomii. Uczeń nie powinien musieć znać na pamięć skomplikowanego nazewnictwa biologicznego, lepiej niech dowie się dlaczego układy oddechowe działają tak a nie inaczej, jakie są różnice między tymi występującymi u ssaków a tymi posiadanymi przez owady etc. Wtedy mamy znowu połączoną naukę biologii z chemią chociażby. Wymieniać można by długo ale fakt pozostaje jasny - taka forma nauki sprawi, że uczniowie nie tylko będą się rozwijać i uczyć w sposób dla nich zajmujący ale też przy okazji nauki jednego przedmiotu w sposób naturalny zyskają wiedzę z innych.
Taka zmiana jednak wymagałaby nie tyle przebudowy co kompletnego resetu systemu edukacji. Zamiast egzaminów prowadzonych co trzy lata uczniowie musieliby regularnie wykazywać się wiedzą, mieć asumpt do rozwoju częstszy niż cykliczne egzaminy z encyklopedycznej wiedzy. Wymagałoby to też odmiennego podejścia nauczycieli, odciążenia ich z masy papierkowej roboty (proszę mi uwierzyć, że nauczyciele o wiele więcej czasu spędzają na skomplikowanej administracji edziennikami i innymi „librusami” niż pracą z indywidualnym uczniem i nie jest to bynajmniej ich wina), uczynienia raczej przewodnikami niż sierżantami egzekwującymi ilość wykonanych pompek (czyli odpytanie z wykutego przez ucznia materiału).
Jednak nie śmiem nawet marzyć o tak kopernikańskich zmianach w polskiej szkole. Obecny strajk miał szansę otworzyć tę debatę ale niestety z szansy tej ani strona rządowa ani nauczyciele nie skorzystali (czy zamiast tych wszystkich durnych piosenek wrzucanych na YouTube nauczyciele nie mogli posiedzieć chwilę nad stworzeniem własnych propozycji programowych dla szkoły?). Gdy nauczyciele mówili, iż chodzi im o wysoką jakość kształcenia i dobro uczniów to, co tu dodać, ja w te zapewnienia wierzę. Jednak postulaty płacowe nie naprawią systemu szkolnictwa, nie odciążą nauczycieli z niepotrzebnych prac administracyjnych, nie sprawią, że uczniowie przestaną „zakuwać, zdawać i zapominać” niepotrzebną nikomu w XXI wieku encyklopedyczną wiedzę. Krótko mówiąc nie skorzystano z szansy na rozpoczęcie naprawy polskiej szkoły.
A szkoda, bo Polska nadal jeśli chodzi o osiągnięcia uczniów będzie się ciągnąć gdzieś w ogonie Europy.